Śmiechu co niemiara

Czy można prowadzić podwójne życie przez lata, nie budząc podejrzeń najbliższych? Oczywiście, jednak trzeba uważać, gdyż jest to spacer po cieniutkim lodzie. Drobne potknięcie może wszystko skomplikować, czego doświadczył główny bohater jednej z popularniejszych angielskich komedii autorstwa Roya Cooneya pt. "Mayday". Sztuka na podstawie farsy w reżyserii Tomasza Koniny rozbawiła opolską publiczność do łez, a przecież "na świecie nie ma nic piękniejszego od pobudzania ludzi do śmiechu" (Alphonse Allais).

Historia opowiada o przygodach londyńskiego taksówkarza – Johna (Leszek Malec), mieszkającego w dwóch miejscach jednocześnie. Oba gniazdka znajdują się w pobliskich dzielnicach (dzieli je zaledwie 4,5 minuty drogi taksówką), dzięki czemu bohater bez problemu może między nimi lawirować. Ta dwoistość nie stanowiłaby przesady gdyby nie fakt, że w obu lokalach mieszkają dwie urocze żony bohatera, które oczywiście nie mają o sobie zielonego pojęcia (brawurowe kreacje Grażyny Misiorowskiej i Arlety Los-Pławszewskiej). By ukryć sekret, John musi polegać na ciągłym stosowaniu się do dokładnego „rozkładu jazdy”, który reguluje jego życie. Wszystko zawsze musi być jak w zegarku. Gdy przytrafia mu się nieszczęśliwy wypadek (staje się ofiarą uderzenia torebką należącą do starszej Pani, której próbował pomóc), cała mistyfikacja ulega zachwianiu. Na jaw wychodzi prawda. Jednak zanim to się stanie, bohater dwoi się i troi, podejmując wszelkie próby zachowania tajemnicy. W ową intrygę zostaje wplątani zostają także: sąsiad „z góry”, Stanley (Andrzej Czernik) oraz panowie policjanci poszukujący rozwiązania zagadki podwójnego adresu Johna. Całość stanowi przezabawną historię, pełną śmiechu, farsy i niespodzianek.

Reżyser osadza bohaterów w świecie współczesnym. Oba mieszkania zostają przedstawione w formie odbicia lustrzanego. Na scenie widzimy ekskluzywny apartament, urządzony w stonowanych kolorach. Głównym elementem scenografii jest ogromne okno, za którym widnieje panorama miasta. Elegancka i nowoczesna przestrzeń zdaje się doskonałym tłem dla bohaterów wyrwanych z miejskiego życia, goniących za pieniądzem i przyjemnością, cechujących się próżnością i brakiem refleksji nad codziennie upływającym czasem.

Kolejnym atutem spektaklu jest brawurowa gra aktorska. Gatunek nie należy do najłatwiejszych, wymaga od artystów dobrego warsztatu, doświadczenia i pewnych predyspozycji do „bycia zabawnym”. Na szczęście ekipie Kochanowskiego tych cech z pewnością nie brakuje. Wszyscy spisują się na piątkę, a niektórzy wręcz na szóstkę z plusem. W tym miejscu szczególne brawa należą się Andrzejowi Czernikowi za rolę bezrobotnego kawalera Stanleya, który napędza całą historię. Udowadnia, że w roli komediowej, tak trudnej, wymagającej doskonałej techniki, czuje się jak ryba w wodzie.

Lekkość, z jaką zagrał zespół w połączeniu z wartką fabułą i dynamicznością ruchu na scenie sprawiają, że widz nie ma chwili na wytchnienie między jednym a drugim wybuchem śmiechu. Zabawne teksty, niejednokrotnie pretendujące do tych „kultowych” rozbawią każdego, nawet największego ponuraka.

Idąc tym razem do Kochanowskiego, spodziewajmy się zatem dwóch godzin dobrej zabawy w przyjemnej dla oka oprawie. Klasyczna farsa święcąca triumfy na całym świecie w Opolu także znalazła swoje miejsce, co bardzo mnie cieszy, gdyż dobrego humoru na scenie teatralnej oraz w polskim współczesnym kinie wciąż jest bardzo mało.



Katarzyna Majewska
Dziennik Teatralny Opole
29 maja 2012
Spektakle
Mayday1