Samotna wojna

Ludzki los to wieczne wojowanie; człowiek zaś, jako zabawka w ręku bogów, nieustannie miotany jest prądami przeznaczenia: oto główne motywy spektaklu „Filoktet” w reżyserii Barbary Wysockiej, na podstawie tragedii Sofoklesa. Połączenie archaiczności tekstu z nowoczesnością muzyki i kostiumu oraz umownością scenografii daje efekt swoistego bezczasu i uniwersalności dylematów głównego bohatera.

Akcja przedstawienia, wyrażona raczej w słowie niż działaniu (co świetnie obrazuje jedna w pierwszych wypowiedzi Odysa: „słowo działa skuteczniej niż czyn") osadzona jest w umownej przestrzeni. Wyspa Lemnos, na której porzucony został Filoktet, znękany chorobą bohater wojny trojańskiej, przybiera postać potężnej równi pochyłej, po której poruszają się bohaterowie. Płaska powierzchnia pokrywana jest przez Neoptolemosa (Adam Szczyszczaj) czarnymi napisami: imionami mitycznych postaci. Snujące się nad sceną opary szarego dymu wzmacniają efekt odrealnienia miejsca akcji.

Antyczny tekst połączono z nowoczesnością środków wyrazu. Czterech mężczyzn, pojawiających się na scenie (Filoktet, Odys, Neoptolemos i Chór) ubranych jest we współczesne stroje, z militarnymi akcentami (ciężkie buty, gogle, zgniłozielony kombinezon). Podkład muzyczny budują dźwięki wydobywane przez Rafała Kronenbergera (Chór) z gitary elektrycznej, której gryf chwilami imituje gotową do strzału broń. Metaliczny brzęk uderzeń w struny od pierwszych chwil buduje klimat buntu i niepokoju.

To, co w spektaklu najważniejsze, dzieje się w słowach i interakcjach bohaterów. Na pierwszy plan wysuwa się, rzecz jasna, tragedia samego Filokteta w genialnym wykonaniu Marcina Czarnika. Filoktet, znakomity łucznik, bez udziału którego – zgodnie z przepowiednią – nie udałoby się zdobyć Troi, to figura człowieka opuszczonego w nieszczęściu, samotnie zmagającego się z cierpieniem. Jako zabawka w rękach bogów, buntuje się on przeciwko swemu przeznaczeniu; zadaje dramatyczne pytania o sens śmierci ludzi szlachetnych. Pełny obraz jego postaci rodzi się przede wszystkim w scenach dialogu z Neoptolemosem (nakłonionym przez Odysa do zdobycia cudownego łuku podstępem): Filoktet jest bowiem człowiekiem od lat spragnionym towarzystwa. W wykonaniu Czarnika jest bohaterem wielowymiarowym, do głębi ludzkim, w rozpaczy szukającym prawdy o sobie. To dla jego popisowej roli warto obejrzeć spektakl. Jego Filoktet to postać niejednoznaczna, schizofreniczna, chwilami komicznie infantylna – człowiek zapatrzony we własne nieszczęście do tego stopnia, że nie zauważa już szans na inne życie.

Interesującym rozwiązaniem jest wprowadzenie na scenę jednoosobowego Chóru. Występujący w tej roli Rafał Kronenberger to zresztą kolejna gwiazda spektaklu. Jest on bowiem równocześnie żołnierzem, zblazowanym „potakiwaczem", niepozornym wyrazicielem życiowych mądrości, a nawet showmanem (choćby w znakomitej scenie, w której oświetlony reflektorami zwraca się wprost do nas, niczym do widowni talk-show, by w klimacie telewizyjnej sensacji przedstawić nieszczęścia, jakie spotkały Filokteta).

Losy bohaterów, przedstawione w wojennej scenerii, stają się metaforą losu człowieka jako wiecznej walki – o prawdę, o sławę, o zwykłą akceptację, o uwolnienie od samotności. W finale rozlega się głośny terkot helikoptera, równia pochyła staje się zaś pasem startowym, oświetlonym ostrym światłem reflektorów. „Bronią" mężczyzn są zaś zamaczane w czarnej farbie pędzle.

Historia Filokteta opowiedziana została w konwencji tragikomicznej. Dzięki znakomitym aktorom obok powagi pojawia się dyskretny humor sytuacyjny i słowny. (Nie)zamierzony efekt komiczny daje również wprowadzenie na scenę figury mężczyzny w masce lwa, który uosabia postać Heraklesa. Spektakl sięga również do drugiego dna tekstu Sofoklesa, wydobywając mityczną historię z antycznego kontekstu. Stawiając pytania o sławę i hańbę, o przyjaźń i samotność, o dobro i zło wreszcie, ożywia odwieczne dylematy ludzkiej egzystencji.

Choć pierwsze sceny rażą nieco archaicznością tekstu, świetność odtwórców głównych ról sprawia, że melodia słowa nabiera życia, naturalnego rytmu współczesnej mowy. Prostota scenografii daje natomiast gwarancję tego, że uwaga widza skupia się na samym budowaniu postaci. O to bowiem w „Filoktecie" chodzi: o prawdziwość i uniwersalność. Pełne emocji, padające ze sceny słowa, docierają do widza z całą mocą. I właśnie tego warto pogratulować twórcom spektaklu: ogromnej siły wyrazu wśród prostoty środków.



Karolina Augustyniak
Dziennik Teatralny Wrocław
17 kwietnia 2013
Spektakle
Filoktet