Smak krwi, zapach władzy- horror i groteska w pięciu aktach

11 maja na deskach Teatru Juliusza Osterwy w nietypowy sposób sarkastycznie Jan Hussakowski rozpoczyna swoją premierę spektaklu Balladyna w Lublinie. Krótkie streszczenie, jak w notatce nabazgranej przez szkolnego oportunistę, przełamanie lodów z trudną publicznością "dramat romantyczny w pięciu aktach Juliusza Słowackiego jest już rozpoczęty" - i zakończony bez sensu i zakończmy tę baśń.

Początek wydaje się być sarkazmem na wszelkie zarzuty młodzieży pod kątem nudy i braku logiki w zabijaniu dla kogoś, kto nie kocha prawdziwie tylko wymyśla wyścigi w zbieraniu malin. Fabuła pomimo groteskowej formy z każdym aktem nabiera jednak na powadze, jakby była czytaniem lektury przez zbuntowanego ucznia, który zaczyna odnajdywać głęboki sens w każdym dialogu i z krzykiem odnajduje w tym wszystkim siebie: swoje lęki i swoje pragnienia.

Jan Husakowski czyniąc swoją sztukę nowoczesną wykorzystał wszystkie techniki, które pozwolą młodzieży odczuć teatr wszystkimi zmysłami. muzyka w stylu techno, reżyseria światła i wizualizacji autorstwa Klaudii Kasperskiej z pewnością sprowokuje do obejrzenia spektaklu każdego kto uważa teatr za nudny i staromodny. Spektakl nie pomoże zrozumieć świata i jego zła, lecz na pewno odpowie na pytanie: czy jest ciężar emocjonalny po zabójstwie siostry, czym są z poczucia winy bezsenne noce, brnąc co raz dalej w spiralę śmierci. Jedna śmierć pociąga za sobą drugą. To już nie jest żądza władzy, ale obłęd zagubionej dziewczyny, która nie umie odnaleźć się po popełnionym przez siebie morderstwie.

Balladyna, w tej roli Kamila Janik nie potrafi kochać, boi się bliskości emocjonalnej. Odsuwa od siebie matkę, nie przyznaje się do niej, staje się jakby inną osobą odcinającą się od wszystkiego co było wcześniej jeszcze przed zabójstwem. Studium psychologiczne motywu zabójstwa u Husakowskiego jest bardzo widoczne.

Co może czuć osoba zanim popełni zbrodnię? Zróbmy więc "Stop klatkę" tak, jak Husakowski, aby to poczuć i może nie zrozumieć, ale z pewnością przeżyć razem z Balladyną. W jej stadium umysłu starganego żalem wyrywa się prawdziwe "Ja" ratujące się agresją dążące do bycia kimś innym, lepszym, bardziej podziwianym. Czy do zabójstwa musiało dojść? Na to pytanie publiczność w tej ciekawej intrygującej "Stop klatce" również chce dać sobie odpowiedź. Umysłem tej odpowiedzi nie zdoła znaleźć, lecz wchodząc emocjonalnie w skórę Balladyny już tak. Alina w tej roli Nina Biel ginie z rąk własnej siostry. Archetyp dobra, cnoty i miłości przegrywa z chęcią władzy i nienawiścią. Ta wizja, tak często przedstawiana w opracowaniach szkolnych, u Hussakowskiego w sztuce jest skontrastowana z innym, głębszym wymiarem. Alina staje się groteskowym potworem znanym młodzieży z kina grozy, gdzie nęka jako duch swoją siostrę złośliwie nie dając jej o sobie zapomnieć. Nie jest już taka idealna, czysta i niewinna a może dzięki temu jest właśnie bardziej prawdziwa, bliższa emocjom epoki romantyzmu i współczesnego świata?

Horror w stylu kina klasy D, infantylny i odrzucający sztucznością- jak z pewnością stwierdzi wielu moim zdaniem odwołuje się jednak w swojej formie i scenografii głęboko do tradycji. Scenografia wykonana przez Agatę Stanula nawiązuje do klimatu mroku i tajemnicy. Akcja rozgrywa się pomiędzy baśnią a realnym światem, gdzieś niedaleko jeziora Gopło a nie współcześnie między nami tu i teraz na ulicy czy w pracy. Na scenie pojawiają się co prawda, żywe prawdziwe krzaki malin, lecz tylko po to, aby ten kontrast między naszą fantazją a realem był jeszcze silniejszy.

Jesteśmy wciągani w tą magiczną krainę między snem a jawą. Goplana w tej roli Jolanta Rychłowska jeździ w dziwnej katatonicznej pozie na wózku inwalidzkim, jakby ten cały świat chochlików, zaklętych wierzb był tylko wymysłem wyobraźni chorej psychicznie kobiety, pragnącej nade wszystko miłości w jeziorze swojej samotności. Ona prawdziwie pragnie kochać w tym ferworze zabójstw i intryg. Cała jej kraina jest jakby w wymiarze marzeń sennych, ale i realnych pragnień posiadania kochanka, nawet jeśli jest tylko zwykłym pijakiem- w tej roli jako Grabiec Krzysztof Olchawa. Jak to w życiu wybacza, milczy, czyni go swoim królem tylko po to, aby nie czuć już więcej samotności. Nierealny świat a emocje jakże prawdziwe- lęku przed bycia zupełnie samą.

Dyskoteka techno, efekty wizualne niczym wiadomości sms ze starej Noki jako nowoczesne środki wyrazu przypomniały, że nie tylko pióro i atrament może pisać o prawdziwych emocjach. Gdy trudno jest wypowiedzieć słowa, emotikony dają czas na refleksje i pozbieranie myśli. Czy jest to forma odpowiednia w teatrze? Dla wielu z pewnością nie. Dla wielu, którzy myślami są już przy swoim smarfonie jednak zdecydowanie tak. Może to pewien rodzaj libretto? Kolejny wymiar sztuki, który pozwoli ją odczuć dodatkowymi zmysłami, nie tylko przez to co realnie widzimy i słyszymy a scenie?

"Balladyna" Jana Husakowskiego z pewnością daje wiele do myślenia chociaż tego myślenia od nikogo nie wymaga. Bardziej stawia publiczność przed koniecznością odczuwania, tego samego co czują aktorzy. Nawet jeśli w danym momencie nikt z nas nie chce drżeć przed tym jak to jest zabić i co czuje się dalej, razem z Balladyną to czuje, staje się po częścią nią. Sztuka, w której nikt do końca nie jest doby ani zły, czyni ją prawdziwą.

Z tą prawdą pozostaną wszyscy, którzy ten spektakl obejrzeli w dniu premiery i pozostaną wszyscy, którzy chcą go jeszcze obejrzeć w przyszłości.



Dorota Pogorzelska
Dziennik Teatralny Lublin
16 maja 2024
Spektakle
Balladyna