Sceniczna publicystyka w staropolskim wydaniu

Na Dużej Scenie Tarnowskiego Teatru dość nieoczekiwanie pojawił się spektakl "Skarga". Niezapowiadany, sfinansowany przez Fundację 5P. założoną w placówce, zrealizowany prawie jednoosobowo przez aktora Ireneusza Pastuszaka. Co więcej, choć jest monodramem, zawładnął największą z teatralnych scen mimo ubogiej oprawy scenograficznej. Co zatem kryje się w repertuarze teatru pod pozycją "Skarga"?

Tytuł przedstawienia odsyła nas oczywiście do postaci szesnastowiecznego jezuity, pierwszego rektora akademii w Wilnie, nadwornego kaznodziei Zygmunta III, autora popularnych w wiekach ubiegłych "Żywotów świętych" oraz obrosłych legendą literacką i patriotyczną "Kazań sejmowych". Ireneusz Pastuszak sięgnął do staropolskiego lamusa i przypomniał postać księdza Piotra Skargi oraz tekst wspomnianych I kazań, który przez stulecia cieszył się zainteresowaniem kolejnych pokoleń Polaków, szczególnie tych, którym przyszło żyć w obcej niewoli.

"Kazania sejmowe", powstałe pod wpływem burzliwych obrad na sejmie w 1597 roku, nigdy nie zostały wygłoszone. Zresztą nie w tym celu były napisane. Ich autor sięgnął po prostu po często w owym czasie wykorzystywany gatunek publicystyczny, tworząc traktat w formie kazań, zawierający jego poglądy na stosunki społeczno-polityczne panujące w ówczesnej Rzeczypospolitej. Ostatecznie zbiór mieści osiem kazań, a tekst ma niewątpliwe walory literackie, które i dzisiaj robią wrażenie. Jednak to nie wartość stylistyczna tekstu przyniosła mu sławę, lecz przekonujące wizje upadku Rzeczypospolitej, które z czasem nabrały mocy proroctwa, a w dobie niewoli narodowej wydawały się genialnym jasnowidzeniem. Pokolenia Polaków pytające w okresie zaborów o przyczyny upadku państwa olśnione były wręcz trafnością złowróżbnych przepowiedni księdza Piotra.

Jaki sens ma przypominanie tego tekstu dzisiaj, w kompletnie nieprzystającej do szesnastowiecznych realiów sytuacji? Żeby się o tym przekonać, trzeba zobaczyć spektakl w Tarnowskim Teatrze. Na ogarniętej półmrokiem scenie stoi tylko ambona z przerzuconą kapłańską stułą, w głębi ekran, który ożywa parokrotnie w czasie przedstawienia, i jeden aktor przebrany w habit. Taki opis mógłby sugerować 50-minutową nudę, ale tak nie jest.

Autorzy scenariusza widowiska - Maciej Wietrzyk i Ireneusz Pastuszak - odpowiednio tekst zaadoptowali, skupiając się na jego najważniejszych fragmentach i współcześnie najbardziej czytelnych, nie zawsze też w porządku zgodnym z oryginalnym tokiem wykładu. Ale mimo że z tekstem poczynają sobie dość swobodnie, to uzyskany efekt wart jest paru niekonsekwencji, bo staropolszczyzna gładko płynie ze sceny i pięknie wybrzmiewa, choć oczywiście wymaga skupienia słuchaczy.

Przedstawienie rozpoczyna wprowadzenie historyczne, prezentujące stosunki społeczno-polityczne w szesnastowiecznej Polsce oraz przywołujące najważniejsze wydarzenia z późniejszych dziejów państwa, ze specjalnym naciskiem na działania podejmowane przez warstwy rządzące - magnaterię i szlachtę - oraz opłakane ich skutki. W ten prosty sposób widzowie przenoszą się w przeszłość - w rzeczywistość, w której żył i stworzył swój traktat bohater. Ożywają też dla publiczności problemy, które zaprzątały jego umysł. Sam Skarga pojawia się na scenie jako zatroskany człowiek i zanim zagrzmi z wysokości ambony, na kawałku tekstu ćwiczy retoryczne umiejętności, szukając właściwego sposobu na przekonujące przekazanie słuchaczom swoich przemyśleń. Dzieli się również wątpliwościami, które sprawiły, iż nigdy swoich kazań nie wygłosił. Zarówno wspomniany rys historyczny, jak i pierwsza scena z bohaterem to krótkie, ale istotne i udane zabiegi inscenizacyjne, prolog do kolejnych odsłon - kaznodziejskiej przemowy przerywanej projekcjami wideo.

Powodzenie spektaklu jednak w dużej mierze zależy od aktorskich umiejętności Ireneusza Pastuszaka i interesującego oratorsko przekazu. I tu ukłon w kierunku aktora, bowiem niewątpliwie znalazł sposób zarówno na przyciągnięcie uwagi odbiorców, jak i na nawiązanie z nimi kontaktu, nici porozumienia. Raz dobiera z rozwagą słowa, innym razem unosi się w namiętnym gniewie, ocierając się niemal o natchnioną egzaltację utrwaloną na słynnym obrazie Matejki. Niemniej przekaz pozostaje naturalny, urozmaicony emocjonalnie, nienudny.

Co kilka minut przerywają go projekcje będące szybkim montażem różnych obrazów - zdjęcia dokumentalne przeplatają się z malarskimi dziełami, w tym m.in. Boscha, Bruegla, Chełmońskiego, Malczewskiego czy Picassa - bez widocznego planu czy zamierzenia. Temu chaotycznemu przesuwaniu się przed oczami różnych przedstawień towarzyszy dobrze dobrana muzyka skomponowana przez Piotra Niedojadłę, współtworząc nastrój zaniepokojenia, dysharmonii, bo też i tekst urozmaicany tymi wstawkami coraz bardziej niepokoi. Wymieniane

choroby Rzeczypospolitej brzmią jakoś współcześnie, moralne przywary przypominają nasze, a szlachecka bezduszność przywołuje na myśl zachowania- obecnych polityków. Całość wieńczy pieśń Jacka Kaczmarskiego "Kasandra" w wykonaniu głównego sprawcy spektaklu. Przedstawienie wyreżyserowane i zagrane przez Ireneusza Pastuszaka to widowisko na pewno nietypowe, publicystyczne, ale też naprawdę niezłe. Uwagę zwraca świetny scenariusz, przemyślana adaptacja, znakomite wykonanie aktorskie, dobra muzyka.

Z dopołudniowych godzin planowanych w kwietniu spektakli wynika, że "Skargę" oglądać będzie głównie młodzież. A ja przedstawienie chętnie poleciłabym wszystkim, w tym politykom i decydentom, bo wiele w nim stwierdzeń kierowanych jest właśnie do nich. I choć językowa forma tekstu trąci patyną, to aktualność sensu co raz spod niej wyziera. Dla przykładu: "Odpuszczaj jeden drugiemu, a daruj krzywdy swoje ojczyźnie, aby dla niezgody waszej nie ginęła, a w miłości i szczerości braterskiej radzić o niej mogliście".



Beata Stelmach-Kutrzuba
Temi
17 kwietnia 2015
Spektakle
Skarga