Sądecki ewenement

Plenerowym wykonaniem "Halki" Stanisława Moniuszki nad brzegiem Dunajca zakończył się w niedzielę w Nowym Sączu 15. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Wokalnej im. Ady Sari. Był to piękny finał, bo nasza sztandarowa opera doskonale wpisała się w naturalną scenerię delikatnie uzupełnioną przez Feliksa Widerę - reżysera i inscenizatora spektaklu, a wykonawcy - artyści Opery Śląskiej pod dyrekcją Tadeusza Serafina i zespoły góralskie z Białki - dobrze wywiązali się ze swoich zadań.

Tegoroczny festiwal był ewenementem w historii imprezy. Po raz pierwszy organizatorzy - Małopolskie Centrum Kultury "Sokół" z dyrektorem Antonim Malczakiem na czele - otrzymali wsparcie ze środków unijnych. Pozwoliło to na zorganizowanie swoistego przeglądu teatrów operowych Europy Środkowej. Sądeczanie, a i melomani, którzy specjalnie na tę okazję przyjechali do Nowego Sącza, obejrzeć mogli spektakle w wykonaniu artystów węgierskich, słowackich, czeskich, niemieckich i oczywiście polskich. Ze względu na rozmaitość prezentowanego repertuaru - od baroku po połowę XX wieku - festiwal odegrał niemałą rolę edukacyjną, dostarczył też wielu pięknych artystycznych doznań, dał pole do porównań. 

W pamięci widzów i słuchaczy z pewnością pozostanie inauguracja festiwalu (17.04), przedpremierowy pokaz "Cesarza Atlantydy" Victora Ullmanna w wykonaniu Opery Krakowskiej. Nie widziałam krakowskiej premiery, w Nowym Sączu podziwiałam trafną i perfekcyjną reżyserię Beaty Redo-Dobber, równie świetne przygotowanie muzyczne spektaklu przez Tomasza Tokarczyka oraz takiż poziom wykonania. To było widowisko poruszające pod każdym względem. Podobnie perfekcyjnie przygotowany okazał się "Król Artur" Henry\'ego Purcella w wykonaniu artystów z Berlina (29.04). Dzięki świetnemu zamysłowi inscenizacyjnemu barokowa opera o zawikłanej treści okazała się wyborną zabawą. Warto dodać, że była to pierwsza prezentacja opery Purcella w Polsce. Te dwa spektakle wskazywały, jak wiele w sztuce operowej zależy od mądrego reżysera i jak bardzo opera potrzebuje staranności wykonania. 

Dobrej reżyserii zabrakło w "Łucji z Lammermoor" Gaetana Donizettiego zaprezentowanej przez artystów z Debreczyna (18.04), ale za to podziwialiśmy dwoje artystów mogących być ozdobą każdej sceny operowej: Koreankę Jee Hye Sohn w tytułowej partii i Włocha Domenica Meniniego jako Edgarda. Oboje nie tylko pięknie śpiewali, ale i nadali kreowanym przez siebie postaciom rys prawdy psychologicznej. 

Wielkim powodzeniem u dużych i małych melomanów cieszyła się "Rusałka" Antonina Dwořáka (wystawiona po raz pierwszy w Polsce w ostatnim półwieczu!) w wykonaniu Teatru Muzycznego z Ostrawy. Jednym podobały się dobre głosy (szczególnie Martin Gurbal jako Wodnik), drugim realistyczna baśniowa sceneria. Wszystkim podobał się "Bal maskowy" Giuseppe Verdiego (28.04) przywieziony do Nowego Sącza z Koszyc. Tradycyjna, ale staranna reżyseria, interesujące głosy, dobrze brzmiąca orkiestra świadczyły o wysokim poziomie tamtejszego teatru muzycznego. W ulubionej przez melomanów "Cyganerii" Giacoma Pucciniego z Bańskiej Bystrzycy (30.04) wzruszała Eva Hornyáková jako Mimi. 

Sądecki festiwal udowodnił też, że pojęcie "prowincja" nie zależy od wielkości danego miasta, ale od szerokości horyzontów działających w nim ludzi. Oby fascynatów sztuki podobnych nowosądeckim było jak najwięcej!



Anna Woźniakowska
Dziennik Polski
5 maja 2009