Śmierć jest tylko podróżą

Do wartości literackich „Małego Księcia" nikogo nie trzeba przekonywać. Zawsze jednak pozostaje pytanie, jak zaadaptować tekst francuskiego pisarza, by przygody jasnowłosego chłopca pozwoliły odbiorcom nie tylko przeżyć niesamowitą podróż, ale i zrozumieć wcale niełatwe metafory ludzkiego losu. Zespół Teatru Stu podjął się tego zadania, a jest to tym bardziej godne uznania, że repertuar, w którym celuje ta scena, raczej rzadko jest kierowany do dziecięcego odbiorcy.

Sceniczna adaptacja „Małego Księcia", w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego, w prezentowanych obrazach nie odbiega zbytnio od literackiego pierwowzoru. Centrum stanowi dialog prowadzony przez Małego Księcia (Agata Woźnicka) z Lotnikiem (Marcel Borowiec) pośród piasków pustyni. Pozostałe postacie – poza wężem (Jan Lorys) – są bohaterami opowieści chłopca składającymi się na historię jego dorastania. Zmieniające się na oczach widzów obrazy, stają się nie tylko barwną opowieścią pełnego wyobraźni dziecka, ale też metaforą życia i towarzyszących mu doświadczeń.

Aktorom, w czasie niespełna 60 minut spektaklu, udało się zawrzeć esencję przekazu książki francuskiego pisarza, a jednocześnie uzyskać fenomenalny efekt. Postawienie na jednej płaszczyźnie dyskursu dwóch postaci, z których jedna sygnuje początek życiowej drogi, druga zaś jej koniec, pozwala interpretować sekwencję obrazów przypominających serię zdjęć niejako w dwóch kierunkach. Dla Małego Księcia opowieści o dorastaniu do zrozumienia drugiej istoty, do nazywania i pojmowania uczuć to tak naprawdę etapy dorosłego życia, a więc przyszłości. Dla Lotnika to pretekst, by próbując zrozumieć metafory tworzone przez wyobraźnię i umysł chłopca, obudzić w sobie głęboko uśpione dziecko, a wraz z nim radość życia, ufność do świata i samego siebie. Ostatecznie obaj stają w obliczu śmierci. Dla dziecka jest ona tajemnicą, kolejną planetą – etapem podróży, tym razem do domu. Oczekiwanym spełnieniem tęsknoty, której zwieńczeniem będzie spotkanie z ukochaną Różą. Dla Lotnika punktem zwrotnym w jego egzystencji, powrotem w głąb siebie, dostrzeżeniem wartości, które w dorosłym życiu gdzieś zagubił. Paradoksalnie śmierć staje się dla niego początkiem nowego, pełnego empatii i wyobraźni życia.

Przyjrzyjmy się jak twórcom tej scenicznej kreacji udało się uzyskać ten doskonały efekt, a przy tym w losy Małego Księcia zaangażować widzów. Miałam okazję obejrzeć przedstawienie w niedzielne popołudnie. Widownia teatru wypełniona była niemal do ostatniego miejsca, znaczną część widzów stanowiła młodzież. Szybko dało się zauważyć rosnące zainteresowanie dzieci losami chłopca, publiczność bardzo chętnie i żywo reagowała na prośby kierowane do niej ze sceny. Na to rosnące napięcie, wzmagające i podtrzymujące zaangażowanie widzów z pewnością wpływ miała swoista, a jednak bardzo przemyślana kompozycja całości spektaklu. Początek, gdy na scenie pojawia się Mały Książę i śpiewa z czasem przechodzi w konwersację chłopca z Lotnikiem, komentowanie scen ilustrujących przygody Księcia podczas jego podróży na Ziemię, a także dokumentujące zdarzenia z początkowego okresu jego pobytu na naszej planecie. Rosnąca fascynacja chłopcem ze strony Lotnika, wyrażana przez pełen ekspresji ruch oraz artykulację głosową zdecydowanie przykuwała uwagę. Jednocześnie dialogi między chłopcem a Królem (Andrzej Róg), Próżnym (Wiesław Smełka), Pijakiem (Tadeusz Synowski), Bankierem (Włodzimierz Jasiński), Latarnikiem (Franciszek Muła) i Geografem (Jerzy Święch) z jednej strony stają się doskonałym uzupełnieniem rozmowy dwojga adwersarzy pośród piasków pustyni, z drugiej zaś, w zwartej, pozbawionej zbędnych słów formie informacją o jakości ludzkiej egzystencji. Przy tym zrozumienie sztuki i decyzja, po które z prezentowanych wartości sięgnąć, pozostawiona zostaje odbiorcy. Na scenie nie pada ani jeden komentarz czy sugestia właściwego wyboru, co stanowi też o jakości prezentowanego widzom obrazu.

Spośród postaci scenicznych na uwagę zasługują jeszcze Wąż i Lis. Postacie zwierzęce towarzyszące Małemu Księciu podczas jego podróży wśród ludzi. Wąż pojawia się na początku i na końcu tej drogi stanowiąc swoistą ramę i symboliczne domknięcie ludzkiego losu. Lis poprzez nawiązanie z chłopcem relacji umożliwia mu zrozumienie więzi łączącej istoty bliskie sobie i bólu związanego z rozstaniem. Tu wyrazy uznania dla twórczyni kostiumów (Anna Czyż) pełnych ekspresywnych kolorów, przykuwających uwagę do poszczególnych postaci i scen, tych zwłaszcza, które składają się na ciąg kadrów z międzyplanetarnej podróży Małego Księcia. Słowa uznania także dla aktorów wcielających się w postacie zwierząt. Milcząca, pełna wewnętrznej ekspresji, pantomimiczna gra Jana Lorysa na długo pozostanie w mojej pamięci przywołując obrazy z końca przedstawienia, podobnie jak pełen dramaturgii Lis w interpretacji Beaty Rybotyckiej.

Kończąc raz jeszcze gratuluję zespołowi Sceny Stu udanego spektaklu dowodzącego, że „Mały Książę" Antoine'a de Saint Exupéry'ego jest – mimo swojej niepozornej objętości – interpretacyjnym wyzwaniem. Sceniczna realizacja, którą miałam przyjemność oglądać, pokazuje też, że aktorzy grający przeważnie w zdecydowanie innym repertuarze świetnie poradzili sobie i z formą krótką, łączącą różne techniki scenicznej wypowiedzi (słowo, śpiew, pantomima, kostium) i z pełnym powagi przekazem z dużą dawką optymizmu. Warto podkreślić i to, że w wizji scenicznej Krzysztofa Jasińskiego znajdą coś dla siebie odbiorcy z każdej grupy wiekowej. Reżyser poprowadził bowiem spektakl w sposób, który umożliwia zarówno jego dosłowne jak i metaforyczne, pełne wieloznaczności odczytanie.

 



Iwona Pięta
Dziennik Teatralny Kraków
10 grudnia 2016
Spektakle
Mały Książę