Schulz w ślepej uliczce

„Głupia mąka wariatów" powstała w oparciu o plastyczną twórczość Brunona Schulza. Na jej kanwie, zwłaszcza „Xięgi Bałwochwalczej", Wiesław Hołdys stworzył spektakl zanurzony w imaginarium artysty z Drohobycza. Przedstawienie jest inteligentne, plastycznie przekonujące, lecz niestety nazbyt oczywiste w odtwarzaniu Schulzowskiej symboliki.

Ze „złej mąki, sypkiej mąki, głupiej mąki wariatów" – jakie to słowa powracają w spektaklu refrenicznie – ulepieni są ludzie niedoskonali, pogrążeni w idiosynkrazjach, obsesjach, owładnięci fetyszami i natręctwami. Kompulsywnie powtarzają czynności pozbawione większego sensu, choć osadzone są w sytuacjach doskonale znanych z życia codziennego – upominania się o swoje miejsce, oczekiwania na spektakl, poszukiwania drogi. Aberracje są czymś wspólnym dla tej rzeczywistości, a zarazem nie pozwalają spotkać się ludziom w pełnowymiarowy sposób. Czy jednak jest to potrzebne? Zwłaszcza że przedstawiona zarówno w prozie Schulza, jak i w spektaklu Hołdysa rzeczywistość jest co najmniej umowna.

Twórcy schodzą w głąb psychiki człowieka, gdzie świat rządzi się alternatywnymi prawami. Przynajmniej tak jest u pisarza, bowiem reżyser pozbawił groteskę niepokoju, a archetypowe hiperbole głębi, pozostawiając karykaturę – czego dowodem salwy śmiechu wybuchające raz po raz na widowni.

A szkoda, bo przestrzeń krakowskiego Mumerusa w niezwykły sposób przystosowana jest do tematu spektaklu. Kiedy idzie się do teatru brukowaną i nieoświetloną odpowiednio ulicą Kanoniczą, a potem schodzi po schodach do zlokalizowanej w piwnicy ciasnej i ciemnej sali teatralnej, wydaje się, że niewiele już trzeba, by zanurzyć się w zakamarkach podświadomości. Zwłaszcza męskiej, ponieważ spektakl – w duchu jak najbardziej Schulzowskim – koncentruje się na obiekcie pożądania tej płci, na kobiecie zmysłowej, silnej, uwodzicielskiej, ale i nieco perwersyjnej, sadystycznej. Fetyszyzując ją, fragmentaryzując części jej ciała, Hołdysowi udało się stworzyć cielesną emanację męskich pragnień o tyle silną, że dominującą nad ascetyczną sceną. Jednak osadzenie jej w mroku i struktura powtórzeń nie są wystarczającymi środkami by oddać biblijny czy metafizyczny ciężar twórczości Schulza, ucieleśnionej w postaci tajemniczej Księgi – rangę nabierają w niej jednostki kalekie, skarlałe i groteskowe, poruszające się w świecie, w którym działają jedynie mitologiczne kompasy, a przez to znajdujące sens w odwiecznym schemacie. „Głupia mąka wariatów" wyczuwa te treści w twórczości autora „Sanatorium pod Klepsydrą", inteligentnie tworzy z nich ciąg scen, spotkań i konfrontacji, jednak brakuje jej wewnętrznej energii, zatrzymującej śmiech w gardłach.

Choć ze „złej mąki, sypkiej mąki, głupiej mąki wariatów" nie będzie na pewno zakalca, a spektakl Hołdysa potrafi wytworzyć sugestywną, tajemniczą atmosferę, to enigmatyczność twórczości Schulza nie bazowała wyłącznie na zaburzonej koherencji. Opierała się także na uzewnętrznianiu podskórnych prądów naszej rzeczywistości, z jednej strony skrajnie zindywidualizowanej, z drugiej – złożonej z archetypów. Reżyser zatrzymał się na etapie spowicia przedstawienia w mroku, przez co „Głupia mąka wariatów" zatrzymuje się w pół kroku – ani nie poddaje Schulza rewizji, ani nie zagłębia się w nim w pełni. Peregrynacja mrocznych zakamarków podświadomości kończy się w ślepej uliczce.



Marta Stańczyk
Dziennik Teatralny Kraków
12 grudnia 2014
Portrety
Wiesław Hołdys