Slogany nie zbudują sukcesu

Na stronie Gazety Wyborczej zamieszczono wypowiedź Szymona Różańskiego. Autor z pozycji p/o dyrektora Opery na Zamku mówi o rozwoju życia kulturalnego w Szczecinie. Warto zapoznać się z tą wypowiedzią. W tekście dyrektora aż roi się od pompatycznych zdań, a całość przypomina partyjną nowomowę, którą od zawsze charakteryzowała ucieczka od konkretu. Polecam lekturę tego komentarza, bo warto wiedzieć, czego się wystrzegać - pisze Grzegorz Dowlasz w Kurierze Szczecińskim

Autor z pozycji pełniącego obowiązki dyrektora Opery na Zamku mówi o rozwoju życia kulturalnego w Szczecinie. Na początku czytamy, że duże instytucje kulturalne powinny wspierać działania nieformalne, bo nie wolno się zamykać we własnych budynkach. Rozwinięcie hasła oparte jest o kolejne slogany, co nieco dziwi, gdyż od menedżera kultury mamy prawo oczekiwać konkretów. Zgadzam się, że oferta kulturalna w Szczecinie jest bogatsza niż się powszechnie sądzi, ale nawet jeśli się chce coś chwalić, lepiej powiedzieć to jaśniej.

Szymon Różański pisze, że mnóstwo ludzi pracuje w zaciszu domowym i trzeba im umożliwić wyjście na szersze wody. Jego zdaniem, można to czynić, bo w Szczecinie nastąpił czas zmian, a przykładem jest właśnie Opera na Zamku, a w szczególności nadspodziewanie świetne efekty związane z jej przeprowadzką. Zdaniem dyrektora, przenosiny dodały Operze i jej zespołowi wiatru w żagle. Premierę "Traviaty" okrzyknięto towarzyskim i kulturalnym wydarzeniem sezonu.

No cóż, w autopromocji nie ma nic lepszego niż "różowe okulary". Nie da się zaprzeczyć, że w blaszanej budzie dźwięki orkiestry mieszają się z piskiem tramwajów, ale dla dyrektora to widocznie mały problem. Ważniejsze, że wydarzenia są towarzyskim sukcesem. "Traviatę" przygotowano ogromnym kosztem, mogła się podobać, ale jakoś nie wiemy, dlaczego przedstawienie spadło z repertuaru. Dobry menedżer udanego spektaklu tak szybko nie wycofuje.

Nie tak dawno miałem okazję oglądać "Kniazia Igora", przedstawienie Opery Wrocławskiej przygotowane przez Ewę Michnik specjalnie na scenę w Hali Stulecia. To przedsięwzięcie zebrało w ciągu dwóch tygodni 25-tysięczną publiczność i w przeważającej mierze świetne recenzje w całym kraju. I właśnie publiczność jest podstawową miarą sukcesu.

Po frekwencji i jakości propozycji repertuarowych i rytmie pracy należy oceniać działalność artystyczną instytucji, takich jak teatr, filharmonia, opera. Każda z nich musi wypełniać misję repertuarową, do której została powołana. Wszędzie, od Nowego Yorku po Berlin cenione są działania uzupełniające, które sprawiają, że poszerza się krąg publiczności dla repertuaru podstawowego. W Szczecinie te zasady też muszą obowiązywać. Nie da się uciec od elementarnych porównań, opartych na liczbach, bo odczucia są zawodne, a niejedną instytucję doprowadziły do ruiny.

Czytając tekst Sz. Różańskiego odniosłem wrażenie, że ma on związek z ogłoszonym właśnie konkursem na dyrektora Opery na Zamku. Pełniący obowiązki szefa chce udowodnić, że radzi sobie świetnie, a przedtem w kierowanej przez niego instytucji tak dobrze nie było. Hala na Łasztowni żyje, zapewnia dyrektor i dodaje, że znalazło się tam miejsce dla wielu form działalności; są różne imprezy, przytuliła się Fundacja Balet, opera otworzyła się na mieszkańców Niemiec. Pisze o tych nowościach jak urzędnik do urzędnika, mając nadzieję, że przecież nie każdy pamięta, że to wszystko działo się w Operze na Zamku dużo wcześniej i z nie mniejszą intensywnością. Ale melomani mają przecież dobrą pamięć.

Opera na Zamku od 20 lat otwarta była dla Fundacji Balet. W operze się również najróżniejsze imprezy, akademie, benefisowe przedstwuienia i gościł teatr impresaryjny. Z Niemcami kooperowano w najlepsze. Warto młodemu menedżerowi szczecińskiej kultury przypomnieć wiele innych autentycznych sukcesów z przeszłości. Wymienię tu choćby wystawienie w Szczecinie wszystkich oper Stanisława Moniuszki, co doceniano nie tylko w Polsce, bo płytę z nagraniem "Parii" nagrodzono nawet w Paryżu. Myślę, że nie mniejszym sukcesem niż "Traviata" cieszyła się "Carmen" z Alicją Węgorzewską na dziedzińcu zamkowym.

Z wielu powodów warto zapoznać się z wypowiedzią dostępną na internetowej stronie szczecińskiej Gazety. Dobra to okazja, by się zastanowić nad kryteriami wyboru osób na ważne dla sfery publicznej stanowiska. Menedżer powinien być twórczy, ale jednocześnie konkretny. W tekście dyrektora aż roi się od pompatycznych zdań, a całość przypomina partyjną nowomowę, którą od zawsze charakteryzowała ucieczka od konkretu. Polecam lekturę tego komentarza, bo warto wiedzieć, czego się wystrzegać. W sferze kultury potrzebni są śmiali menedżerowie, ale śmiałości nie utożsamiajmy z pustosłowiem i obietnicami bez pokrycia.



Grzegorz Dowlasz
Kurier Szczecinski
2 lutego 2012