Skomentowali Fanaberie

W ubiegły piątek zakończyły się ostatnie Wałbrzyskie Fanaberie Teatralne. Obejrzeliśmy pięć spektakli gościnnych z udziałem gwiazd, pożegnaliśmy siedem wałbrzyskich, wysłuchaliśmy koncertu i czytania. Każdy dzień 16. edycji festiwalu wieńczył Komentarz Dnia przygotowany przez wałbrzyskich dziennikarzy.

Pierwszy dzień Fanaberii zaczął się projekcjami przedstawień duetu Strzępka i Demirski "Niech żyje wojna!!!" oraz "O Dobru". - Te spektakle w ogóle nie straciły na aktualności, nie zestarzały się. Oboje twórcy przestrzegali przed tym, co nas morduje. Przed masową kulturą, przed brakiem refleksji, myślenia - opowiada Barbara Szeligowska, dziennikarka Radia Wrocław. - Niestety muszę stwierdzić, że to był głos wołającego na puszczy. W "O Dobru" jest o tym, że teatry są nieważne, żeby je zamknąć. To wtedy budziło oburzenie ludzi, którzy korzystają z kultury teatralnej, a tutaj zamordowali nam Teatr Polski we Wrocławiu, który był sztandarem teatrów dolnośląskich. I co? Nic Nikt nie poniesie z tego powodu konsekwencji - gorzko puentuje. Tego wieczoru zobaczyliśmy też "Tlen / Ballady" Iwana Wyrypajewa reż. Łukasz Duda Teatr Odnaleziony w Jeleniej Górze w wykonaniu Jakuba Mieszały. - To niezwykłe wizualnie widowisko, a młody aktor to bardzo zdolny człowiek. Tekst o ludzkiej kondycji daje do myślenia - mówi.

Propozycje drugiego dnia były różnorodne. Na początek projekcja "Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej" Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki. - To wielowątkowy spektakl, nasycony i dobrą, i złą energią. Ryszard Węgrzyn, grający w nim jedną z głównych ról, mówił, że wtedy obawiali się, czy widz dotrze do wszystkich warstw. Dziś widzimy, jak ważne problemy zostały postawione przez młodych twórców - opowiada Elżbieta Gargała, dziennikarka "Wałbrzyskiego Magazynu Kulturalnego". Drugi spektakl to "Ida Kamińska" Gołdy Tencer Teatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie. - To piękne aktorstwo Joanny Szczepkowskiej. Obejrzeliśmy teatr klasyczny, mądrą opowieść o trudnych sprawach - dodaje. Trzeci to "Schubert" dramaturgia Szymona Adamczaka, reżyseria Magdy Szpecht. - To zupełne teatralne wariactwo. Reżyserka zostawiła dużą przestrzeń na działania performatywne - mówi. Dziennikarka podkreśliła udział w nim, obok aktorów profesjonalnych, słuchaczy Uniwersytetu Trzeciego Wieku.

Dzień trzeci należał do Molierowskiej "Szkoły żon" w reżyserii Łukasza Witta-Michałowskiego i do Maanamu, którego utwory usłyszeliśmy w wykonaniu Karoliny Gibki w "Bądź taka, nie bądź taka" Joanny Satanowskej z Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie. Liczący kilkaset lat tekst Francuza okazał się nad wyraz aktualny. - W kontekście wypowiedzi niektórych dzisiejszych polityków i niektórych dostojników kościelnych o kobietach i jej roli, to toczka w toczkę taka kobieta do wychowania - garkuchnia, rodzić dzieci, a wieczorem dogadzać mężowi w pościeli. Okazuje się, że finał w przejaskrawionej formie staje się bardzo smutny, zadufany jegomość przegrywa wszystko, co było dla niego najistotniejsze - stwierdza Krzysztof Kobielec z TDSz w Wałbrzychu. - Drugie zdarzenie zbudowane z muzyki Maanamu i tekstów oraz wspomnień Kory Jackowskiej, sprawiło, że zostałem głęboko dotknięty przemijaniem, przypomniałem sobie boski okres swojej młodości i dałem się jej ponieść Kora odeszła, może gra w zaświatach, ale mamy nowy głos Karoliny Gibki - dodaje. Ten dzień miał jeszcze drugą komentatorkę, podsumowują fenomen Fanaberii. - Najbardziej ujęła mnie w nich możliwość kontaktu z innymi teatrami, różnymi artystami. Tu można było zobaczyć rodzenie się talentów. Dla mnie takim aktorem był Mateusz Nowak z Lublina - wspomina Violetta Waluk. Dziennikarka zaapelowała, żeby widzowie nie byli bierni i nie godzili się, by Fanaberie przestały istnieć.

Dzień czwarty to gwiazdorskie "Sceny niemalże małżeńskie Stefanii Grodzieńskiej" Teatru Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie z udziałem Grażyny Barszczewskiej, Grzegorza Damięckiego i Andrzejem Poniedzielskim jako głosem. Pożegnaliśmy też "Szoa show. Parodię makabryczną" Tomasza Jękota i Awiszaja Hadariego. Grający w nim dwie role Adam Wolańczyk obchodził 60-lecie pracy na scenie. - Jak obliczył pan Kobielec, zagrałem 314 ról, w tym w filmach i w radiu - mówi jubilat. Pan Adam urodził się w Cieszanowie. - To miasteczko patriotyczne z kościołem, cerkwią i synagogą. Stąd mam szczególne nabożeństwo do tego spektaklu o narodzie wybranym tak umęczonym przez historię. W moim miasteczku był kirkut, Z którego kamienie za czasów niemieckich wywieziono i wybrukowano drogę na wieś, o czym napisałem wiersz i niejedno w tym temacie - opowiada Adam Wolańczyk. Dzień podsumowała niżej podpisana. Oba spektakle to opowieści o światach, których już nie ma. "Sceny" swoją formą nawiązały do najlepszych tradycji kabaretu literackiego i nostalgicznie przeniosły widzów w klimat lat 60. Z kolei twórcy "Szoa show" sięgając po farsę, groteskę, horror, opowiedzieli o pełnym nieszczęść losie Tewjego i zagładzie jego narodu.

Piątego dnia z okazji mikołajek "Szaniawski" zaprosił na czytanie z cyklu SiostRANKI "Piwnice. Zagadki spod podłogi" Aleksandry Cieślak w reżyserii Przemysława Jaszczaka. - Czytanie miało dzisiaj inny przebieg - spacerowaliśmy, oglądaliśmy. Nie tylko dzieci były zadowolone. Po minach widziałam, że i dorosłym się podobało. "Piwnice" zostały wydane przez znakomite Dwie Siostry. Wydawnictwo ma ciekawe propozycje dla najmłodszych i bardzo starannie wydaje poszczególne pozycje - zachwala Elżbieta M. Kokowska, redaktor naczelna "Wałbrzyskiego Magazynu Kulturalnego". Tego dnia widzowie ostatni raz mogli zobaczyć "Sztukę" Yasminy Rezy w reżyserii Łukasza Zaleskiego. - Oprócz humorystycznych, lekkich sformułowań, żartobliwych scen, została tu pokazana prawda ludzka - mówi dziennikarka.



Alicja Śliwa
Tygodnik Wałbrzyski
2 stycznia 2019