Śmiercionośne psyche

"Ojciec" Agaty Dudy-Gracz przede wszystkim zachwyca - jakkolwiek banalnie to brzmi - wizualnym pięknem. Genialny pomysł na uchwycenie przestrzeni i wykorzystanie jej do kreowania sakralnej atmosfery sprawia, że widz zostaje całkowicie zaabsorbowany w krąg coraz bardziej drastycznego studium artysty

Ojciec – oschły rzeźbiarz z obsesją na punkcie swojej pracy, jego pomocnik – czeladnik i żona to początkowa trójka bohaterów, którą poznajemy w ramach codziennej egzystencji. Akcja zawiązuje się dość długo i beznamiętnie – ojciec pracuje, czeladnik ze strachem spełnia jego zachcianki, żona trajkocze o domowych sprawach małej wagi. Pierwszym punktem przełomowym, który zdaje się, że zmieni obraz rodziny, to śmierć żony w czasie porodu. Córka początkowo wprowadza żywotność w obręb teatralnych zmagań, jednak szybko przesiąknięta senną atmosferą osobliwej komnaty, jedyną rozrywkę znajduje w seksualnych starciach z podstarzałym i sprośnym Czeladnikiem. Sceny te łączy trudne do wytłumaczenia połączenie sacrum i profanum – obsceniczność miesza się z sakralnością. Wokół małej przestrzeni „pracowni” na bardzo wysokich drabinach stoją trzy postaci świętych ustylizowane na rzeźby. Przekomarzają się ze sobą, ustawiają w charakterystycznych dla nich (wiecznych) pozach, przede wszystkim zaś tworzą muzykę, stanowiącą tło opowieści. To rodzaj chóru – zarówno mitycznego, jak i dosłownego, który tworzy integralną część spektaklu, lecz nie komentuje akcji, a komentarzem jest sam jego status. Prawdziwym przełomem w przedstawieniu okaże się bowiem zlecenie, aby wyrzeźbić krucyfiks. Figury ponad bohaterami stanowią niejako ideał, do którego dąży Ojciec. Chce pokazać w rzeczywisty sposób śmierć, rzeźby zaś stanowią odwrotną emanację tego marzenia.

Spektakl rozgrywa się na dużej scenie Teatru Słowackiego, a mimo wszystko jest to przestrzeń kameralna. Usadowienie publiczności na scenie, w niewielkiej odległości od rozgrywanych zdarzeń, jednocześnie buduje intymną relację, jak i wciąga widza w obręb przedstawienia. Bliskość wzmaga współuczestnictwo, nieraz rodzaj podglądactwa, ale w rezultacie także – współodpowiedzialności. Przestrzeń to połączenie pracowni artysty – tego, co dla twórcy najbardziej osobiste, oraz obszaru sakralnego. Próba zaaranżowania wnętrza kościoła ma nie tylko znaczenie w zakresie fabularnym, ale ten dziwny rodzaj skromnej bazyliki oddaje również jej esencję – miejsca z pozoru najintymniejszego dla duchowego przeżycia, a jednocześnie masowego, zagarniającego tłumy. Taką sprzeczność chce osiągnąć Ojciec – jego zadaniem jest bowiem prawdziwie pokazać śmierć. Chce wyrzeźbić Chrystusa, „który będzie jak żywy”, tyle, żeby był jak najbardziej… martwy. Taka antynomia zostaje osiągnięta w przestrzeni – jednocześnie intymnej i poufnej, jak i ogromnej, przywołującej nieskończoność, uniwersalność i misteryjność.

Wizualność i atmosfera są ogromnymi zaletami tego spektaklu. W głowie gdzieś mamy „Drogę krzyżową” ojca reżyserki – Jerzego Dudy-Gracza, po którym odziedziczyła artystyczną wrażliwość. Prace malarza są o tyle ciekawe i wstrząsające, że do ponadczasowych tematów religijnych przemycają mocny komentarz na temat świata i postaci jak najbardziej współczesne. Podobnie jest w „Ojcu”, gdzie wizyjne obrazy przemycane zostają do spektaklu, dzięki brawurze i inscenizacyjnej odwadze. Miejscami jednak Duda-Gracz prowadzi akcję, jakby bała się choć na chwilę ją zawiesić i pozwolić się ponieść przedstawieniu. Gdy zapada kurtyna, niezbędna do zmiany scenografii, widz nie ma chwili na refleksję – albo jeden z aktorów, siedzący wśród publiczności (początkowo wydaje się, że to widz) wstaje i śpiewa kościelną pieśń, albo zmarła Matka wybiega przed publiczność i przeraźliwie w jej stronę chichocze. Rytm spektaklu zostaje wybity poprzez dźwięki rzeźbiarskiego dłuta, synchroniczne poruszania się bohaterów i piękny chóralny śpiew posągów. Troszkę zbyt dużo w tym mechaniczności, zaplanowanej inscenizacyjnej regularności. Spektakl ma w sobie siłę, która zaabsorbowałaby widza bez „sztuczek” i wyznaczyła rytm opowieści. Poza tym, mamy chór do towarzystwa.



Magdalena Urbańska
Dziennik Teatralny Kraków
1 lutego 2011
Spektakle
Ojciec