Słowo, ekspresja i muzyka

Tegoroczne lubelskie Prezentacje Form Muzyczno-Teatralnych ,,Dźwięki Słów" z poezją śpiewaną tym razem miały niewiele wspólnego. Twórcy festiwalu postawili raczej na spektakle-koncerty, w których oprócz tekstu i brzmienia liczyła się ekspresja artystyczna wykonawców. I już pierwszego dnia mogliśmy zobaczyć artystki-eksperymentatorki wykorzystujące zarówno w warstwie muzycznej, jak i słownej elementy różnych stylistyk, tradycje epok i kultur.

Festiwal rozpoczęła Maja Kleszcz, która podczas koncertu ,,Dbaj o miłość" z zespołem incarNations wykonała utwory z albumów „Radio Retro" oraz „Odeon". Artystka jak zwykle zaprezentowała rozmaite techniki wokalne, w naturalny sposób połączyła ,,czarną muzykę" z poezją śpiewaną. Lekko przechodziła od bluesowych brzmień do jazzu i reggae. Dzięki temu jej kompozycje nie stanowiły jedynie kopii tradycji gatunku, ale nabierały oryginalnego wyrazu.

Na uwagę zasługują przede wszystkim wyjątkowe teksty Bogdana Loebla, autora znanego z nagrań Tadeusza Nalepy i Breakoutu. Mówiły o miłości, ale w jej niebanalnych odcieniach z tęsknotą, nadzieją i zmysłowością w roli głównej. Były liryczne, poetyckie, ale bez niepotrzebnego banału. Dzięki temu słowo, zgodnie z główną ideą festiwalu, znalazło się na pierwszym planie. Sentymentalizm płynący ze słów piosenek Kleszcz łamała mocnym, chropowatym, wręcz skrzeczącym głosem, może dlatego często porównywana jest do Elli Fitzgerald czy Amy Winehouse. Artystka niszczyła nieraz bieg melodii i swobodnie interpretowała kolejne utwory. Nie starała się, żeby barwa jej głosu zawsze była ładna i przyjemna dla ucha, ta pozorowana niedbałość i eksperymentalne frazowanie to znaki rozpoznawcze artystki.

Podczas koncertu Kleszcz zaśpiewała kilkanaście piosenek, szkoda tylko, że nie ułożono ich tak, aby łączyły się w jedną, pełną opowieść. Zabrakło też różnorodności. Chociaż artystka pokazała, że potrafi być liryczna (,,Śpij, śnij"), zmysłowa (,,Nocą jesteśmy głodni") i zrozpaczona (,,Rebeka"), to w każdej kompozycji były te same elementy - frazy zaśpiewane cicho w rejestrze głowowym i momenty mocne, gdzie artystka używała pełnego, mocnego głosu. Niestety, zabrakło też kontaktu z publicznością, Kleszcz jedną piosenkę kończyła, drugą od razu zaczynała, a w widowisku, które więcej ma z koncertu niż spektaklu relacja artysta-widz jest szczególnie ważna. Mimo wszystko otwarcie festiwalu można uznać za całkiem dobre, chociaż było widać, że artyści i publiczność dopiero zaczynali wdrażać się w atmosferę słowno-muzycznego wydarzenia.

Na drugą część wieczoru przypadł występ Karoliny Cichej. Kompozytorka, wokalistka i multiinstrumentalistka znana jest z oryginalnej techniki gry na kilku instrumentach (m.in. na akordeonie i klawesynie), którą zaprezentowała również podczas sobotniego koncertu. Na ,,Dźwięki Słów" przygotowała widowisko składające się z polskich piosenek z płyty ,,Jędrusik po Cichu" i z utworów żydowskich, które w sierpniu pojawią się na krążku ,,Jidyszland".

Cicha podczas festiwalowego koncertu świetnie interpretowała kolejne utwory, powagę tekstów równoważyła energetyczną muzyką, z piosenek potrafiła wydobyć humor (np. w żydowskiej melodii o bzyczącej musze), innym razem dramatyzm i ironię (,,Rebeka"). Nawet zwyczajna recytacja w jej wykonaniu nie brzmiała standardowo. Podczas koncertu sięgnęła do tego, co najlepsze, czyli do tekstów Jeremiego Przybory i Agnieszki Osieckiej, wykonała takie utwory jak ,,SOS", czy ,,Ja nie chcę spać". Z powodzeniem połączyła je z rockiem, jazzem i emocjonalnym przekazem, a przy tym świetnie się nimi bawiła. W każdym utworze brzmiała inaczej, dzięki czemu nie było miejsca na monotonię. Muzyka skupiała, a nie rozpraszała uwagę widza, a za sprawą aktorskiej interpretacji kompozytorki można było też skoncentrować się na słowie. Oprócz niebanalnych tekstów, zabawy wokalem, Cicha podczas koncertu wykorzystała także mało znane instrumenty, np. marokańskie gimbri, co jeszcze bardziej nadawało jej występowi oryginalności.

W wykonaniach Cichej zarówno tych polskich, jak i żydowskich wyraźnie widać było muzykę etniczną, archaiczną i rockową. To, co zachęcało do zostania na koncercie, mimo zimnego wieczoru, to z pewnością charyzma artystki i jej ekspresja muzyczna. Widzowie byli stopniowo zarażani jej pozytywną energią, kompozytorka rozmawiała i żartowała z publicznością. I chociaż jej postać skupiała na sobie większą część uwagi widzów, to Cicha razem z pozostałymi muzykami na scenie tworzyła prawdziwy zespół. Ich koncert był spójną całością, historią opowiadaną nowoczesnym językiem muzyki tradycyjnej.

Podczas pierwszego dnia ,,Dźwięków Słów" zobaczyliśmy dwie artystki-eksperymentatorki, które zaprezentowały rozmaite techniki wokalne, żonglowały stylami muzycznymi, prezentowały oryginalne brzmienia. I chociaż ich twórczość możemy wpisać w nurt estetyki muzycznej alternatywy, to te dwa koncerty różniły się od siebie diametralnie. Kleszcz - bardziej sentymentalna, poetycka - skoncentrowała się przede wszystkim na muzyce i interpretacji. Cicha postawiła na mocniejsze brzemienia, z energią wykonywała polskie i żydowskie utwory, nie zapominając przy tym o powadze tekstów. Różnice te najlepiej było widać w utworze ,,Rebeka". Chociaż słowa i melodia utworu były prawie identyczne, to wykonanie i interpretacja, które zaprezentowały artystki podczas swoich występów, niosły zupełnie inne emocje. Tym samym obie kompozytorki potwierdziły swoją oryginalność i wyjątkowość.



Aleksandra Pucułek
Dziennik Teatralny Lublin
13 lipca 2015