Ruiny po Śląskim Teatrze Tańca

Czy my musimy mieć taki teatr, skoro w nim już nie ma tancerzy? Mieliśmy go przez dwadzieścia lat i to wystarczy - takie opinie krążyły wśród bytomskich radnych po ujawnieniu finansowego bałaganu, jaki panował od lat w Śląskim Teatrze Tańca. Czy zasłona nad dalszym losem Śląskiego Teatru Tańca ostatecznie opadła po przegłosowaniu 28 stycznia 2013 roku przez bytomskich radnych uchwały o zamiarze jego likwidacji, rozstrzygnie się w ciągu najbliższych 6 miesięcy - pisze Ryszard Bednarczyk w miesięczniku Śląsk.

Historia Śląskiego Teatru Tańca związana była ściśle z osobą Jacka Łumińskiego. Kiedy ten znany choreograf, absolwent pedagogiki tańca na Akademii Muzycznej w Warszawie, po sześciu latach pracy aktorskiej w Państwowym Teatrze Żydowskim i badaniach folkloru chasydów opracował własne oryginalne programy artystyczne i założył w 1991 roku pierwszy polski zawodowy zespół tańca współczesnego w Polsce, znalazł przystań w Bytomiu. Władze miasta dla realizacji nowatorskich tanecznych pomysłów Jacka Łumińskiego utworzyły 28 stycznia 1992 roku Śląski Teatr Tańca finansowany z miejskiego budżetu jako gminna instytucja kultury. W ciągu 20 lat istnienia wraz z zespołem wybranych tancerzy Jacek Łuminski stworzył nowy styl i formę tańca oparty na narodowych tradycjach kulturalnych, sięgających obok klasyki do folkloru polskich Żydów, a także góralskiego. Jednymi z cech charakterystycznych tego nowatorskiego tańca artystycznego były między innymi: tempo rubato, asymetryczny puls oraz widoczne folklorystyczne struktury. Zespołowy taniec - jak pisali znawcy tematu - przypominał pływanie w przestrzeni, formy obrzędowe, jakby rozmowy z Bogiem, dotykał sfery transcendencji. Ruchy taneczne wyrażały ludową moc i swobodę.

Spektakle taneczne zrealizowali w Bytomiu Avi Kaiser z Belgii, Anna Soklow ze Stanów Zjednoczonych oraz Konrad Drzewiecki. Na scenie Śląskiego Teatru Tańca wznowione zostały przedstawienia Poli Nireńskiej, znanej w okresie międzywojennym tancerki i choreografki. Oprócz tanecznych premier zespół ŚTT organizował międzynarodowe cykliczne warsztaty tańca, seminaria teatralne i realizował społeczne programy choreograficzne dla osób niepełnosprawnych. Repertuar zespołu szybko zyskał uznanie za granicą. Przedstawienia ŚTT oglądali między innymi widzowie w Austrii, Kanadzie, USA, Izraelu i Niemczech. Tancerze z Bytomia zawitali nawet do Indii. Recenzenci entuzjastycznie pisali zarówno o przedstawieniach jak i projektach społecznych bytomskiego zespołu. "Ale od tych wojaży istotniejszy jest fakt, że do Bytomia przyjeżdżają zespoły z całego świata. Na przełomie czerwca i lipca, gdy w kulturze zazwyczaj zaczyna się ogórkowa kanikuła, w Bytomiu trwa Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki Tanecznej. (...) Jedyna licząca się w skali ogólnopolskiej i międzynarodowej, wielkie przedsięwzięcie organizacyjne, możliwe do zrealizowania - co warte podkreślenia - głównie dzięki pieniądzom pozyskanym od polskich i (w większej części) zagranicznych sponsorów oraz pracy wolontariuszy" zachwycał się w 2004 roku na łamach "Śląska" bytomski publicysta Marcin Hałas.

Tak udana kilkunastoletnia działalność i współpraca z sześcioma europejskimi szkołami tanecznymi przyczyniła się wreszcie do opracowania przez Jacka Łumińskiego w 2005 roku programu szkoły tańca na poziomie akademickim. Dwa lata później w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie utworzony został Wydział Teatru Tańca, w którym wcielona została w życie taneczna edukacja na poziomie akademickim. Po obronie pracy doktorskiej w 2008 roku Jacek Łumiński objął stanowisko dziekana na nowo powstałym Wydziale Polska Technika Tańca a w Bytomiu otwarto filię krakowskiej PWST. Wydawało się, że założyciel Śląskiego Teatru Tańca osiągnął twórcze i edukacyjne szczyty.

Tymczasem przebudzenie ze snu o potędze było niezwykle bolesne. A zaczęło się od reali-zacji sfinansowanego przez norweską fundację oraz Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego projektu "Taneczny Most". Od Norwegów ŚTT otrzymał 586 tys. zł dotacji, ministerstwo dołożyło 95 tys. zł. Początkowo nic nie wskazywało na jakiekolwiek niedociągnięcia w realizacji projektu, który polegał na wymianie islandzkich, norweskich i polskich tancerzy, choreografów i przedstawień w latach 2010-2011. "Taneczny Most" zyskał pozytywne recenzje w prasie i kiedy wydawało się, że kolejne przedsięwzięcie ekipy Jacka Łumińskiego zakończyło się sukcesem, wybuchła bomba z opóźnionym zapłonem, która obróciła w gruzy wszystkie dotychczasowe dokonania Śląskiego Teatru Tańca. Podczas rozliczeń finansowych jedna z zagranicznych uczestniczek projektu "Taneczny Most" wykryła swój podrobiony podpis na pokwitowaniu odbioru 15 tys. euro. Powiadomiła Jacka Łumińskiego, że nigdy tych pieniędzy nie dostała. Wkrótce wyszło na jaw, że za fałszerstwem stał Roman K., zastępca dyrektora do spraw finansowych ŚTT, który przez 17 lat cieszył się pełnym zaufaniem Jacka Łumińskiego i nawet bywał nagradzany tytułem bytomskiego menedżera roku. Po wpadce został zwolniony z ŚTT, zaś prezydent Bytomia Piotr Koj zaznajomiony ze sprawą niedociągnięć w realizacji projektu "Tęczowy Most" w lutym 2012 roku zawiadomił prokuraturę o możliwości sfałszowania podpisów w dokumentacji finansowej. Roman K. szybko usłyszał prokuratorskie zarzuty. Sprawą zajęli się biegli sądowi. Równocześnie z inicjatywy Jacka Łumińskiego zaczęło się uzdrawianie finansów w bytomskim teatrze tańca. Od czerwca 2012 roku w ŚTT zatrudniony został nowy księgowy. Zarządzaniem zajął się Norbert Kobyliński z Białostockiego Teatru Tańca. Ograniczono działalność artystyczną teatru, w którym pozostało 10 pracowników. Spłacono 600 tys. zł długu. W kasie pojawiło się nawet 150 tys. zł nadwyżki.

Jednak to nie był koniec nieszczęść, bo na wieść o nieprawidłowościach w wykorzystaniu norweskich funduszy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zażądało zwrotu dotacji przyznanej na realizację projektu "Taneczny Most". Ówczesny prezydent Bytomia Piotr Koj i jego zastępczyni Halina Bieda niezbyt energicznie wzięli się za rozsupłanie finansowego węzła, w który zaplątał się ŚTT. Dopiero po odwołaniu w referendum bytomskich władz samorządowych i przedwczesnych wyborach oraz objęciu stanowiska prezydenta Bytomia przez Damiana Bartylę wyjaśnianie zawiłości ruszyło z kopyta. Przyczyniło się do tego ponowne żądanie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego zwrotu przez Urząd Miejski wraz z odsetkami dotacji przyznanej ŚTT, w sumie około 800 tys. zł.

Na początku listopada 2012 roku sprawą długu i sytuacji Śląskiego Teatru Tańca zajęli się radni z Komisji Edukacji, Kultury, Sportu i Rekreacji. Już z pobieżnych wyliczeń wynikało, że placówce zagroziła finansowa zapaść. Bytomski magistrat przeznaczył bowiem w 2012 roku na utrzymanie teatru około 950 tys. złotych, zbyt mało żeby spłacić dotację oraz długi, sięgające 1,2 min złotych. Dlatego Damian Bartyla, prezydent Bytomia, zlecił Wydziałowi Audytu i Kontroli Urzędu Miejskiego szczegółowe sprawdzenie z tego, jak gospodarowano pieniędzmi w tej miejskiej placówce. Zaledwie po dwóch dniach kontroli urzędnicy z magistratu wykryli 15 nieprawidłowości, świadczących o łamaniu prawa pracy, ustaw o finansach publicznych i rachunkowości oraz naruszających dyscyplinę finansów publicznych. Do poważniejszych kontrolerzy zaliczyli to, że pracownicy ŚTT nie mieli badań lekarskich a nowo zatrudnionym nie wręczano zakresu obowiązków. Główny księgowy pełnił funkcję na podstawie porozumienia ustnego, zaś polecenia kierownictwa przekazywano mu drogą mailową. Po tych wstępnych ustaleniach audytorów padły pierwsze konkretne zarzuty wobec szefa i twórcy Śląskiego Teatru Tańca.

- Jeśli ktoś jest dyrektorem generalnym, jak Jacek Łumiński, nawet jeśli nie brał udziału w tym procederze, odpowiada za to, że jako szef całej instytucji nie potrafił być menedżerem, który potrafi to wszystko utrzymać w ryzach - oświadczył Adam Grzesik, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego w Bytomiu, na zwołanej pod koniec listopada 2012 roku konferencji prasowej.

Jacek Łumiński bronił się, na spotkaniu z dziennikarzami powiedział: - Nie jestem w stanie kontrolować wszystkiego, muszę opierać instytucję na zaufaniu. Nie czuję się zbyt krystalicznie czysty, chcę ponieść odpowiedzialność, jakąś. Natomiast to, co jest dla mnie najważniejsze, to idea teatru.

Murem za kontynuowaniem wizji artystycznej twórcy ŚTT stanęli znani w kraju i na świecie tancerze i choreografowie, między innymi Jonathan Hollander, dyrektor nowojorskiego Bat-tery Dence Company. Wyraz poparcia dali na założonej na Facebooku stronie internetowej "Stand Up for Jacek Łumiński", gdzie w ciągu kilku dni pod apelem o przetrwanie tanecznego zespołu w Bytomiu podpisało się ponad 3 tysiące internautów. Sam założyciel ŚTT obiecał naprawić sytuację w placówce w ciągu 3 lat i zająć się wyłącznie stroną artystyczną funkcjonowania zespołu. Zaplanował zorganizowanie w 2013 roku w Bytomiu - chociaż w skromniejszym zakresie - Międzynarodowych Konfrontacji Tańca Współczesnego i Festiwalu Sztuki Tanecznej. Po zaangażowaniu do pracy sześciu tancerzy między innymi z Holandii i Izraela zamierzał przygotować według własnej choreografii dwa premierowe przedstawienia.

Dobre chęci Jacka Łumińskiego storpedowane zostały jednak przez wyniki zakończonej w grudniu 2012 roku kontroli finansów ŚTT, przeprowadzonej przez Wydział Audytu i Kontroli bytomskiego Urzędu Miejskiego. Kontrolerzy ujawnili bałagan, jaki panował w placówce, gdzie od lat 90. XX wieku nie sporządzono inwentaryzacji wyposażenia, a w ciągu ostatnich czterech lat nie prowadzono prawidłowej ewidencji księgowej. Gotówkę wypłacano bez dowodów księgowych oraz podpisu księgowego i dyrektora. Polecenie przelewu pieniędzy wydawano mailem. Listy płac drukowano po wypłacie wynagrodzeń. Zobowiązania regulowano po terminie. W placówce nie obowiązywał żaden regulamin zamówień publicznych. W dodatku Państwowa Inspekcja Pracy stwierdziła w teatrze stosowanie mobbingu a sąd naruszenie praw pracowniczych. Jakby tego było mało, dyrekcja ŚTT szastała wręcz pieniędzmi. Na same przejazdy taksówkami wydano w 2012 roku ponad 22 tys. zł.

- Panowie dyrektorzy wydają na taksówki kwoty 100 złotych dziennie. Nie wiem, czy nie opłacałoby się kupić samochodu służbowego - mówi Joanna Stynwak, naczelnik Wydziału Audytu i Kontroli Urzędu Miejskiego w Bytomiu.

Równie chętnie dyrektorzy teatru latali samolotami. Przeciętnie lotniczy bilet kosztował od 2 do 3 tysięcy złotych. Jednak brakowało uzasadnienia celowości takich przelotów.

- Pod takim biletem powinna być jakakolwiek delegacja - wyjaśnia Joanna Stynwak.

Po tak szokujących wynikach kontroli pod koniec grudnia 2012 roku Damian Bartyla, prezydent Bytomia, zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa w związku z wykrytymi w ŚTT nieprawidłowościami. Przyszłość tej zasłużonej placówki stanęła pod znakiem zapytania.

- Rada Miejska powołała tę jednostkę i Rada Miejska podejmie decyzję co do dalszej przyszłości tego teatru. Być może zostanie podjęta decyzja o rozwiązaniu Śląskiego Teatru Tańca. Byłoby na pewno szkoda, bo to prawie 20 lat tradycji, duże osiągnięcia na polu artystycznym - oświadczył Damian Bartyla.

O nielikwidowanie ŚTT zaapelowali pod koniec grudnia 2012 roku w liście otwartym do prezydenta Bytomia pisarze, reżyserzy, kompozytorzy, dziennikarze. "Złym sposobem naprawiania teatru jest jego zamykanie" - przekonywali podpisani pod listem Agnieszka Holland, Jacek Żakowski, Sergiusz Sterna-Wachowiak, Magdalena Środa, Michał Zadara.

Mimo niepewności co do losów placówki ogłoszony został konkurs na jej nowego dyrektora. Jacek Łumiński dużo wcześniej zapowiedział, że jeżeli nie będzie prowadził teatru, to zniknie jego autorska idea. Twórca ŚTT liczy jeszcze na sfinansowanie działalności placówki przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego bądź Śląski Urząd Marszałkowski. Jednak ta nadzieja może być ostatnią, która umiera.

Zaraz po Nowym Roku ministerialni i marszałkowscy urzędnicy potwierdzili nieoficjalnie chęć utrzymania działalności teatru Łumińskiego co najmniej taką kwotą, jaką rocznie wydaje na placówkę bytomski magistrat. Prawie równocześnie dotychczasowy dyrektor otrzymał od prezydenta Bytomia wypowiedzenie i przestał kierować ŚTT. Wkrótce na prośbę Damiana Barty li Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zgodziło się na zatrudnienie - bez ogłaszania konkursu - nowego szefa placówki Adriana Lipińskiego, bankowca i specjalistę od funduszy europejskich.

Czy zasłona nad dalszym losem Śląskiego Teatru Tańca ostatecznie opadła po przegłosowaniu 28 stycznia 2013 roku przez bytomskich radnych uchwały o zamiarze jego likwidacji, rozstrzygnie się w ciągu najbliższych 6 miesięcy.



Ryszard Bednarczyk
Śląsk
22 lutego 2013