Śmiech na sali

Sztuka wystawiana w Teatrze Kwadrat "Co ja panu zrobiłem, panie Pignon?" w reżyserii Wojciecha Adamczyka to kolejny dowód na to, że teatr komercyjny absolutnie nie musi dostarczać jedynie płytkiej rozrywki, której treść spływa po nas jak ciepły letni deszcz zaraz po opuszczeniu murów teatru

Co tu dużo kryć, sztuka Francisa Vebera jest komedią przezabawną i nie pozostawiającą widza ani na moment w stanie nawet najbardziej przygotowanej, niezburzonej obojętności. Otóż to. Uwodząca dowcipnym dialogiem, humorem sytuacyjnym jest w mocy rozśmieszyć największego ponuraka. I chyba nikogo nie trzeba długo przekonywać, jeśli tylko przywołamy inną sztukę Vebera, a mianowicie „Kolację dla głupca”. W płaczliwego nudziarza wcielił się w „Kolacji…” niezrównany w swym fachu Krzysztof Tyniec. Przyznaję, że Pignon z Ateneum śmieszy bardziej od Pignona z Kwadratu, jednak duet Wawrzecki z Wonsem (przy uboższym scenariuszu) spisał się celująco.

Temat na pierwszy rzut oka banalny: życiowy nieudacznik Pignon, z zawodu fotograf, przyjeżdża do hotelu w miasteczku, gdzie odbywa się głośny proces sądowy. Musi zrobić kilka zdjęć świadkowi koronnemu, jednak ważniejsze jest odnalezienie swojej żony, która uciekła od niego ze swoim psychoterapeutą i zatrzymała się akurat tutaj. Po nieudanej próbie spotkania się z nią, Pignon podejmuje (także nieudaną, jak to w życiu nieudaczników bywa) próbę samobójczą. No i to jest przyczynek do wplątania w swoje losy hotelowego sąsiada zza ściany, stanowczego, prawdziwego mężczyznę – Ralfa. 

Niesamowite wyczyny aktorskie Pawła Wawrzeckiego, tak dobrze znanego nam ze swoich zdolności imitowania wszystkich odgłosów świata (których nie szczędzi w niniejszej sztuce) oraz nonszalancka galanteria Grzegorza Wonsa w połączeniu z komediowym animuszem ich obu, daje mieszankę wybuchową. Śmiechu rzecz jasna. Szczególnie wtedy, gdy role się odwracają (sic!) i po „zastrzyku” śmieszy zataczający się i nieposiadający się w swej bezsilnej złości Ralf, czyli Wons oraz raptem łapiący rezon Pignon, czyli poważniejący (chwilowo) Wawrzecki. 

Atutem są efekty specjalne (technicznie banalne, a jednak robiące wrażenie i nieprawdopodobnie oddziałujące na wyobraźnię oglądających), żeby powołać się tylko na prześmieszną scenkę przy (oraz „za”) oknem. Sama scena przygotowana jest w taki sposób, aby widzowie mogli podglądać bohaterów jeszcze przed interakcją jednocześnie, symultanicznie. Widzimy przekroje dwóch sąsiadujących pokojów, połączonych wspólnymi drzwiami. Drzwiami, których otwarcie inicjuje wszystkie komediowe ekscesy, farsowe sytuacje. 

Reżyser Wojciech Adamczyk znany jest miedzy innymi z pracy przy serialu „Ranczo Wilkowyje”. W Kwadracie zawdzięczmy mu duży zastrzyk energii. Szczególnie, jeśli wybierzemy się w piątkowe, „po-ciężko-tygodniowe” popołudnie. Sztukę gorąco polecam szczególnie wszystkim tym, którzy (tak jak do tej pory ja) sądzą, że nic w teatrze nie jest w stanie zburzyć ich założonego z góry nastawienia czy celowej odbiorczej nieprzystępności. Dajcie się zadziwić.



Sylwia Hornowska
Dziennik Teatralny Warszawa
18 listopada 2011