Siedem lat bez urlopu

Gdy Bartosz Porczyk mówi o aktorstwie, świecą mu się oczy. Ten zawód to jego pasja. Znakomicie radzi sobie w teatrze i przed kamerą.

Niedawno dołączył do obsady "Na dobre i na złe", a Adam, którego gra w "Barwach szczęścia", kolejny raz spróbuje ułożyć sobie życie z Sarą. Jego plan skomplikuje się, kiedy dowie się, że zostanie ojcem dziecka Agnieszki, którego gra w "Barwach szczęścia".

Kuba Zajkowski: "Był sprawcą wielu ciąż jako mąż i nie mąż" - to fragment tekstu piosenki Atrakcyjnego Kazimierza, który od razu skojarzył mi się z losami twoich bohaterów w "Barwach szczęścia" i "Na dobre i na złe".

Bartosz Porczyk: Osobiście, prywatnie, nie zawsze podpisuję się pod tym, co sądzą i robią moi bohaterowie. Jestem aktorem, gram. Nie wyobrażam sobie siebie w tak niezręcznej sytuacji, w jakiej znajdzie się Adam, mój bohater w "Barwach szczęścia". Wróci z Londynu, żeby poukładać sobie życie z Sarą (w tej roli Dominika Kimaty - przyp. aut.) i synkiem Jasiem (Julian Wiszniewski), tymczasem okaże się, że w Anglii wydarzyło się coś, co będzie rzutować na jego kolejne losy. Ponownie zostanie ojcem.

Dziecka Agnieszki.

- W tej roli występuje wspaniała Ania Dereszowska; znakomicie się z nią pracuje na planie. Jest bardzo czujną i zawsze świetnie przygotowaną partnerką, która wie, co gra i co robi. To bardzo inspirujące spotkania, zagraliśmy wiele pięknych scen. Nasi bohaterowie mieli romans, Agnieszka zakochała się w Adamie. Potem okazało się, że spodziewa się z nim dziecka. Będą emocje, nastanie czas podejmowania ważnych decyzji. Czy zwiążą się ze sobą na stałe, czy nie, zobaczymy.

Sytuację dodatkowo skomplikuje przeszłość Adama, która znowu wedrze się do jego życia. Twój bohater znajdzie się w niebezpieczeństwie.

- Żeby nagrabić sobie jak Adam, trzeba się postarać. Chciałby zamknąć, co było i zacząć życie od nowa, ale to chyba niemożliwe. Nieźle namieszał z mafią, pieniędzmi, narkotykami. Wcześniej miał problemy z handlem kobietami, stręczeniem, wydał wrogów policji. Niełatwo się z tego oczyścić; pewnie przeszłość będzie się za nim ciągnąć do końca życia, nigdy nie zazna spokojnego snu. Niestety, tym razem znowu się o tym przekona. I teraz pojawi się pytanie: ponownie uciekać, czy zostać i podjąć walkę?

A jeśli uciekać, to z Sarą, czy Agnieszką?

- Cały czas coś na rzeczy jest też z Kasią (Katarzyna Glinka - przyp. aut), za każdym razem, gdy Adam z nią rozmawia, miękną mu nogi. Niezdecydowany chłop (śmiech). Jest jeszcze syn, który przypomina o upływającym czasie i tym, jak wiele mój bohater już stracił.

Skomplikowaną sytuację życiową z ciążą w tle będzie miał również doktor Robert Dębski, którego grasz w "Na dobre i na złe".

-Wydaje mi się, że - wbrew wrażeniu, które początkowo mogą odnieść widzowie - nie jest złym człowiekiem. Myślę, że zaskoczyło go życie. W gruncie rzeczy to bardzo dobry facet, lekarz obdarzony niesamowitą cierpliwością i, w co wierzę, empatią. Kocha żonę, którą gra Magdalena Turczeniewicz, tylko na chwilę się zapomniał. Wszedł na grząski grunt, nawiązał romans z pielęgniarką Beatą (Maria Góralczyk - przyp. aut.), która zajdzie w nieplanowaną ciążę. Żeby ratować małżeństwo i oszczędzić żonie bólu, dopuści się do czynów nieetycznych: będzie manipulował i oszukiwał.

Będzie kłamał.

- Może się to wydawać głupie, ale kłamie w imię miłości. Robertowi byłoby dużo łatwiej rozwikłać ten problem, gdyby nie zależało mu na żonie. Zagubił się, chciał z tego wybrnąć, zaczął lawirować, a to droga bez odwrotu. Nadal w niego wierzę, jestem przekonany, że ma w sobie duże pokłady człowieczeństwa, które jeszcze pokaże widzom "Na dobre i na złe". Chciałbym, żeby w przyszłości zrekompensował się za swoje niestosowne zachowanie (śmiech). Jego konflikt wewnętrzny jest świadectwem wrażliwości. Cały czas zastanawia się, co i komu powiedzieć, ma dylematy, wierzę, że jeszcze nie jest z nim bardzo źle. Ostatecznie sobie nagrabi, nie będzie przyjemnie.

Praca na planie seriali to tylko część twojej działalności zawodowej. Dużo czasu i energii poświęcasz teatrowi, na którego deskach radzisz sobie wyśmienicie.

- Staram się robić wszystko, oczywiście kosztem czasu, żeby powiązać ze sobą te dwa światy. Nie wyobrażam sobie pracy bez teatru, a seriale i filmy są bardzo dobrą alternatywą do realizowania się, rozwijania, ale i zarabiana pieniędzy.

Co się teraz dzieje w twoim życiu teatralnym?

- Za chwilę domkniemy projekt "Dziady". Gramy już I, II, III i IV część, a na zakończenie - po raz pierwszy w historii Teatru Polskiego we Wrocławiu - zostaną wystawione wszystkie naraz. Spektakl będzie prawdopodobnie trwał około dwunastu godzin. Zaczynam i kończę, przed dwunastą w nocy czeka mnie jeszcze dwu i pół godzinna scena Gustawa z księdzem. Kroplóweczka i dam radę (śmiech). Trwają przygotowania do premiery spektaklu "Grimm: czarny śnieg" w reżyserii Łukasza Twarkowskiego z moim udziałem. Baśnie braci Grimm są tylko inspiracją, to będzie przedstawienie skierowane bardziej do świata dorosłych niż dzieci. W listopadzie zapraszam

do Teatru Powszechnego w Warszawie na spektakl "Lilia Weneda". Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, ale nie chcę wybiegać daleko w przyszłość.

A urlop? Odpoczynek?

- Żona ostatnio mi przypomniała, że przez siedem lat nie mieliśmy wakacji. Chyba daje mi coś do zrozumienia. Odpoczywam w pracy, czasem relaksu jest dla mnie sport, wizyta w siłowni czy basenie. Tam odpoczywam, nie myślę o niczym, odcinam

się.

Nie wolałbyś pobujać się w hamaku i powygrzewać w słońcu?

- Wolałbym, ale nie mam kiedy (śmiech). Jedyny czas wolny, który posiadam, wykradam pracy, żeby poświęcić go dziecku.



Kuba Zajkowski
Dziennik Wschodni
21 grudnia 2015
Portrety
Bartosz Porczyk