Różne oblicza "Rozkoszy"

Jubileuszowy sezon w Teatrze Rozbark rozpoczął się z przytupem. Zaledwie dwa tygodnie po jego inauguracji na deskach rozbarskiego teatru zaprezentowano dwa premierowe spektakle - „Lorem ipsum" w wykonaniu Vagabond Physical Collective oraz „Rozkosz" w choreografii Jakuba Lewandowskiego, choreografa i reżysera, współpracującego z największymi scenami w Polsce.

Ostatni z nich wystawiono 29 września, podczas 9. Nocy Teatrów Metropolii. W pełni zasłużył na wyjątkową oprawę, jaka towarzyszyła premierze podczas tej jedynej nocy w roku, kiedy to podwoje teatrów stają otworem przez teatromanami. Zobacz dzisiejsze wydanie internetowe Dziennika Zachodniego „Rozkosz" to taneczna impresja na temat przywar współczesnego społeczeństwa. Etiudy przedstawiają pokusy współczesnego świata, a spektakl prezentując różne oblicza rozkoszy, wywołuje tym samym wachlarz emocji u widza.

Inspiracją do powstania spektaklu były czarno-białe zdjęcia Irvinga Penna, amerykańskiego fotografa pracującego dla magazynu „Vogue". Wyróżnikiem jego zdjęć był przepych, wyrafinowanie i oschłość. Niedziela 14 października 2018. Czy to niedziela handlowa? Zmiany czasu już więcej nie będzie? Nie zapłaciłeś mandatu? Nie polecisz na wakacje I tacy też są bohaterowie wykreowani przez Lewandowskiego, który idąc w ślady Penna sportretował współczesne, kosmopolityczne społeczeństwo pars pro toto. Mistrz fotografii mody uwieczniał na kliszy bożyszcze tłumów, postaci znane z czerwonego dywanu. I ten czerwony dywan nie bez kozery przeniesiono w świat przedstawiony.

Muzyka skomponowana przez Michał Lisa jest niejednorodna, jej recepcja to podróż przez muzyczne gatunki. Stanowi konglomerat różnorodnych typów, ponieważ znajdziemy tu zarówno klasyczne brzmienia, jak i rocka, czy nawet techno. To ona dynamizuje akcję i dookreśla niedopowiedziane. Scenografia jest minimalistyczna, olbrzymią rolę odgrywa tu reżyseria świateł, za którą odpowiada Paweł Murlik. Scena skąpana w ciemności, lśniąca, jadowicie czerwona podłoga, a nad nią jarzące się reflektory – ascetycznie, ale jakże efektownie i wymownie. Świat to estrada, każdy ma swoje pięć minut, a później znika... Trawestując słowa Szekspira i Goffmana, można powiedzieć, że życie to teatr, aktorami ludzie grający w teatrze życia codziennego. Codziennie przyjmują maski, za którymi skrywają swoje prawdziwe oblicze. Na scenie króluje ponadczasowa czerń. Tancerze ubrani są w smokingi, tancerka w spodium, co dodatkowo podkreśla skojarzenie z estradą, życiem na świeczniku, ale i z taneczną balladą korporacyjną. Performerzy stroją miny, wdzięczą się, przyjmują wystudiowane pozy. To już nie tylko teatr tańca współczesnego, ale i pantomima przypominającą tą z kina niemego i gombrowiczowskie zmagania z formą. Reżyser umiejętnie stopniuje napięcie.

Spektakl rozpoczynają etiudy sukcesywnie odsłaniające niuanse współczesnego życia. Wśród nich szczególnie trzy zapadają w pamięci. Pierwsza z nich to metaforyczna scena, w której ciała dwóch tancerzy (Daniel Leżoń i Paweł Urbanowicz) spajają się w jedno. Tancerze doprowadzili synchronię do mistrzostwa. Człowiek i cień, rozum i sumienie, jungowskie ego i persona, wybór między uczuciami a powinnościami, naturą a konstruktem społecznym. Na uwagę zasługuje też atrakcyjne wizualnie oniryczne solo z lustrem Daniela Leżonia. Tancerz wpełza na scenę ze zwierciadłem, które stanowi przedłużenie jego ciała. Ta symboliczna proteza jest znacząca. Już w sztuce średniowiecznej lustro uważane było za personifikację próżności i doczesności. Jednakże może też symbolizować wejrzenie w siebie. Lustro odbija rzeczywistość, ale może też stanowić wrota do świata próżności, egoizmu i skoncentrowania na sobie. Jest tu narcystyczny samozachwyt, ale i walka ze sobą i formą. W kolejnej scenie do solisty dołączają pozostali tancerze. Każdy z nich dzierży zwierciadło na brzuchu. I tak zrośnięci z artefaktem tańczą, wyznając kult własnego odbicia. W pewnym momencie lustra zastępują ich głowy. Zatracając się w rozkoszy podążania za innymi i pochlebstwach płynących od followersów lajkujących ich zdjęcia, gubią gdzieś swoją wyjątkowość, indywidualność. To znamienne dla współczesnej Instakultury, nastawionej na odsłanianie swojej prywatności i publikowanie w cyberprzestrzeni dosłownie wszystkiego. Lustrem współczesnej, wykreowanej rzeczywistości są media społecznościowe: Facebook, Instagram itp.

Jest i dynamiczna scena zbiorowa, w której wirus tanecznej mobilizacji rozprzestrzenia się po scenie zarażając kolejnych tancerzy, którzy sukcesywnie „ożywają", a ich ciała wyginają się w karykaturalne pozy. Muzyka staje się przewodnikiem. Przywodzi na myśl wojenne werble wzywające do walki.

Energia drzemiąca w tancerzach szuka ujścia... i znajduje. Pojawia się też scena nagości, kiedy jeden z tancerzy niczym cherubin zstępujący z firmamentu wdzięczy się, kryguje, śmieje, pręży, pokazując muskulaturę. Występowi towarzyszy barokowa muzyka. I co z tą nagością zrobić? Społeczeństwo ma ciągle z nią problem. Zapyta ktoś, czy była potrzebna? Być może nie, może dało się ją obejść, ale czyż nie ona właśnie kojarzy się z rozkoszą, tą cielesną, najbardziej? Spektakl „Rozkosz" to utrzymana w onirycznym klimacie taneczna impresja na temat przyjemności rządzących umysłami współczesnego hedonistycznego społeczeństwa.

To pokaz dobrego aktorstwa i popis sztuki tanecznej, a wszystko okraszone zostało ciekawymi pomysłami scenograficznymi. Reżyser miał nosa do obsady. Udało mu się dobrać nie tylko wyjątkowo zdolny, ale i zgrany zespół młodych artystów, który tworzą: Dominika Wiak, Wojciech Furman, Daniel Leżoń, Oscar Mafa, Paweł Urbanowicz oraz Michał Woźnica. Jakub Lewandowski zdecydował się na nieoczywiste rozwiązania. Spektakl naszpikowany jest ukrytymi znaczeniami, kodami kulturowymi, które należy rozszyfrować.

To nie tylko ładne estetycznie przedstawienie, ale przede wszystkim przekaz, który na długo zapada w pamięci, nie tylko z uwagi na poruszane kwestie, ale głównie z uwagi na oryginalną realizację.



Magdalena Mikrut-Majeranek
Dzennik Zachodni
13 października 2018
Spektakle
Rozkosz