Smutek lateksu

Angie, Angie... Kiedy te wszystkie chmury znikną?
Angie, Angie... Dokąd to nas zaprowadzi?
Bez miłości w naszych duszach Bez pieniędzy w naszych płaszczach
Nie możesz powiedzieć, żebyśmy byli zadowoleni
Rolling Stones


Kiedy aktorka w pierwszej scenie leży naga, przykryta jedynie sushi, to jako widzowie odczuwamy jednocześnie zaciekawienie i współczucie. Odczuwamy pewną formę uprzedmiotowienia jej ciała, na które patrzymy jak na obiekt czy artefakt.

Kiedy aktorka w drugiej scenie zakłada na nogi lateksowe kozaki, kojarzące się jednoznacznie z branżą erotyczną, oraz białą marynarkę na gołe ciało, zaczynamy odczuwać charakterystyczny wstyd, towarzyszący podglądaniu i otoczce związanej z sexem. To normalne, choć rewolucja seksualna dokonała tak wiele w latach sześćdziesiątych, to i tak nic nie zmieni naszej mentalności, a w teatrze szczególnie ukazywanie strony erotycznej sięga najbliżej wiarygodności i autentycznie budzi w nas poczucie wojeryzmu czyli podglądania, budzącego erotyczny niepokój.

Prosta, wymowna scenografia czyli leżące na podłodze materace wystarczają, gdyż większość aktywności różnych bohaterek, odtwarzanych przez Angelikę Cegielską, odbywa się w pozycji horyzontalnej. Trochę zaczynamy się bać, kiedy monologująca bohaterka, o warunkach fizycznych, kwalifikujących do odtwarzania ról mocnych, hegemonicznych kobiet, niczym z filmów Vegi, zaczyna zwracać się do publiczności z różnymi intymnymi pytaniami i komentarzami. Boimy się, bo czujemy wstyd czy boimy się, bo sami się dobrze nie znamy i nasze życie intymne bywa konwencjonalne i zakłamane.

Angelika Cegielska, realizując monodram pod okiem Martyny Majewskiej, oparty na świetnym reportażu Remigiusza Ryzińskiego „Moje życie jest moje. Opowieści o wolności i pożądaniu", pokazuje podszewkę pościeli, to czego nie widać i co jest społecznym tabu. Seksualność pokazuje niczym kolaż różnych typów ludzi, opcji i preferencji. Podróżujemy po nocnej Warszawie, która mogłaby być każdym większym miastem. Aktorka ewoluuje od żony w pozornie przykładnym małżeństwa w bloku, przez ostrą managerkę w nocnym klubie, która musi dbać o dyscyplinę, gdyż inaczej „ łaziłybyście z każdym facetem jak gps do bankomatu i cackałybyście się na scenie zamiast rozbierać, za co Wam płacą. No i zakaz włażenia w szpilkach na kanapy." Nie brakuje dosadności i wulgarności, jak choćby w opowieści bileterki z kina porno, która widziała niejedno i nic jej nie zdziwi, ale czasu szkoda, bo kto wytrze podłogę śliską wiadomo od czego. Ten weryzm i naturalizm przełamuje jedyna dodatkowa postać, odtwarzana przez Aleksandra Kaletę. Transeksualny, wrażliwy chłopiec w blond peruce, jego baśniowość i oniryczność oddala nas od fizjologii aktu płciowego i wprowadza Almodovarowski klimat zagubionych postaci, żyjących na skraju swojej orientacji seksualnej i samoakceptacji. Ktoś kiedyś powiedział, że życie bez czułości owiane jest szarością i myślę, że jej głód doskwiera najbardziej bohaterom monodramu, choć próbują go zagłuszyć zbyt intensywnym życiem erotycznym i graniem na granicy wytrzymałości emocjonalnej. Sex jest pospolity i niewarty większej uwagi, wydaje się kpić aktorka, nie odróżnia się za bardzo od całej reszty czynności codziennych. Freud go przeceniał, można się na niego uodpornić i traktować mechanicznie. Traktować jak środek na depresję czy jako urozmaicenie nudnego małżeństwa. Tylko ta wymowna samotność pustych materacy.

Tekst rozpoczęłam tekstem znanej rockowej piosenki, czyniąc aluzję do imienia aktorki Angeliki Cegielskiej. Wydaje się on wpisywać idealnie w tą podskórną melancholię lateksowych ubrań.



Justyna Nawrocka
Dziennik Teatralny Wałbrzych
19 listopada 2020
Portrety
Martyna Majewska