Seweryn pokazał teatr wielki jak świat

Wybitny aktor pokazał klasę w Słowackim. "Wyobraźcie sobie" to spektakl ciekawy acz trudny.

Ile masek może nałożyć na siebie aktor? Ilu bytów dotknąć? Ile stworzyć postaci, w których istnienie siedzący na widowni widz mógłby uwierzyć? Może kilka, może kilkanaście.

Wszystko jedno, bo suche liczby nie mają tu żadnego znaczenia. Znaczenie ma te kilka strun wrażliwości, na których potrafią grać tylko najwięksi. Andrzej Seweryn jest bez wątpienia wirtuozem. Na dodatek wirtuozem, który dostał do ręki instrument w postaci monologów Williama Szekspira. Wraz z reżyserem Jerzym Klesykiem stworzył z nich spektakl "Wyobraźcie sobie…William Szekspir", w których udowadnia, że teatr naprawdę może być wielki jak świat.

Seweryn sam stojąc na dużej scenie Teatru im. J. Słowackiego zdaje się początkowo białym, zagubionym w mroku punkcikiem. Tylko, że wystarczy jeden gest, jeden grymas twarzy, zmiana tembru głosu, byśmy w absolutnie niebywały sposób znaleźli się wraz z nim na polu bitwy, gdzie ścierają się ze sobą wrogie wojska i ich walczący o władzę dowódcy.

Za chwilę poczujemy niemal fizycznie tortury, jakie dotykają morderczynię króla. Targać będą nami namiętności wielkich i małych tego świata. Poczujemy wódkę rozgrzewającą żyły wieśniaka i samobójczy dylemat księcia, który zastanawia się, być albo nie być, trzymając przy nadgarstku rozbitą szyjkę flaszki. Poczujemy kuszącą żądzę starucha na widok białej skóry dzierlatki i siłę uczucia rozdzielonych kochanków.

Nie mam pojęcia, jak Seweryn to robi i guzik to mnie obchodzi. Podobnie jak nie obchodzi mnie, który monolog jest z którego dramatu Szekspira. Analiza aktorskiej techniki czy korepetycje z historii literatury nie były mi potrzebne do odbioru przedstawienia. Od pierwszej minuty weszłam w stwarzane światy, dawałam się przez nie prowadzić, intuicyjnie odbierając płynące ze sceny emocje.

A te w sposób naturalny rozładowywane były czasami komediowymi, a czasem uszczypliwymi komentarzami, oczywiście odgrywanymi na podstawie tekstów wielkiego Williama. Rozbawiły mnie szczególnie fragmenty stanowiące polemikę twórców spektaklu z "coraz młodszymi i coraz zdolniejszymi" polskiego teatru, którzy dalej mimo upływu lat z uporem maniaka rapują na scenie i nieustająco bawią się technikami wideo.

Seweryn udowodnił nie tylko im, że jego teatr jest o wiele bardziej współczesny. Bowiem można go odbierać na różnych poziomach, w zależności od indywidualnej wrażliwości. I to jest najcenniejsze w tym niezwykłym acz nie przeczę, że niełatwym przedstawieniu.


Magda Huzarska
Polska Gazeta Krakowska
30 września 2009