Smycz - "pułapka radosna"

Białe krzesło z prawej strony sceny. Za nim dwa krzywe zwierciadła ustawione w stosunku do siebie pod kątem prostym. Z tyłu - wizerunek zmysłowej brunetki z rozchylonymi udami, namiętnie patrzącej w stronę publiczności. Po prawej stronie zespół muzyczny, którego cechą charakterystyczną, widoczną na pierwszy rzut oka, są koloratki. Oprócz tego tylko kilka rekwizytów. W tej minimalistycznej scenografii, zaprojektowanej przez Natalię Korczakowską i Annę Met - Bartłomiej Porczyk, a właściwie osiem zupełnie różnych postaci, w które się przeistacza: Włamywacz, Pan Maksimum, Klient supermarketu, Januszek, Jasio, Człowiek-małpa, Ksiądz Henryk i Margaret.

Pomysł na monodram pod tytułem: Smycz, narodził się podczas ubiegłorocznego Przeglądu Piosenki Aktorskiej, na którym Bartłomiej Porczyk zdobył nagrody: Złotego Tukana, Tukana Dziennikarzy oraz Tukana Publiczności. Tam zaśpiewał Fabrykę małp zespołu Lady Pank i Do Ani rapera Łony, czyli piosenki które mają również swoje miejsce w Smyczy.

Inspiracją dla spektaklu były dwa utwory: wspomniana już Fabryka małp oraz Smycz zespołu Maanam. Oba teksty mówią o zezwierzęceniu człowieka. W Fabryce małp człowiek jest nawet gorszy niż zwierzę, ponieważ zwierzęta instynktownie walczą o przetrwanie, a człowiek zabija wyłącznie dla sportu, zakłócając tym samym prawa przyrody - dla niego wszystko może stać się pretekstem do walki, przez niego świat staje się polem bitwy i miejscem, gdzie nie ma Boga, a drugi człowiek to wróg. Tekst Kory Jackowskiej natomiast mówi o oswojeniu, o udomowieniu człowieka, czyli o uwiązaniu go na smyczy. Jesteśmy wierni, jak psy, innym ludziom i jak psy wypełniamy ich polecenia, czekając na kolejne rozkazy; jesteśmy niczym psy uwiązani przy rzeczach, bez których nie możemy się obyć i przy ideach, bez których nie możemy żyć. Smycz nadaje sens naszej egzystencji i "trzyma nas przy życiu", jest radosną pułapką - zniewala, ale tylko dzięki niej możemy być szczęśliwi.

Scenariusz Smyczy to collage różnych tekstów, które Porczyk dobierał razem z reżyser spektaklu - Natalią Korczakowską. Oprócz wyżej wymienionych piosenek aktor śpiewa również: Motorek Marka Grechuty, Margaret zespołu Myslovitz, Łatwopalnych Maryli Rodowicz, inne piosenki Łony i utwór pod tytułem: Promocja do własnego tekstu. W spektaklu ponadto można usłyszeć fragmenty tekstów Samuela Becketta, Sarah Kane, Rolanda Barthesa, Bernarda-Marie Koltésa, Antoina Artauda, Arystotelesa oraz, co zaskakujące, Witaminki zespołu Fasolki. 

Aktorstwo Porczyka jest w wielu momentach doprowadzone do mistrzostwa. Zaskakuje i intryguje on widza. Potrafi zmieniać się niczym kameleon w różne postaci, które charakteryzuje nie tylko przez zmianę kostiumu, często bardzo niewielką, ale również dzięki postawie ciała, sposobie poruszania się i wypowiadania słów. Każdy ruch na scenie wykonany jest z niesamowitą wręcz precyzją, każdy wydany dźwięk głęboko przemyślany: czasem wyśpiewany, czasem wykrzyczany, a czasem nawet tylko zasugerowany, lecz niemy. Artysta pokazuje całą gamę uczuć, a każde uczucie widoczne jest jak na dłoni, wręcz obnażone. Wbrew pozorom nie jest to jedyny aktor, występujący na scenie. Poza nim gra, nie tylko na instrumentach, zespół muzyczny złożony z sześciu osób. Oprócz akompaniamentu muzycznego, którego kompozytorem i aranżerem jest Łukasz Damrych, tworzy on również akompaniament wizualny, a nawet staje się równoprawnym partnerem głównego aktora i wchodzi z nim kilka razy w dialog słowny. 

Każda z postaci wykreowana przez Bartłomieja Porczyka, jest uwiązana na smyczy, ale dla każdej smycz jest czymś innym. Celem życia Włamywacza do ludzkich głów jest samo włamywanie się, dlatego wyśpiewuje on błagalnie, byśmy nie otwierali swoich umysłów. Pan Maksimum potrafi patrzeć na świat tylko przez pryzmat pracy. To przez pracę jego myśli, ruchy i zachowania stają się zmechanizowane, przez nią też bohater nie zauważa zwykłego świata i dopiero śmierć sprawia, że zatrzymuje się, dostrzega wystawę sklepową i to, że świat może być piękny. Promocje w supermarketach to kolejny przykład smyczy, która sprawia, że szary człowiek choć na chwilę może zamienić się w króla - króla zakupów. Januszek jest niczym zwierzę, spuszczone z uwięzi, zagubiony i zrozpaczony po rozstaniu ze swą ukochaną, dla której mógłby poświęcić cały świat. Jasio, z wielkim afro na głowie, to "imprezowicz" i narkoman. Człowiek-małpa jest bohaterem z piosenki Lady Pank. Ksiądz Henryk w rozmowie telefonicznej z Panem Bogiem mówi, że dzisiejszemu światu już nic nie pomoże, wygłasza też kazanie o mięsie, które w ostateczności przemienia się w wiec polityczny. Prostytutka Margaret natomiast jest zniewolona przez swoje ciało, ona jedyna mogłaby się zerwać ze smyczy, ale nie chce.

Oprócz tytułowej smyczy wszystkie postaci łączy uczucie wszechwładnej samotności. Wydaje się nawet, że to samotność jest głównym bohaterem spektaklu. Uwarunkowana jest ona przede wszystkim niemożnością nawiązania kontaktu z innymi ludźmi oraz niemożnością przebicia się przez niewidzialną ścianę do wnętrza drugiego człowieka, a często nawet na zewnątrz swej własnej skorupy. Gdy człowiek przebije skorupę, gdy zerwie się ze smyczy staje się nagi, nie ma gdzie się schować, więc bezpieczniej jest trwać w bycie "nieruchomo", nie szarpać się i nie wyrywać, tworzyć iluzję prawdziwego życia, bo tak naprawdę tylko w tej iluzji można mówić o szczęściu. Poza nią człowiek staje się po prostu śmieszny.

W czasie przedstawienia wciąż powraca motyw miłości, ale nie jest to nigdy miłość szczęśliwa, wręcz przeciwnie to klęska tego uczucia, tęsknota za kochaniem drugiej osoby i uświadomienie, że człowiek na miłość nie zasługuje. Najwyraźniej motyw ten pojawia się w postaci Januszka, który jest niemal jego uosobieniem, ale między wierszami można wyczytać go również u innych bohaterów. Pan Maksimum nie potrafi już kochać nawet swojego syna, który, aby zwrócić na siebie uwagę ojca, stara się być taki jak on. Margaret handluje miłością cielesną, być może dlatego, że została kiedyś zgwałcona, ale cały czas podświadomie tęskni za czymś więcej. Gdy pewnego razu przychodzi do niej klient, który "nie chce jej ciała tylko duszę", a po kilku wizytach przestaje ją odwiedzać, Margaret wypatruje go na ulicach z nadzieją na spotkanie. Najgorsze jest jednak to, że poszczególne postaci nie potrafią pokochać samych siebie. Wynika stąd, że brak akceptacji i niemożność komunikowania się, tkwi przede wszystkim w nas samych. Człowiek sam sobie przypina smycz po to, aby zapomnieć o samym sobie, by poczuć, że chociaż w czymś jest dobry, że chociaż w jakiejś sferze nie jest śmieszny i właśnie dlatego tak trudno zrezygnować z uwięzi. Boimy się zostać nadzy. Wolimy trwać "nieruchomo".

Spektakl przynosi swoiste katharsis. Nie można przejść obok niego obojętnie. Do refleksji zmusza przede wszystkim to, że tak wiele zachowań pokazanych na scenie, pokrywa się z zachowaniami rzeczywistymi. Żal nam bohaterów Smyczy, ale po chwili przychodzi uświadomienie - my jesteśmy tymi samymi smyczami przypięci do świata. Ale mimo, że na chwilę sobie to uświadomimy, nie zerwiemy się z uwięzi. Nadal będziemy trwać w Gombrowiczowskich maskach nałożonych na twarz. 
(AH)



(-)
Materiały Teatru
27 listopada 2006
Spektakle
Smycz