Różne odcienie namiętności

Nigdy dotąd w 19-letniej historii Międzynarodowego Festiwalu Kontakt w Toruniu nie zdarzył się tak dobry "dzień polski"

Złożyły się nań pokazy dwóch znakomitych – choć zasadniczo różnych – przedstawień. Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie przywiózł po skandynawsku ascetyczne „Rozmowy poufne” według Ingmara Bergmana, a łódzki Teatr im. Jaracza wystylizowanego „Makbeta” Szekspira.

Krakowskie przedstawienie z gościnnym udziałem Sławomira Maciejewskiego, aktora toruńskiego Teatru im. Horzycy, jest dziełem Iwony Kempy, od trzech lat dyrektor artystycznej tej sceny.

Widowisko nieskazitelnie czyste w przesłaniu, zrealizowane skromnymi środkami w pełni zasługiwało na tak ogromne zainteresowanie widzów, z jakim spotkało się w Toruniu.

W swej twórczości Bergman był krytykiem instytucjonalnego traktowania związków między ludźmi, wnikliwie analizował konflikty małżeńskie. W „Rozmowach poufnych” nakreślił portret Anny, kobiety skazanej na życie u boku niekochanego męża, pastora Henryka. Miłość do młodego studenta teologii Tomasa jest dla niej, młodej żony i matki, przeżyciem równie radosnym, jak i arcytrudnym do akceptacji.

Wyciszona, delikatnie opowiedziana historia przyniosła fenomenalne role Dominiki Bednarczyk (Anna), Tomasza Międzika (Jakub) i Sławomira Maciejewskiego (Henryk), a także całej reszty znakomitego zespołu.

Wśród wielu ostrych widowisk, z przemocą i seksem na pierwszym planie, jakich nie brak na tym festiwalu, tak głębokie wejrzenie w duszę człowieka spotkało się z entuzjastycznym odbiorem widzów.

Zupełnie inny w klimacie był łódzki „Makbet”. Mariusz Grzegorzek pokazał wyrafinowane estetycznie widowisko o magicznej sile oddziaływania, którą podkreślały dziesiątki płonących świec. Role spragnionej władzy pary porywająco zagrali Ireneusz Czop i Ewa Audykowska-Wiśniewska.

Oba polskie przedstawienia wykazały, że teatr bynajmniej nie musi odwoływać się wprost do naszej codzienności ani podpierać współczesnymi gadżetami, żeby intrygująco mówić o konfliktach ludzkich sumień.



Janusz R. Kowalczyk
Rzeczpospolita
30 maja 2009