Rodzinny obłęd

"Rodzeństwo", mające swoją premierę w 1996 roku, przetrwało próbę czasu, pokazując, że teatr Lupy jest ponadczasowy i uniwersalny. Portret zawikłanych i trudnych rodzinnych relacji, spenetrowanych dogłębnie przez reżysera, a tak ważnych dla samego Bernharda, jest szczery, zajmuje emocjonalnością, odsłania złożoność człowieka i jego społecznego istnienia.

Podzielony na trzy części spektakl stopniowo odsłania zawikłane relacje tytułowego rodzeństwa. Rozpoczyna się od rozmowy dwóch sióstr o celowości przywiezienia brata z ośrodka dla obłąkanych do rodzinnego domu. Entuzjazm z tego powodu Denne i poirytowanie Ritter zdają się odzwierciedlać stosunek do nieobecnego brata. Niezależnie, czy niechęć, czy to ekscytacja opanowuje bohaterki, możemy wyczuć wibrujące w nich pożądanie, zabieganie o miłość i zazdrość o jej brak. Pasjonująca dyskusja, miejscami wręcz groteskowa, lecz emocjonalnie przejmująca, odsłania kolejne warstwy uczuć, relacji i rodzinnych zadr. 

Znaczące są okoliczności, w których poznajemy bohatera. Wzmożona ciekawość i oczekiwanie na jego pojawienie wynika z chęci naszej-widzów osobistej z nim konfrontacji. Figura Vossa kształtuje się bowiem w naszych myślach w czasie siostrzanej rozmowy. Brat z początku okazuje się niespodziewanie normalny i przeciętny, a jedyne co jest zaskakujące, to nadmierna troska i fascynacja sióstr. Powolne odkrywanie kondycji bohaterów, ich przeszłości i niejednoznacznych stosunków obejmuje całość fabularnej strony przedstawienia. Niewiele, a z każdym gestem, słowem czy zachowaniem mamy wrażenie, że to, co dotychczas myśleliśmy o bohaterach, obraca się w niwecz.

W tle rodzinnej konfrontacji widnieje także inny – istotny w twórczości Bernharda – temat. Przywiązanie do miejsca-domu, będącym powiązaniem miłości i nienawiści, fascynacji i wstrętu przekłada się w dużym stopniu na rodzinną relację. Akcja sztuki odgrywa się w jadalni, pokoju – także w zakresie dekoracji – naznaczonym piętnem czasu i pamięci. Na ścianach widnieją ogromne portrety rodzinne, których obecności nie może znieść Voss. W symboliczny sposób odwraca je w pewnym momencie na druga stronę, chcąc uciec od ich piętna, stygmatu, jakim dla niego jest to, skąd i od kogo się wywodzi.

Ciężko pisać o przedstawieniu tak skromnym, a jednocześnie tak gęstym od uczuciowości i znaczeń. Atmosfera tych, zdawałoby się nieraz kuriozalnych, relacji hipnotyzuje, wciąga, a jednocześnie stawia widza w pozycji obserwatora, podglądacza cudzego wnętrza. Podobne wrażenie odnosi czytelnik Bernharda i odzwierciedlenie tego nastroju poprzez środki teatralne jest przedsięwzięciem karkołomnym. Lupa po raz kolejny udowadnia, że jego sposób myślenia i artystycznego odczuwania bliski jest austriackiemu twórcy, a forma pracy z aktorem i scenicznej kreacji świetnie z nim współgra. Temat izolacji, stagnacji, nieumiejętności wyrażenia siebie w relacji z drugim potrafi tutaj poruszyć i stworzyć uniwersalny obraz kondycji ludzkiej.



Magdalena Urbańska
Dziennik Teatralny
13 listopada 2010
Spektakle
Rodzeństwo