Śląska Ofelia nie umiera w samotności

Co by było gdyby podróżowanie w czasie stało się faktem? Gdyby można było powrócić do rzeczywistości, która przestała istnieć wraz z początkiem XXI wieku...Nierealne? A jednak próba została podjęta. I to przez Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego. Z okazji jubileuszu Sceny w Malarni widzowie otrzymali bilet do przeszłości w formie powtórzenia monodramu pt.: „Śmierć Ofelii", który 20 lat temu towarzyszył uroczystej inauguracji sceny.

 Niestety eksperyment się nie udał i zostaliśmy na miejscach, ogłuszeni zbyt głośną muzyką. Głośną - co nie znaczy, że kompozycji czegoś brakowało. Wręcz przeciwnie. Za wyjątkowo klimatyczną i interesującą oprawę muzyczną na skrzypcach - brawa dla Rafała Smolenia. Ale przecież monodram to przede wszystkim aktor. Charyzmatyczny, hipnotyzujący czarodziej, który potrafi zamienić w arcydzieło nawet z góry skazany na porażkę spektakl. W tej kwestii nie ma odstępstw od normy. Monodram wymaga dobrego tekstu, dużego doświadczenia aktorskiego i ogromnej determinacji.

Tyle teorii. A jak było w praktyce? Tekst patrona Teatru Śląskiego do łatwych nie należy, ale Wyspiański to Wyspiański i kwestionowanie jego poziomu ociera się o absurd.

Katarzyna Kowalczuk w roli Ofelii zdeterminowana była, ale wola walki o widza, ogromne zaangażowanie i dobre chęci to trochę za mało, żeby zaliczyć „Śmierć Ofelii" Henryka Adamka do spektakli udanych. Braków w doświadczeniu młodej aktorki nie udało się ukryć. Ani w półmroku sceny, ani za elementami pięknej scenografii Wojciecha Jankowiaka. Futurystyczna łąka w połączeniu ze współczesnym kostiumem tworzy spójny obraz całości. To właśnie na warstwie wizualnej koncentruje się cała uwaga widza. A gdzie w tym wszystkim tytułowa bohaterka? Paradoksalnie wtapia się w tło. Nijaka i bezbarwna, uwięziona w archaicznej formie nieszczęśliwej kochanki. Jej monolog nie intryguje. Nie absorbuje, pomimo niejasności wpisanych w tekst: „Panna jestem, dziewczyna(...) Nie przyszedłeś, kochany(...) inny przyszedł, był ze mną." Zamiast tego ciągnie się w nieskończoność, a koniec sztuki, na który czekamy z niecierpliwością wydaje się odległym i nierealnym marzeniem. Trzeba to przyznać - spektakl wybitny nie jest. Mimo to na uwagę zasługuje sama dramaturgia tragicznego finału, oddana za pomocą gry świateł i narastającego dźwięku w sposób niezwykle plastyczny i sugestywny.

„Śmierć Ofelii" to samotność i opuszczenie. Śląska bohaterka ma ten komfort, że w odchodzeniu towarzyszy jej większa część widowni... Ona umiera z powodu odrzucenia i braku miłości. A publiczność...z nudów.



Magdalena Tarnowska, stażystka, l: mata, h: AUW545332
Dziennik Teatralny Katowice
2 grudnia 2012
Spektakle
Śmierć Ofelii