Slowtheatre

W czasach, kiedy sztuka chce nadążać, a nawet wyprzedzać doświadczenie swoich odbiorców, być nie tylko piękną i natchnioną, ale także i przede wszystkim aktualną i użyteczną - w Teatrze Polskim estoński reżyser wystawia sztukę o religijnym powołaniu i jego (ziemskich) konsekwencjach, dziejącą się na wsi w średniowiecznej Francji (czasy Joanny d'Arc)

Z czytaniem Biblii, rozważaniami o poświęceniu Bogu lub/i ludziom, odkupieniu świata, niespodziewanymi pielgrzymkami do Ziemi Świętej, trądem jako metaforą grzechu i cudami włącznie. Do tego Lembit Peterson jest artystą bezkompromisowym: archaiczny, trudny dziś do zrozumienia tekst każe mówić aktorom przebranym w siermiężne, budzące śmiech kostiumy, całość inkrustuje pantomimicznymi, rozgrywanymi w zwolnionym tempie, często w półmroku, scenami, tak ważnymi dla rozwoju akcji, jak wstawanie od stołu, schodzenie po podeście czy zaglądanie do kominka. W wygięciach i zastyganiach w symbolicznych pozach przoduje zwłaszcza znana z upodobania do tego typu środków wyrazu artystycznego Halina Łabonarska, grająca matkę podążającej za powołaniem Wioleny (w tej roli, dokonująca cudu uczynienia swojej bohaterki bliską i nieobojętną widzom, świetna Lidia Sadowa).

Gdzieś od połowy czterogodzinnego spektaklu pretensjonalność dialogów, rozbrajający brak pomysłu na rozegranie kolejnych scen i patos (wzmacniany przez odgłosy dzwonów kościelnych, ćwierkające ptaszęta, psalmy w wykonaniu dzieci oraz ciągłe zapalanie i gaszenie świec) stają się dla widza perwersyjnie pociągające. Jak filmy klasy C, horrory gore czy program Telewizji Trwam.



Aneta Kyzioł
Polityka
8 marca 2012
Spektakle
Zwiastowanie