Rodzeństwem być

Krystian Lupa powraca ze spektaklem "Rodzeństwo" po kilku latach od premiery. Już wtedy spektakl budził wiele emocji, ale wydaje się, że dopiero teraz nabrał pewnej specyficznej głębi, którą zyskał dzięki dojrzałości reżysera, a w szczególności aktorów. Relacja między tytułowym rodzeństwem wzbudza u widza niepokój, niechęć, momentami nawet odrazę, ale wiele osób, być może, skusi się na życiowy rachunek sumienia

Wszystko to za sprawą niesamowicie realistycznego przedstawienia, w pewnym stopniu patologicznego związku między bohaterami. W pierwszej części możemy oglądać dwie siostry: Ritter (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) i Dene (Agnieszka Mandat). Jedna bardzo przejmuje się powrotem brata ze szpitala psychiatrycznego, druga wypala papierosa za papierosem, ciągle narzekając. Już na pierwszy rzut oka widać, że kobiety różnią się od siebie, chociaż żadna z nich nie jest spełniona zawodowo i obie nie mają zajęć, które mogą absorbować „ciało i duszę”. Każda z nich upatruje taki stan rzeczy w innych przyczynach. Dopiero pojawienie się brata-filozofa staje się prawdziwym katalizatorem wzajemnych wyrzutów. 

Ludwik (Piotr Skiba), chociaż na chorego rzeczywiście wygląda, wcale się bardzo nie różni od swoich sióstr. Wszystkie kłótnie między Ritter i Dene w pewnym momencie dotykają tematu filozofa. Jego postać jest wymówką dla rezygnacji z kariery w przypadku Mandat, obiektem sprzecznych uczuć dla Hajewskiej, jego choroba pozwala tłumaczyć styl życia wybrany przez kobiety. Jednak pojawienie się brata w rodzinnym domu ujawnia zakłamanie sióstr. Lata życia w rolach, które ustalił da nich jeszcze ojciec, w domu opuszczonym przez rodziców, ale w którym żadna nie miała odwagi ani siły nic zmienić, nie da się wyjaśnić szalonym bratem. Wyjaśnienie owego marazmu jest dużo prostsze, wieloletnia wygoda, finansowa stabilność i nuda doprowadziły do takiego poziomu bezczynności i apatii, że jedyne co bohaterkom pozostaje to obrzucanie się oskarżeniami i licytowanie, która więcej w życiu poświęciła. Ludwik, który żyje marzeniami o stworzeniu wiekopomnej rozprawy filozoficznej na miarę Schopenhauera czy Nietzschego, chociaż sam nie potrafi przeskoczyć ograniczeń swojego umysłu, zdaje się najlepiej rozumieć destrukcyjny wpływ, który wywierają na całym rodzeństwie, nawet pośmiertnie (bo z portretów), rodzice. Jego bunt i chęć wyrwania się z domu, który najbardziej przypomina mauzoleum, kończą się niepowodzeniem, ale jakże wielka musi być jego niechęć skoro nad towarzystwo sióstr przedkłada zakład dla umysłowo chorych.

Dawka beznadziejności, goryczy i nie do końca wyartykułowanego żalu jest w sztuce naprawdę duża. Dzięki mistrzowskiej grze aktorskiej w pewnych scenach widz czuje się jak intruz, który podsłuchuje najbardziej intymne rozmowy i kłótnie. Lubię kiedy aktorzy potrafią mnie tak oczarować, że gdy patrzę na scenę, zapominam, że jestem tylko w teatrze. Lupa stworzył rewelacyjny portret psychologiczny trzech osób, których wybory życiowe ukształtowały w taki sposób, że nie będą już w stanie nikomu wybaczyć i niczego w sobie zmienić. Jest to wizja przykra i przerażająca, ale za to jeszcze długo po zakończeniu spektaklu zostaje w pamięci.



Sonia Kaczmarczyk
Dziennik Teatralny
2 maja 2011
Spektakle
Rodzeństwo