Sopranistka, która zaczynała od sprzątania teatru
Z Veronicą Villarroel, chilijską sopranistką, która wystąpi z Placidem Domingiem, rozmawia Anna Pawłowska.Czy gorąca, południowa krew pomaga Pani na scenie?
Mam wrażenie, że pomaga. Większość oper, które wykonuję, napisano w językach łacińskich: włoskim, hiszpańskm, francuskim. Bardzo dobrze rozumiem uczucia. Z natury jestem ekstrawertyczką, mam potrzebę wyrażenia tego, co czuję. W takim sensie zatem pomaga. Ale to niezbyt dobre, kiedy musisz kontrolować swój temperament. Niektóre partie są bardzo trudne. Wówczas trzeba kontrolować głos, technikę. Śpiewanie musi być mieszanką pasji i intelektu.
W poniedziałek wieczorem zaśpiewa Pani w duecie z Placidem Domingiem. Miała Pani wielokrotnie okazję z nim śpiewać. Jaki jest maestro?
Zawsze cudowny. Uczę się od niego cały czas. Czuję, że śpiewam z najlepszym partnerem, z najlepszym artystą, z najlepszą osobą. Kiedy z nim śpiewam, nie czuję zdenerwowania, a jestem bardzo nerwowa. Wiem, że on mnie wspiera i ja wspieram jego. Czujemy się swobodnie ze sobą, bo znamy się od dawna.
A prywatnie?
Jest superzabawny. Uwielbia humor. Przez cały czas opowiadamy sobie dowcipy. Jest supermłody. Ma energię taką, jak ja i pani razem wzięte. Choć nikt nie wie, jak on to robi. Jest fenomenalny. Dziś jest tu, jutro w innym zakątku świata, pojutrze jeszcze gdzie indziej. To jakiś szczególny rodzaj uwarunkowań. Ma pasję. To bardzo rzadkie. Jest geniuszem muzycznym. Można uczyć się z jego komentarzy. Jest cudowny. Ciepły, wyrozumiały, ludzki.
Zanim zaczęła Pani śpiewać, studiowała Pani reklamę. Kiedy odkryła Pani, że chce śpiewać?
Nie wiem. Studiowałam reklamę, ponieważ nie wiedziałam, co chciałabym studiować. W trakcie studiów ojciec umarł na zawał serca. Byłam najstarsza z rodziny, musiałam zacząć pracować. Przerwałam studia i zaczęłam sprzedawać od drzwi do drzwi produkty do czyszczenia podłóg, okien. To był bardzo trudny czas. Wówczas ktoś powiedział mi, że w operze potrzebują młodych dziewczyn do pracy. Robiłam wszystko - sprzątałam, odsłaniałam kurtynę, sprzedawałam bilety, pracowałam przy oświetleniu. Szybko nauczyłam się śpiewać, powtarzając po innych. Szef mojego działu powiedział, że mam dobry głos i powinnam pójść na przesłuchanie do dyrektora opery. Dali mi kasetę, bo nie znałam muzyki, nie brałam lekcji śpiewu, nauczyłam się śpiewać arię Aidy ze słuchu. Zaśpiewałam, ze złą wymową, ale to się nie liczyło. Oni chcieli usłyszeć głos. Dyrektor dał mi rolę Musetty w "Cyganerii". Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. A w 1991 roku spotkałam Placida Dominga w Chile.
Po raz pierwszy jest Pani w Polsce, jak się Pani u nas podoba?
Nie wiem jeszcze. Widziałam dopiero hotel. Ale chcę spróbować bigosu.
Muszę Panią ostrzec, że często cudzoziemcy mówią, że bigos nie wygląda dobrze.
Ja jestem fatalną kucharką. Potrawy, które ugotuję, zawsze wyglądają okropnie. Więc nie sądzę, żeby bigos wyglądał gorzej od tego, co ja gotuję. Poza tym, czasami, kiedy coś wygląda okropnie, dobrze smakuje.
Anna Pawłowska
Polska Dziennik Łodzki
8 czerwca 2009