Rzeka natchnęła Myśl. Myśl płynęła z nurtem Rzeki.
Na szyjach splatali ręce jak bukiety róż. Ich uczucie, zapisane jedynie na kartach listów, ujawnia, że są jak dwie krople, choć w gruncie rzeczy żyją na archipelagach. Oboje są dziećmi epoki, epoki w której nawet wiersze apolityczne są polityczne. Ciągle mijali sięi spotykali na nowo, aby ostatecznie całkiem się od siebie oddalić. W końcu co świat miałby z dwojga ludzi, którzy nie widzą świata.
Czerwone róże zetknięte są między drzwiami, po bokach sceny dwoje ludzi, mężczyzna w białej koszuli i czarnym długim płaszczu i kobieta w czarnej sukience i meloniku. On, zawsze stojący po właściwej stronie, światowiec, wielkokrotny pretendent do literackiej Nagrody Nobla, barbarzyńca w ogrodzie, który wolał podróż do źródła niż życie w piekle cenzury. Ona, była działaczka partyjna, podróżująca po świecie, ale bez przyjemności, nie znająca języka angielskiego, wolała prostych ludzi Vermeera od umoralniających obrazów dawnych mistrzów. Dwoje zupełnie różnych poetów, których związało na długie lata dziwne uczucie, najpierw szacunek oparty na wzajemnym podziwie do twórczości, potem wieloletnia przyjaźń a być może nawet platoniczna miłość, którą przerwał krótki telegram. ,,Serdecznie gratuluję" – napisał ostatni wielki klasyk do Wisławy Szymborskiej, chłodno gratulując jej tej nagrody, która, zdaniem wielu, powinna trafić do niego.
Mikołaj Grabowski tworzy spektakl niekonwencjonalny. Nie wskrzesza bohaterów tej wieloletniej, zaskakującej korespondencji. Katarzyna Krzanowska i Jacek Romanowski nie nakładają ,,kostiumu i szminki", od początku ujawniają się jako oni, aktorzy, jedynie przedstawiający Wisławę Szymborską i Zbigniewa Herberta. Nieżyjący już dawno nauczyciele współczesnych poetów stają nagle pomiędzy żywimy, współczesnymi widzami teatralnymi. Tadeusz Nyczek, autor scenariusza, zadbał o to, żeby obecność tych postaci stała się nienaturalna, nadzwyczajna, chwilowa. Poeci spotykają się jako młodzi ludzie, odchodzą jako starcy, jednak przez całą sztukę nie zmieniają się. Ich zainscenizowane spotkanie przerywane jest czerwono-białymi światłami (za reżyserię świateł odpowiedzialny jest Michał Grabowski), które przypominają o tym, że wiersze rodziły się w świetle polskiego Słońca i Księżyca, bo poeci Ci zawsze związani byli z polską rzeczywistością, nawet Herbert, tyle lat mieszkający za granicą, mentalnie mieszkał w kraju, przez który płynie rzeka Wisła. Krzanowska i Romanowski wspaniale odegrali swoje role, dzięki nim na scenie Starego Teatru odżyli Szymborska i Herbert, nie pomnikowi poeci, lecz ludzie z krwi i kości, tacy jacy byli naprawdę.
Grabowski, reżyserując spektakl oparty na korespondencji, podejmuje pewne ryzyko. Czy listy można zagrać? Listy, forma tak przestarzała, że współcześnie prawie nie używana, całkowicie stłamszona przez elektroniczne środki przekazu. W dodatku są to listy wielkich poetów, po których można spodziewać się rozważań eschatologicznych, dyskusji o roli poezji i potędze smaku. Na domiar złego listy te grane są w teatrze... tylko niektórzy lubią teatr, czyli nie wszyscy, nawet nie większość wszystkich ale mniejszość. Jednak warto zaznaczyć, że tym razem aktorzy nie wygłaszają tyrady tragedii.
Korespondencja Szymborskiej i Herberta jest bardzo dowcipna, zabarwiona wieloma żartobliwymi rymowankami i grafikami, wyświetlanymi na drewnianych, rozsuwanych drzwiach, znajdujących się za aktorami. Scenografia jest minimalistyczna, składająca się ze wspomnianych drzwi, za którymi znajduje się, na zmianę, stół z krzesłami, pianino i łóżko chorego Herberta. Tworzy się atmosfera intymności, w której spokojnie mogą płynąć myśli przeznaczone tylko dla konkretnych uszu. Tylko świecące w ciemności oczy widzów przypominają, że sytuacja nie jest prywatna.
Nie być bokserem, być poetą, mieć wyrok skazujący na ciężkie norwidy. Głoszący słowo, głoszący poezję skazani są na opinie publiczności i, co najgorsze, opinię cenzora. Nie zawsze docenieni, nie zawsze nagrodzeni, nie zawsze zrozumiani. Jednak należy powtarzać wielkie słowa, powtarzać je z uporem. A nagrodzą za to tym co mają pod ręką, chłostą śmiechu. ,,Zbyszku, Wielki Poeta! Gdyby to ode mnie zależało, to Ty byś teraz męczył się nad przemówieniem" – tak Szymborska zamyka ten długoletni, epistolarny romans. Coś kończy się między nimi, wcześniej równie wielkimi poetami, teraz już noblistką i niedoszłym noblistą. Czerwone róże spokojnie leżą na cmentarnej płycie, nad całunem ziemi troskliwie nasuniętym na oczy.
W recenzji pojawiły się parafrazy utworów Wisławy Szymborskiej (,,Wrażenia z teatru", ,,Dzieci epoki", ,,Miłość szczęśliwa", ,,Niektórzy lubią poezję", ,,Wieczór autorski") i Zbigniewa Herberta (,,Dwie krople", ,,Tren Fortynbrasa", ,,Przesłanie Pana Cogito", ,,Wstyd").
Zofia Ścigaj
Dziennik Teatralny Kraków
18 listopada 2023