"Rowerzyści" Augustynowicz na przebitej oponie

Najnowszy spektakl Anny Augustynowicz to profesjonalnie zrobiona farsa utopiona w banałach. Sztuce w niczym nie pomoże ani najlepsza gra aktorska, ani oryginalna scenografia, ani dobra oprawa muzyczna.

Ten schemat został już przetrawiony na wszelkie sposoby w amerykańskich filmach, od "Absolwenta" poczynając. Sześcioro bohaterów, mimo sukcesów zawodowych i wypchanych portfeli, nie radzi sobie z rzeczywistością. Brak więzi międzyludzkich, kryzys rodziny i wewnętrzną pustkę próbują rekompensować ucieczką w chore związki, seks bez miłości i rozmaite dewiacje. Małżeństwo kłóci się o kolor markizy, o prawdziwych problemach (jak np. wieloletnia kochanka męża) nie rozmawia. 15-letni Tomek (świetnie zagrany przez Marcina Łuczaka) rysuje trupy. Wiąże się z matką swojej dziewczyny. Dorośli nie potrafią wychowywać dzieci, dzieciom ciąży dzieciństwo. 

Do tego dochodzi gra z widzem. Na scenie wisi telewizor, w którym widzimy obraz z kamer skierowanych na publiczność. Aktorzy tłumaczą widzom, co dzieje się na scenie. Wszyscy wiedzą, że to gra. Wszystko jest fałszem, w "Rowerzystach" nie ma nic prawdziwego. 

Sztukę ogląda się przyjemnie, głównie dzięki bardzo dobrej grze aktorskiej. Nie zawodzą reżyseria, scenografia i oprawa muzyczna. Spektaklowi zabrakło jednego - treści, które skłaniałyby do jakichkolwiek refleksji po wyjściu z teatru. Augustynowicz serwuje nam powierzchowną analizę współczesnego społeczeństwa i po raz setny każe nam szukać odpowiedzi na pytanie, dokąd doprowadzi bezmyślna konsumpcja. 

"Rowerzyści" to przedstawienie, o którym zapomina się już w połowie drogi do domu.



Anna Łukaszuk
Gazeta Wyborcza Szczecin
5 maja 2009
Spektakle
Rowerzyści