Samotność za bardzo kocha ludzi
Przyszedł mężczyzna do kobiety, przyszedł za wcześnie. Okazał się być: za niski, zbyt garbaty, z włosami tylko w nosie, jakiś taki przeciętny; ale przyszedł... Premiera spektaklu „Przyszedł mężczyzna do kobiety, czyli pewnego razu w Łodzi" Teatru Scena Poczekalnia za nami.Spektakle tego rodzaju to łzy pochowane w kieszeniach uśmiechu i nazwać je można niezwykle uroczymi, bo chwytają za serca publiczności. Od pierwszej chwili widownia kocha artystów i czeka tylko na to, aż wydarzy się więcej i więcej.
Sebastian Nowicki – reżyser spektaklu, w magiczny sposób wprowadził do sztuki elementy miasta Łodzi. Zaraz po wejściu na salę publiczność znalazła się w galerii sztuki na wystawie „Łódź Fabryczna między muralami". Pomiędzy fotografiami stoi obraz, a na nim łódzka włókniarka, która niebawem przemówi głosem Diny Fiodorowej (Izabela Noszczyk). Kobieta trzyma uniesione, lekko drżące na wysokość ramion ręce, a w nich kłębek włóczki. Ten natomiast za chwilę ma stać się symbolem nici porozumienia, w którą tak łatwo się zaplątać.
Spektakl opowiada o spotkaniu dwojga samotnych ludzi, którzy rozpaczliwie potrzebują mieć kogoś u swojego boku. Początkowo wizyta Wiktora (Dariusz Taraszkiewicz) w domu Diny stawiała pod znakiem zapytania dalsze losy tej pary. Niezbyt pochlebna ocena wyglądu, test wiedzy o plotkach na temat własnej osoby i wspólne rozwiązywanie nie do końca porywających łamigłówek: lepszy fotel czy krzesło, ciasteczko a może cukiereczek? Każdy, kto spojrzałby na to z boku, bez wahania powiedziałby: „dajcie sobie spokój". Jednak ani ona, ani on nie chcą zrezygnować. Z determinacją szukają powodów do rozmów i potykają się o własne wypowiedzi. Dina jest przedstawicielką poprzednich stuleci. Preferuje eleganckie suknie, piękne koronki, falbany i słucha muzyki z gramofonu. Natomiast Wiktor to mężczyzna z czasów nam współczesnych. Lubi chodzić w trampkach i posługuje się telefonem komórkowym.
Twórcy spektaklu za pomocą muzyki i kostiumów starają się udowodnić, że bez względu na upodobania, czas i miejsce ludzie mogą się ze sobą porozumieć. Jest jeden warunek muszą tego chcieć. Zarówno Wiktor jak i Dina pojedynkują się ze sobą i o siebie. Początkowa „szermierka" okazuje się być niezwykłą i zapierającą dech w piersiach walką ze wspólnym wrogiem, którym jest samotność. Czy w takim starciu mieli szansę wygrać? Na koniec spektaklu publiczność znów przeniosła się do galerii sztuki. Tym razem na obrazie obok kobiety pojawił się mężczyzna.
Wygląda na to, że im się udało...
Maria Krawczyk
Dziennik Teatralny Łódź
21 października 2020