Rodzinne państwo

"Król Lear" jest jednym nie tylko z najważniejszych, lecz także najbardziej kłopotliwych dramatów Szekspira. Inscenizacja Jacques'a Lassalle'a to spektakl o upadku rodziny, czyli małego państwa, oraz przedstawienie o starości, która - jak mawiały nasze babcie - zdecydowanie nie udała się Panu Bogu.

Rozwlekła, ale stylistycznie konsekwentna adaptacja Lassalle'a broni się przede wszystkim tytułową kreacją Andrzeja Seweryna. Lear silny w słabości: gwałtowny, chmurny, nawet w szaleństwie odmawiający sobie prawa do bezwolności. Starzec z siwą brodą, ale z męską witalnością i energią. Aktor świadomie podsuwa widzom łamigłówkę. Kolejne decyzje Leara to efekt wyobcowania, zawierzenia fatum, ale może także dwuznacznie pojęty rozsądek każący zarozumiałemu władcy przybrać szaty odmieńca i dziwaka? Siła wieloznacznej propozycji Seweryna odbija się na tle pozostałych. Czołowy aktor, zarazem dyrektor Teatru Polskiego, nie ma na scenie partnerów. Porażką są zwłaszcza

portrety kobiece. Regana i Goneryla w interpretacji Anny Cieślak i Marty Kurzak miały być, zdaje się, demoniczne i diaboliczne; są trzpiotowate i groteskowe. Nie o taki efekt chodziło Szekspirowi, Lassalle'owi podejrzewam również. Sławny francuski reżyser już po raz piąty pracował w Polsce, to jego szóste przedstawienie z udziałem Andrzeja Seweryna (wliczając francuskie doświadczenia) oraz kolejne ze scenografką i autorką kostiumów Dorotą Kołodyńską. W sprawdzonym teamie powstał spektakl bezpieczny i nieantagonizujący, mimo to prowokujący do pozaartystycznych analogii. Oglądając historię napadających na siebie państw rządzonych przez rodzinę oraz niepokojący obraz ludzkich popędów, na czele z chorymi ambicjami, trudno nie myśleć o Ukrainie i Rosji. Ale to już zasługa Szekspira, nie Lassalle'a. "Król Lear" nigdy się nie zdezaktualizuje.



Łukasz Maciejewski
Wprost
13 maja 2014
Spektakle
Król Lear