Spaleni happy endem

Po "Operacji Dunaj" i sprawach polsko-czeskich reżyser Jacek Głomb wrócił do legnickiego teatru i zajął się kwestią polsko-rosyjską. Jego antymartyrologiczna komedia "Palę Rosję!" ma wiele czaru, daje jednak dość naiwny obraz szans na ponadnarodowe porozumienie przy wódce.

Polsko-rosyjskie bywają nie tylko słowniki, "wojny pod flagą biało+czerwoną" i "rachunki krzywd". Krzysztof Kopka i Jacek Głomb (reżyser teatralnej i filmowej wersji "Operacji Dunaj") w "Palę Rosję - opowieść syberyjska" próbowali pokazać, że polsko-rosyjska jest przede wszystkim "drużba" i "lubow". Legniccy twórcy inspirowali się groteskowymi pamfletami z lat 20.: frywolną nowelą erotyczno-polityczną Paula Moranda ("Palę Moskwę") i katastroficzną powieścią Brunona Jasieńskiego (który w odpowiedzi napisał Francuzowi "Palę Paryż" o zemście proletariatu i zagładzie stolicy europejskiej burżuazji). Zamiast apokalipsy zaproponowali jednak utopię. Transgraniczną utopię, w której butelka nalewki z muchomorów jest w stanie załagodzić wszelkie spory, a piękności jakby z Tarantina - przełamać wszelkie uprzedzenia.

Spektakl to komedia antymartyrologiczna. Gęsto w nim od narodowych stereotypów, na zmianę obalanych i podbijanych. Bułhakow i rosyjska mafia, wieszcze i powstania, cele śmierci i syberyjskie safari. Plan historyczny miesza się ze współczesnością. Przywódcy nieudanego powstania syberyjskich zesłańców z 1849 r. mijają się na scenie z poszukującymi ich grobów prawnukami. Wśród "pięknie walczących" i "pięknie pamiętających" brak jednak bohaterów. Powstańcy okazują się sympatycznymi, lecz tchórzliwymi i zakompleksionymi ignorantami z zaścianka. Romantyczne idee rodzą się w nich raczej z nudy i nadmiaru alkoholu niż z literackich uniesień.

Przy "Anhellim" Słowackiego błogo usypiają, o Mickiewiczu dowiadują się od rosyjskiego nadzorcy. Nędzna pozycja nie przeszkadza im jednak zachowywać się po pańsku, wynosić szlachetnego polskiego wróbla czy płoć nad wszelkie "ruskie" słowiki, jesiotry, sandacze. Gdyby nie prowokacja, po której podrywają się do walki z Rosjanami, pożarliby się między sobą o cywilizacyjną wyższość Krakowa nad Warszawą, Warszawy nad Zduńską Wolą itd.

Ich potomkowie pojawią się na Syberii jak postaci wyjęte z kawałów o polskich turystach. Roszczeniowi, naiwni, aroganccy staną się łatwym łupem bandy "lokalsów". Transseksualni rabusie rodem z Tarantino czy "Mistrza i Małgorzaty" manipulują nimi bez najmniejszego wysiłku. Magia, kadzidła, syberyjskie mroki, obrazy a la Malczewski wyczarowywane z kilku desek, grudek ziemi i stylowych kostiumów. Jacek Głomb poprowadził opowieść z charakterystycznym dla siebie upodobaniem do prostych środków, wyrazistych ról charakterystycznych i baśniowości przebijającej przez to, co zbyt przaśne, zbyt podniosłe czy zbyt aktualne.

Trzeba więc przyznać - Legnica ma swój styl. Widać jednak, że czasy, gdy miała też zaskakującą energię, poczucie humoru i odwagę (jak wtedy, gdy największe sukcesy odnosił tu np. Przemysław Wojcieszek), mijają.

Premiera nie przypadkiem odbyła się 17 września. Przedstawienie do debaty nad relacjami Polski i Rosji wnosi sporo autoironii, ale konkluzję, niestety, dosyć mizerną... Mordowali, nie mordowali, gardzili, nie gardzili, przystawiali pistolet do głowy, nie przystawiali - zawsze można się pogodzić ze śpiewem, tańcem i gorącą dziewczyną u boku, hej! Za spektaklem kryją się wyraźnie dalsze ambicje filmowe reżysera. Grany w połowie po rosyjsku - świetnie sprawdzałby się na ekranie z polskimi napisami.

"Palę Rosję!" prezentowane w ramach festiwalu Miasto to jednak dopiero początek teatralnych zmagań z tym tematem. 30 września rusza w Lublinie XIV Międzynarodowy Festiwal "Konfrontacje Teatralne" w całości poświęcony relacjom Polska - Rosja. Relacjom niełatwym, co widać już po plakacie festiwalu (autorstwa rosyjskiego kolektywu Niebieskie Nosy) - dynamicznej scenie walki na pazury między korpulentną nagą damą w trampkach i wczepionym w potargane włosy kokoszniku a cherlawą Polką w siatkowych pończoszkach. W warszawskim Teatrze na Woli Iwan Wyrypajew przygotowuje autorski "Lipiec" (premiera 9 października), a choreograf i reżyser Wojciech Kościelniak pracuje we wrocławskim Capitolu nad musicalową wersją "Idioty" (9 października). Koniec roku zapowiada się więc wyraźnie rosyjski. Czy będzie jednak "duszoczypacielne" mruczenie przy gitarze, czy branie się za łby w kokosznikach?



Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
23 września 2009
Spektakle
Palę Rosję!