Rewers
Już blisko 15 lat Jerzy Nowak wciela się w postać Hirsza Singera, głównego bohatera spektaklu "Ja jestem Żyd z Wesela" w reżyserii Tadeusza Malaka. Choć nie zawsze taka długowieczność świadczy bezpośrednio o jakości (wystarczy wspomnieć choćby o "Mayday" Teatru Bagatela), to tym razem jest autentycznym miernikiem - w parze z ilością wystawień idzie także ich jakość.Godzinny spektakl z łatwością można streścić w jednym zdaniu. Oto do adwokata Filipa Waschütza przychodzi niejaki Hirsz Singer, skarżąc się na niedogodności związane z bezprawnym opisaniem jego samego oraz najbliższych członków rodziny przez Wyspiańskiego w „Weselu”. Z ust żydowskiego karczmarza pod adresem „małego rudego” wychodzą liczne złorzeczenia. Wcześniej jednak, nim dochodzi do tego niekończącego się potoku żalu, w całą sytuację wprowadza nas wspomniany adwokat. Zwracając się wprost do publiczności w wystylizowanym na początek XX w gabinecie, przy blasku świec i muzyce z dawnego okresu, opowiada o fenomenie „Wesela” – z którego wszyscy widzowie zdają sobie doskonale sprawę. Anegdoty związane z wybitnym dramatem są zarówno śmieszne jak i interesujące – ukazują, jak popularność krakowskiej sztuki zataczała coraz szersze koła a jej sława urastała do niespotykanego rozmiaru.
Jakże inny i zaskakujący punkt widzenia może mieć uczestnik pamiętnego wesela Rydla z Mikołajczykówną dowiadujemy się chwilę później. Wejście na scenę Nowaka - Żyda zamienia wesołą, pełną humoru opowieść w historię autentycznego dramatu człowieka. Jego dotychczasowe ustabilizowane życie przeszło diametralną zmianę. Wraz z żoną i córką stali się niemal sztucznymi tworami, wykreowanymi w „Weselu”, zatracając swoją indywidualność. Postrzegani przez pryzmat dramatu zmienili się nieodwracalnie – małżeństwo Singera dobiega właśnie końca (pragnie bowiem złożyć pozew rozwodowy), a ukochana córka Pepe pod wpływem popularności zatraciła rodzinne korzenie.
Bezbłędna kreacja Nowaka, bo na niej głównie opiera się siła tego przedstawienia, jest prawdziwym pokazem jego aktorskich umiejętności, które ciężko opisać słowami. Można niewątpliwe mówić o wielkim autentyzmie – w czym pomaga także jego znajomość żydowskiej gwary. Mamy wrażenie, że oglądamy nie Nowaka – aktora, lecz po prostu Żyda z „Wesela” Wyspiańskiego. Z każdy kolejnym jego zdaniem nienamacalna, wyjątkowa teatralna atmosfera gęstnieje.
Ale i inne elementy nie odstają od tego wysokiego poziomu. Już sam tekst Romana Brandstaettera stanowi doskonały punkt wyjścia. Pozornie lekki i zabawny, nie pozbawiony gorzkich refleksji i co najważniejsze – z dnia na dzień coraz bardziej aktualny. Moralny problem bezprawnego wykorzystania w dziełach ogólno pojętej sztuki jest stale obecny w dzisiejszych dyskusjach. Partnerujący Żydowi na scenie adwokat grany przez Tadeusza Malaka to także kreacja kompletna – równie wiarygodna i dobrze zagrana w najmniejszych szczegółach. Malak sprawdza się również znakomicie w roli reżysera, jaką również pełni w spektaklu. Dobrze wydobyty kontrast i słodko-gorzki wydźwięk spektaklu stanowią jego wielki atut.
„Ja jestem Żyd z Wesela” to opowieść o człowieku, który, ratując swój honor, porzuca najbliższych i udaje się do domu starców, by po niemal 10 latach umrzeć w samotności. To historia wiernego swoim ideałom Hirsza Singera, który wbrew swojej woli ofiarował swoje życie sztuce – patrząc symbolicznie na spektakl Tadeusza Malaka to zapewne niewystarczająca, spóźniona, ale niewątpliwie warta obejrzenia rekompensata za poniesione szkody.
Michał Myrek
Dziennik Teatralny Kraków
7 grudnia 2009