Scenografia i "scenografianie" - ewolucja gatunku
Coraz częściej w recenzjach i felietonach pojawia się wyraz: "scenografka". Niedługo w ślad za nią ruszy reżyserka, bo rekwizytorka i teatrolożka już "są na miejscu". Zapowiada się prawdziwa parada równości. Ale jak na razie, scenografka kojarzy mi się, co najwyżej z agrafką, a nie ze scenografią. Przeszliśmy od równouprawnienia, przez raka szyjki macicy i różowe wstążeczki do przesłodzonych zdrobnień, które mają świadczyć o naszej niezależności. Wszystko zniosę, ale drogie panie pseudo-feministki ręce precz od scenografii! Jeżeli naprawdę brakuje Wam wyrażeń na "wyrażenie" samych siebie, to już niczyja wina.Kobiety chciały dorównać mężczyznom, wykonując tzw. "męskie zawody", to co "stoi" na przeszkodzie w przyjmowaniu męsko - brzmiących nazw? Zwłaszcza, że na ślubie, to kobieta przeważnie przyjmuje nazwisko męża. Albo zyskuje dodatkowy "człon". Stąd późniejsze dwuczłonowe hybrydy. Może należałoby je wprowadzić do Słownika Terminów Teatralnych? Tylko, co by na to powiedział Pavis? Albo ta Paviska?
Może naszą nieszczęsną scenografkę nazwiemy po prostu Scenografią? Tylko jak odróżnić Scenografię od scenografii? To może "sceno - grafika"? W miarę dogodny termin z intymną kreseczką "pomiędzy". W sam raz dla kobiety. Tylko, co z feministkami? O tym rzeczywiście nie pomyślałam. Niezła gratka. A może raczej "scenogratka"?
No właśnie, co powiecie na zaślubiny "scenograta" ze "scenogratką"? Nie, to nie jest najlepszy pomysł. Brakuje w tym "F"-inezji. Ale mam coś, co zadowoli wszystkie kobiety, a zwłaszcza feministki. Niech to będzie: "scenografia" i jej wyuzdany partner "scenografiut". Całkiem zgrany duet. Ale to by źle wyglądało na plakatach. A przecież nie wypada się z tym "afiszować".
To prawda. Język jest zbyt ubogi. Ale może kiedyś powstanie grono badaczy: albo jakieś "Towarzystwo Scenografologów" (tudzież: Scenografomanów), którzy spróbują to wszystko opisać. Na razie jednak brakuje pojęć i dlatego nie można "pojąć" kobiety (chyba, że "za żonę"). Nie ma wyjścia. Scenografia musi poślubić scenografa. I tu pojawia się kolejny problem. Bo naturalną konsekwencją rzeczy będą: "scenografiątka". Ale i na to jest rada.
W końcu coraz rzadziej mamy do czynienia z prawdziwą scenografią. Dlatego też "scenografiątko" może stać się idealnym określeniem na scenografię niższego sortu. Upraszczając tę myśl, można powiedzieć: tak jak dziecko stanowi niższą formę człowieczeństwa, tak scenografiątko jest niższą formą Scenografii.
Zaślubiny scenografa ze scenografką mogą być początkiem nowego rodu Scenografian. To takie "biblijne". Pomyślcie sami. Oto na te słynne deski świat oznaczające wkracza ród Scenografian. A wraz z nimi wjeżdża cała arka rekwizytów. Myślę, że tak będą wyglądać bramy nowego scenogRAJU.
Aleksandra Skiba
Dziennik Teatralny Katowice
26 listopada 2007