Sienkiewicz z wykopaliska

Pomysł, by za pomocą lalek opowiedzieć młodzieży historię Zbyszka z Bogdańca, Danusi, Jagienki i spółki wydaje się zadaniem wyjątkowo karkołomnym. Jednak zawarcie w spektaklu jawnie pacyfistycznego przesłania i to podczas słynnej Bitwy pod Grunwaldem, to prawdziwe wyzwanie, z którym po mistrzowsku radzą sobie twórcy przestawienia. Szkoda, że tak doskonałe momenty przeplatają sceny niezbyt udane, podczas których spektakl Teatru Miniatura wytraca swój impet.

"Krzyżacy" Henryka Sienkiewicza rozpalali wyobraźnię dziesiątek pokoleń Polaków. Powieść pisana na przełomie XIX i XX wieku "ku pokrzepieniu serc" opiewała dumę, chwałę i sukcesy państwa polskiego i stanowiła protest wobec postępującej germanizacji zaboru pruskiego. Stąd naturalnym gestem było sięgnięcie do momentu najsłynniejszego polskiego triumfu nad "niemieckim" zaborcą, którego daty uczy się na pamięć każde dziecko - Bitwy pod Grunwaldem.

Dziś twórczość Sienkiewicza ocalała w pamięci Polaków głównie dzięki kanonowi lektur, zaś "Krzyżacy" w teatrach praktycznie wcale nie goszczą, nie licząc wersji musicalowo-koncertowej, przygotowanej kilka lat temu z udziałem znanych wokalistów. Równo 30 lat temu spektakl na podstawie "Krzyżaków" wystawiła też Opera i Filharmonia Bałtycka, więc powieść Sienkiewicza "wraca" do Gdańska po trzech dekadach.

Scenę Teatru Miniatura zamieniono na... stanowiska archeologiczne, bo scenografia Mirka Kaczmarka, lalki i kostiumy aktorów jawnie nawiązują do wykopalisk i odkryć archeologicznych. Wszyscy aktorzy (tak samo jak obsługa techniczna) chodzą w jednolitych niebieskich kombinezonach, niekiedy tylko dodatkowo umazanych gliną. Z gliny właśnie ulepiono laleczki bohaterów, co okazało się bardzo praktycznym teatralnym rozwiązaniem podczas śmierci któregoś z nich (utożsamiono ją z roztrzaskaniem lalki o ziemię lub ścianę). Całą przestrzeń uzupełniają wielkie makiety z grodami i miastami, które odwiedzają główni bohaterowie oraz tekturowe sylwetki bohaterów epizodycznych, "animowane" przez pozostałych aktorów. Zaś za ich plecami na obszernym na całą długość sceny ekranie, obserwujemy z wyczuciem dodane wizualizacje lub obraz rejestrowany "na żywo" za pomocą kamer trzymanych przez aktorów.

W ten sposób "Krzyżacy" wyreżyserowani przez Jakuba Roszkowskiego odbywają się w trzech planach - w planie lalkowym, żywym (aktorzy grają też między sobą, niekiedy z pominięciem glinianych laleczek) oraz filmowym. By spektakl był dobrze widoczny, widownia została pomniejszona do 150 miejsc i umieszczona na specjalnym rusztowaniu. Z boku sceny, w białej sukni na klawesynie nawiązującym do czasu akcji powieści, przygrywa Sandra Szwarc (zajmująca się również, razem z reżyserem, dramaturgią przedstawienia).

W tak zaaranżowanej przestrzeni przedstawienie otwiera nam "Gaude Mater Polonia" śpiewana przez cały zespół na tle słynnego obrazu Jana Matejki "Bitwa pod Grunwaldem", który w wizualizacji Mirka Kaczmarka szybko trawi ogień. Wojenna pożoga znajdzie swój epilog w kapitalnej scenie finałowej, śmiało mogącej aspirować do miana wielkiej sceny batalistycznej, doskonale ukazującej bezsensowność strać zbrojnych. Nim jednak do niej dojdzie poznajemy w olbrzymim skrócie losy bohaterów powieści Sienkiewicza.

To w pierwszej kolejności romans rycerski, bo Jakub Roszkowski, który ma spore doświadczenie w przygotowywaniu adaptacji dzieł literackich, słusznie wyszedł z założenia, że trójkąt miłosny między Danusią, Zbyszkiem z Bogdańca i Jagienką najlepiej się nadaje do opowiedzenia "Krzyżaków". Najpierw jednak przeżyjemy zaskoczenie widząc niezbyt efektowną, wypraną z kolorów przestrzeń i poznamy nietypową konwencję spektaklu. Warto jednak dać się "wciągnąć" tej opowieści.

Spektakl nie pomija żadnego z głównych wydarzeń "Krzyżaków" - poznania Zbyszka i Danusi wraz z jego ślubowaniem, ataku na krzyżackiego kumotra i jego konsekwencji, uratowania Zbyszka, poznania z Jagienką czy podstępu Zygfryda de Löwe, by pojmać Juranda ze Spychowa. Wiele z pomysłów, m.in. "anglezujący" na koniu Jurand, nerwowe poszukiwanie białej chusty by ocalić Zbyszka, scena zbiorowego polowania, makieta Warszawy to pomysły przezabawne i trafione w punkt. Pacynkowa klaunada, mało wyszukany i rozwleczony w czasie pojedynek między Zbyszkiem a synem Zygfryda Rotgierem albo nocne polowanie na niedźwiedzia wyhamowują z kolei tempo spektaklu i zakłócają jego dramaturgię.

Kolejny raz, podobnie jak w "Remusie" sprzed półtora roku, okazuje się, że siłą Miniatury może być wyrównany zespół aktorski. Już za pomocą kostiumów zrównano aktorów, którzy choć mają różne zadania, praktycznie nie mają szansy zbudować pogłębionej, pełnowymiarowej postaci. Najwięcej do zagrania ma Wojciech Stachura, który jako Zbyszko z Bogdańca gra porywczego zawadiakę o szlachetnym, choć z pewnością nie krystalicznie czystym sercu. Jego umizgi do Danusi są mało wyszukane, ale skuteczne i z miejsca budzą sympatię. Jak zwykle uwagę przyciąga Edyta Janusz-Ehrlich, tym razem w podwójnej roli Danusi i Jagienki - ciekawiej wypada jako ta pierwsza, choć w obu przypadkach relacje jej bohaterek ze Zbyszkiem zabarwione są tanim melodramatyzmem, w prostej linii wywiedzionym od Sienkiewicza.

Zimnego, przebiegłego Zygfryda de Löwe celnie odmalowuje Jacek Majok, a ciepłą, przyjacielską Księżnę Annę Jadwiga Sankowska. W swoich epizodach najwięcej emocji zawierają jednak "przygody" Juranda ze Spychowa, bardzo dobrze zagranego przez Andrzeja Żaka. Również pozostali aktorzy miewają udane momenty. Zresztą, większość z nich, oprócz gry na scenie, wciela się również w operatorów filmowych wpływając na wygląd spektaklu.

Jakub Roszkowski bardzo konsekwentnie prowadzi spektakl w kierunku nieuchronnej konfrontacji militarnej. Tuż przed kapitalnym finałem, aktorzy dzielą się na dwa wrogie obozy, zagrzewając się do boju. Pomimo nieoczekiwanego sprzeciwu przywódców, wojna jest nieunikniona. Dzięki kreatywności twórców, możemy przyjrzeć się setkom żołnierzy różnych epok, idących na bój z "Bogurodzicą" na ustach po polskiej i "Christ ist erstanden" po krzyżackiej stronie. Sama scena batalistyczna jest zdecydowanie najlepszym momentem spektaklu. Dla niej samej warto wybrać się do Miniatury, choć powodów, by obejrzeć "Krzyżaków" z pewnością znajdzie się więcej. Warto tylko pamiętać, że to przedstawienie kierowane do ostatnich klas szkoły podstawowej oraz gimnazjum i dla mniejszych dzieci może być zbyt drastyczne.



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
5 kwietnia 2016
Spektakle
Krzyżacy