Śmiej się ustami widza

O kabarecie i premierze nowego programu "Będą zmiany", który będzie można zobaczyć od 28 września w Teatrze Muzycznym w Poznaniu.

Powiedział pan kiedyś w jednym z wywiadów, że nigdy nie miał ambicji, żeby zostać gwiazdą kabaretu. O czym w takim razie pan myślał, tworząc jeszcze na studiach kabaret Klops, a później słynny Tey?

- Założenie z góry, że zostanie się gwiazdą kabaretową wydaje mi się nieprawdziwe. Szanse na bycie gwiazdą ma ten, kto świeci własnym światłem, a nie odbitym, czyli planetarnym. Używając pojęć astronomicznych: musi błysnąć tym światłem widzom po oczach, by go zauważyli, proponując jakiś nowy i oryginalny pomysł.

Wie pani, między "być" a "nazywać się" gwiazdą jest różnica. Ja nie czuję się gwiazdą kabaretową, bliżej mi do bycia aktorem estradowym, na co mam uprawnienia po zdaniu egzaminów państwowych. Gdy się miało dwadzieścia lat, to o czym się myślało? O imprezach, o dziewczynach - zwłaszcza gdy miały na imię Monika. O młodości, co ma zwinięte skrzydła, o graniu w piłkę, w tenisa i podszczypywaniu "misia", czyli o pomysłach z polityką w tle.

A co by pan robił, gdyby nie był kabareciarzem?

- Wszystko inne, byleby nie nazywano mnie kabareciarzem. Próbowałem być roznosicielem mleka, prowadzić parowóz, grać w filmie drugoplanowe role. Mógłbym też uczyć w szkole WF-u, być trenerem futbolu czy w ostateczności listonoszem.

To łatwiejsza praca?

- Pyta pani o służbę na poczcie na powierzonych rejonach ku chwale III RP? Powiem tak: w każdym zawodzie człowiek powinien czuć się artystą, czyli z dystansem wykonywać powierzone mu zadania. Wtedy nie myśli się kategoriami trudniejsza czy łatwiejsza. Pomysł na pełnienie tej służby był jednym z lepszych. Gdyby poczta stała się filarem odrodzonej państwowości, dalej bym chodził w mundurze i czapce z orłem w koronie, a wieczorami bym się spełniał jako aktor. Stało się jednak inaczej: pocztę dopadła dzika prywatyzacja, zabrano mundury i poczułem się odarty z godności. Musiałem szukać nowych pomysłów, aby pozostać sobą. O.B.O.R.A. miała być sceną, która przyniesie splendor miastu i stworzy kultowe miejsce dla fanów sztuki kabaretowej, lecz próby podporządkowania jej biznesowi przez właściciela knajpy doprowadziły do rezygnacji z tego pomysłu. Ale to jest rozmowa na inny temat.

Kabaret w PRL-u był po to, żeby "ratować siebie". Czym w takim razie jest dziś?

- W moim odczuciu to PRL był kabaretem i ten klimat utrzymuje się na scenie politycznej do teraz. Dzisiaj kabaret przekształcił się w rozrywkę graną na żywo, czyli na wersję trudniejszą, i tą graną w mediach, czyli łatwiejszą! Myślę, że programy ambitne i twórcze, w których ma się na uwadze widza, a nie jego pieniądze, decydują o tym, kto odejdzie od telewizora i spotka się z artystami "na żywo".

Wierzę w to, że artyści, którzy się sprzedają w reklamach, tracą w oczach widza zaufanie. I mamy w programie skecz, który tę tezę potwierdza.

Niebawem w Teatrze Muzycznym zobaczymy pana nowy program. Jego tytuł - "Będą zmiany" - tych, którzy zmian nie lubią, może zaniepokoić.

- Rzeczywiście. Przepraszam, nie pomyślałem o tym... A przecież program jest dozwolony od lat 60-ciu, więc nie powinno się tych widzów karmić niepokojem. Boże! Zapomniałem, że będzie na widowni moja żona, która wręcz nie życzy sobie żadnych zmian! Dziękuję, że zwróciła pani na to uwagę. W tej sytuacji muszę coś zrobić, a więc będą zmiany...

A czy można powiedzieć krótko, jakich problemów pan w nim dotknie? O czym, o kim opowie?

- Jeśli mam odpowiedzieć krótko - to będzie program o nas: tu i teraz.

Na scenie nie będzie pan sam...

- Raczej nie, bo nie gustuję w stand-upach. Towarzyszyć mi będzie znakomite trio muzyczne pod kierownictwem Michała Rukszy oraz Ada Biedrzyńska, Ada Biernacka, Jacek Skrzypczak, Jacek Fedorowicz i Grzegorz Tomczak.

A czy jest obok pana ktoś, kto pełni rolę "cenzora", siedzi obok i mówi: "no nie - trochę przegiąłeś"? Skąd pan wie, że w skeczach nie przekroczy tej granicy, która sprawi, że żart będzie zbyt bolesny albo też w ogóle nie rozśmieszy widza?

- Wyczuwam w tym pytaniu komplement, że jakoby jeszcze nie udało mi się "przegiąć", ale nie chwalmy słońca przed zachodem. Będę dalej kierował się zasadą obowiązującą w Tey-u: śmiej się ustami widza! Pani redaktor, zawsze przy mnie siedzą: anioł z prawej i diabeł z lewej, a decyduje o dobrym smaku - widz, władca sumienia! Do zobaczenia na scenach krajowych i zagranicznych!

***

"Będą zmiany" Premiera - nowy program Zenona Laskowika gościnnie w Teatrze Muzycznym

premiera: 28.09, g. 19

bilety: 70 i 75 zł (dostępne w kasie Teatru Muzycznego, CIM-ie i na www.bilety24.pl)



Monika Nawrocka-Leśnik
kultura.poznan.pl
26 września 2015
Portrety
Zenon Laskowik