Samotna jak Piaf

Szurmiej stawia zadanie trudne aktorkom grającym legendarną piosenkarkę francuską Édith Piaf. Przez trzy godziny z przerwą muszą śpiewać kilkanaście piosenek krańcowo różnych muzycznie i interpretacyjnie i w kilkudziesięciu scenach sugestywnie przekazać charakterystyczne dla swej postaci nienasycenie życiem objawiane drapieżnym poszukiwaniem miłości, oczekiwaniem szacunku i uczuciowej stabilizacji. A zarazem brutalną siłę samozniszczania napędzanego ostrą nerwicą i neurotyzmem.

Piaf bywała w pełni rozkwitu, ale równie często w stanie kompletnej destrukcji. Śpiewając zabijała nadmierną aktywnością na scenie samą siebie, bo nie mogła znieść samotności poza sceną. Pam Gems, autorka sztuki muzycznej „Piaf" funduje nam projekcję trzydziestu lat takiego właśnie życia swej bohaterki. W związku z czym również scenicznie Piaf musi być nie tylko urokliwa, lecz także poszarzała i schorowana. Ale kiedy wchodzi na scenę, zaczyna śpiewać i wyzwala w sobie przeogromną ekspresję z ładunkiem emocji na zmianę o podłożu lirycznym i dramatycznym, tak, że do bólu przekonuje publiczność do swoich bohaterek, staje się na powrót pełna wdzięku i optymizmu. Taka rola naznaczona nieskończonością jest dla aktorek niełatwą.

Szurmiej również w najnowszej realizacji „Piaf" swoim zwyczajem w roli tytułowej obsadził dwie aktorki grające przemiennie - Dagny Ciporę i Małgorzatę Pruchnik - Chołkę. Cipora buduje swą postać z drobnych, kunsztownych detali, od radosnej i euforycznej po schorowaną i umierającą, osiągając u widowni efekt emocji przeżywanych w skupieniu i ciszy. Pięknie śpiewa, głosem silnym z odcieniem charyzmy, świetnie nim modeluje sięgając mocno zróżnicowanych rejestrów i imponująco przeciągając frazy. Tak intensywnie skupiając się na precyzyjnym wycieniowaniu postaci i piosenkarskich interpretacji obdarza swą Piaf cechami niezwykłości. Małgorzata Pruchnik - Chołka stara się być taką jaką Piaf była i w dużej mierze taką jest. Szarym wróbelkiem, kobietą anorektycznie szczupłą, pozornie nie efektowaną. Z naiwnym i kochającym ludzi zdziwieniem w nieśmiałym uśmiechu i szeroko otwartych oczach. Kimś, kto świat, który ją wyzyskuje, okrutny i obłudny, mimo to kocha i chce przytulić. W śpiewaniu i interpretacji piosenek emocjonalnie stonowana łatwo osiąga bliski kontakt z widownią. Obie akcentują poczucie bezbrzeżnej samotności Piaf wśród przyjaciół wyrachowanych. Ich Piaf o tym wie, lecz w obawie przed jeszcze większą samotnością na to przyzwala. Obie nie naśladują niewolniczo stylu scenicznego słynnej paryżanki, ledwie delikatnie zaznaczają charakterystyczne jej gesty, jak słynne falowanie rąk czy nadludzki rodzaj skupienia w dotykaniu sceny i żegnaniu krzyżem kiedy wychodzi wbrew swemu samopoczuciu pokazać widowni uśmiechniętą twarz.

Spektakl Szurmieja scenicznie jest dla Cipory i Pruchnik - Chołki. Ale one obie potrzebują tła. Innych aktorów zdolnych zapełnić scenę między piosenkami i stworzyć fabułę przedstawienia. Wśród nich zwraca uwagę Justyna Król, zadziorna i wyrachowana, ale nie pozbawiona ciepła Toine. Mariola Łabno - Flaumenhaft, świetna Marlena, ironiczna i zdystansowana, znakomita we fragmencie repertuaru Dietrich. Mateusz Mikoś - Jacko, wspaniale śpiewa przebój Aznavoura „La mamma" i jest także kelnerem Emilem i Georgesem z ruchu oporu. Michał Chołka - jako Angelo podbija publiczność kowbojską piosenką majstersztykiem stylizowanego kiczu, i jest również Paulem i Marynarzem. Paweł Gładyś - demoniczny mistrz ceremonii jest także pełnym ciepła bokserem Marcelem Cerdan. Robert Chodur - nostalgicznym Louisem Leple. Marek Kępiński - inspektorem policji, Eddiem i dyrektorem Paryskiej Olimpii. Robert Żurek i Mateusz Marczydło - świetni jako niemieccy żołnierze, pierwszy również jako impresario Pierre, Jacques i Agent, drugi jako ciepły i naturalny Teo Sarapo oraz Lucien i Mały Louis. Małgorzata Machowska przemiennie z Beatą Zarembianką - grają wyrachowane sekretarki. Joanna Baran - postać pielęgniarki ciekawie ujmuje w trzech odmiennych charakterystykach. Józef Hamkało - jest zabawnym właścicielem masarni oraz Louisem i Puscherem.

Spektakl Szurmieja wrażliwie toczy się na przemian wolno i pospiesznie nie pozwalając widzom na oderwanie się od śledzenia akcji. W oszczędnej scenografii Wojciecha Jankowiaka w wielu scenach aktorzy są oświetlani jedynie strugą przymglonego światła. To sprawia, że widzowie mogą łatwiej skupić się na ich grze i na tekście. Tym bardziej, że Szurmiej subtelnie, z wielkim wyczuciem porusza się pomiędzy wybranymi wątkami tak, by retrospekcje i przeskoki czasowe nie zakłócały odbioru. Tym sposobem powstaje zdobny w czarujące piosenki spektakl, opowieść o drodze, jaką musiała przejść Piaf, zanim zawędrowała na szczyt sławy. Także o cenie, jaką zapłaciła za ten sukces. I również o niekończącej się pogoni za szczęściem i miłością, których nigdy tak naprawdę nie zaznała. Jej autentyczny głos, ulicznej śpiewaczki, ostry i suchy, kończy spektakl. Ascetyczny, chwilami załamujący się ochryple. Nędzy, która ucieka w marzenia. Długo towarzyszy nam po wyjściu z teatru na ulicę.



Andrzej Piątek
Dziennik Teatralny Rzeszów
24 lutego 2018
Spektakle
Piaf
Portrety
Jan Szurmiej