Słodkie tanga retro

Tak sobie to wyobrażałam po konferencji prasowej i przed premierą. Pomysł, żeby zrobić spektakl w formie audycji radiowej, przeplatanej piosenkami, śpiewanymi w przerwach "strumienia świadomości" prowadzącego, bardzo dobry i bardzo dobrze dobrana obsada. Nasi aktorzy (w tym przypadku Adam Hutyra i Maciej Półtorak) mają świetne głosy, a Piotr Machalica doskonale nadaje się do roli didżeja. Ale same predyspozycje nie wystarczą.

Trzeba jeszcze: znać tekst (nie wydaje mi się, żeby czarne okulary maskowały zapalenie spojówek, raczej niedostatki tekstowe redaktora prowadzącego) i popracować nad interpretacją piosenek - wszystkie tanga w wykonaniu Piotra Machalicy zaśpiewane zostały tak samo.

Spektaklowi zabrakło też jakiejkolwiek reżyserii (nie wiem czym zajmował się reżyser Jacek Bończyk): Piotr Machalica siedział w swojej didżejce zagubiony i niepewny, nawet zespół live na scenie (nomen omen zespół świetny i sprawdzony: Michał Rorat, Arek Krupa, Marcin Lamch, Sebastian Ruciński) wydawał się nieco zaskakiwany końcem "niby spontanicznego" monologu didżeja, a początkiem kolejnej piosenki.

A jednak pójdę na ten spektakl jeszcze raz. Dlaczego? Bo uratowali go Adam Hutyra i Maciej Półtorak. Tanga w ich interpretacji to perełki - szczególnie niekonwencjonalnie potraktowane przedwojenne tango "Nie kochać w taką noc to grzech" w wykonaniu Adama Hutyry, który przerobił kicz na kabaret z klasą i pełną świadomością wykonania. Także żywiołowe "Tango triste" do tekstu Stachury, w wykonaniu Półtoraka, potraktowane bardzo mrocznie, powala na łopatki, miażdży i przeraża. Przy okazji panowie pokazali też swoje inne aktorskie emploi - Adam Hutyra zaskoczył dystansem i humorem, a Maciek Półtorak podejściem serio do tematu. Dzięki tym dwóm panom było wzruszająco, momentami tkliwie, momentami zabawnie, teatralnie i życiowo.

Czekając na ich kolejne "wyjścia" jakoś przetrwałam drętwą gadkę redaktora prowadzącego (a tekst też był cieniutki, oj cieniutki), jego zacinanie się (a skoro stawia się w prowadzeniu roli na spontaniczność i improwizację, to trzeba włożyć w to naprawdę dużo pracy, żeby to było wiarygodne, szczególnie w zawodowym teatrze) i pseudożyciowe wynurzenia (nie skomentuję). Gdzieś uleciała charyzma pana Machalicy, a zastąpił ją, w tym spektaklu, stres. Szkoda. Jakoś mnie nie wzrusza, kiedy redaktor prowadzący na koniec audycji ogłasza, że odchodzi z radia i, że jego miejsce zajmie komputer, ale płaczę jak bóbr, gdy Adam Hutyra śpiewa: "szkoda twoich łez, dziewczyno". Bo prawdziwa sztuka porusza, a każdy fałsz na scenie czuć od pierwszego słowa. Zdejmijmy czarne okulary i spojrzyjmy sobie w oczy, a dotrzemy aż do serc - gdzie bez słów, tylko samym tańcem potrafiła dotrzeć też, występująca w tym spektaklu gościnnie, Inga Pilchowska.



Julia Liszewska
www.cz.info.pl
8 maja 2014
Spektakle
Tango FM