Rodzinna eliminacja bez refleksji i energii

Szekspirowskie dramaty zmuszają widzów, przynajmniej przy okazji Festiwalu Szekspirowskiego, do zadawania odwiecznych pytań o sensy i analizę bezsensów. Problem, syndrom, wynaturzenia i oblicze władzy, to główne zagadnienia spektaklu "Król Ryszard III" łódzkiego Jaracza, który stanął do konkursu o tegorocznego, gdańskiego Yorica. Widzowie nie uczestniczyli w zgłębianiu różnych aspektów konfliktu rodów: Lancasterów i Yorków, nie doznali także szczególnych uniesień podczas przedstawienia, gdyż zabrakło elektryzującego napięcia spektaklowego. Z uznaniem odnoszono się do reżyserskiej roboty i koncepcji scenograficznej, czyli pracy przede wszystkim jednego człowieka, Grzegorza Wiśniewskiego.

W historii średniowiecznych Anglii i Francji rozegrało się tyle bitew i pojedynków o pozycję, prestiż i pieniądze, że nie trudno o pomyłki personalne i zawrót głowy. O samych władcach, zasiadających na tronie tylko na chwilę lub dłużej napisano tony kronik i wydano mnóstwo opinii. Do dzisiaj toczą się spory wśród historyków i miłośników szlachetnych, królewskich wspomnień na temat "prawdziwego oblicza" przywódców narodu. Powstają stowarzyszenia stojące na straży dobrego imienia, czego efektem może być uznanie w 2002 roku tytułowego bohatera tego spektaklu za jednego ze 100 najwybitniejszych Brytyjczyków w historii. Ryszard III "Z bożej łaski król Anglii i Francji, pan Irlandii" przez znaczącą większość badaczy posądzany jest o bezprawne dojście do władzy , powiązane z bezpardonowym likwidowaniem możliwych i realnych przeciwników. Skala rodzinnej rzezi podczas domowej Wojny Dwóch Róż obejmuje zarówno dojrzałych członków rodziny, jak i niepełnoletnich, pozbawionych złych nawyków i bez wiedzy na temat zawiłości intryg, które prowadzą do "czystek". Koncepcyjnie w spektaklu widzimy, że nie wszyscy rodzą się źli, wśród Szekspirowskich postaci są takie, które rozprawiają na temat własnego sumienia i wątpliwości związanych z mordowaniem, choć ostatecznie ulegają wyobrażeniu o swojej, krwawej misji w świecie. Tyrrel, służący "miłościwie" zamordowanego króla Henryka łamie się, czy podjąć się służby u nowego pana, nie ukrywającego despotyzmu i kierunku zmian, których przejawem są liczne morderstwa. Tytułowy Ryszard doznaje olśnienia na temat tego, jak powinien radzić sobie do czasu osiągnięcia władzy absolutnej, czyli dokonując zaprzeczenia dobra w sobie. Nie poznajemy go jednak w całej złożoności, jedynie poprzez migawki możemy domyślać się, że przechodzi transformację. Wiśniewski pokazał innego Ryszarda IIII niż ten, jakiego przedstawia Szekspir. Król nie jest szpetny, ułomny, nie posiada zewnętrznych atrybutów demona, jakim według dramatopisarza był. Reżyser bardzo lakonicznie potraktował problem zła, jakie zagnieżdża się w tej postaci, skupiając się na efektach jego działań. Powierzchownie jest rozwinięty wątek lady Anny, która po śmierci męża z rąk Ryszarda, ulega czarowi obietnic tego ostatniego. Nie ma tutaj zbyt długiego rwania szat po stracie ukochanego, prawego człowieka, a jedynie refleksja w finale, że zaślepiły ją słowa tyrana. Brakuje zdecydowanie uwiarygodnienia postaci poprzez analizę psychologiczną, ludzie i fakty następują po sobie, jakby najistotniejsza była skala, nie rodzące się szaleństwo. Oszczędność stylu staje się cechą charakterystyczną Grzegorza Wiśniewskiego, znanego chociażby z nagradzanego "Zmierzchu bogów". 

Wiśniewski narzucił tempo, postaci zmieniają się ustawicznie, dochodzą niepostrzeżenie, wyłaniają się z ciemności z wydzielonych części sceny. Płynność scen powoduje, że widz nie może narzekać na monotonię chronologiczną, czyli okrojoną personalnie i fabularnie historię rodzin. Znużenie spowodowane jest brakiem energii, choć można by to nazwać brakiem prawdy w emocjach, jakie odzwierciedlają aktorzy. Nie przeraża zbrodnia, ani strach tych, którzy wiedzą, że zginą. Brak deklaratywności reżyserskiej w ocenie postaci można odebrać w kategoriach pewnej maniery, co powoduje, że widz skupi się na estetyce przedstawienia, nie problemie. Drugi akt zdecydowanie dynamiczniejszy od pierwszego, dzięki wręczeniu publiczności chorągiewek potrzebnych do aplauzu podczas koronacji, grze Buckinghama czy pewnym "odkryciu" psychologicznym tytułowego bohatera nie doprowadził jednak do mocnego zakończenia. Finałem jest koronacja, nie obalenie i śmierć Ryszarda III. 

Marek Kałużyński jako Ryszard gra konsekwentnie i powściągliwie, z początku nawet zupełnie wydaje się postacią bladą, choć używa paralizatora do zgładzenia pierwszej ofiary. Tomasz Schuchardt w roli narzędziowo działającego Tyrrela, wykonawcy woli Ryszarda III, wyróżnia się spośród grających lekkością. U niego najwidoczniej ujawnia się przemiana, "zatrybienie" w schemacie władzy absolutnej. Michał Staszczak jako Buckingham skupia uwagę w akcie drugim, przede wszystkim dzięki ujawnieniu determinacji, z jaką pragnie doprowadzić do koronacji Ryszarda III.

Scenografia jest interesująca dzięki prostym rozwiązaniom. Ogromny stół (stały element u Wiśniewskiego) i piramida, po której można się wspinać i z której łatwo można spaść w otchłań. Jednocześnie szczyty władzy i wieża w Tower. Operowanie światłem i kolorami nadaje dodatkowe znaczenia, mimo że kolory są ograniczone przede wszystkim do czarnego i jego odcieni, kontrastowanego z czerwienią dywanu czy szminki.

Grzegorz Wiśniewski wespół z Jakubem Roszkowskim, etatowym dramaturgiem Teatru Wybrzeże, stworzyli skomponowaną czytelnie produkcję. Widz nie ma wrażenia o przesadzie w używaniu środków wyrazu, nie ma również przekonania o wielkości problemu, jaki został wzięty na warsztat. Inaczej niż sprzed trzech lat "Ryszard III" Teatru w Cluj.



Katarzyna Wysocka
www.portkultury.pl
6 sierpnia 2012
Spektakle
Król Ryszard III