Spektakl nie dla każdego

Międzynarodowy Festiwal Teatralny "Kontakt 2009" w Toruniu powoli zbliża się do półmetka. Spektakl moskiewskiego Teatru Praktika podzielił widzów. Rosjanie pokazali dramat Władimira Sorokina o sumieniu i poczuciu winy.

Spektakl moskiewskiego Teatru Praktika podzielił widzów. Rosjanie pokazali dramat Władimira Sorokina o sumieniu i poczuciu winy.

Zaczyna się zupełnie jak film. Na ekranie pojawia się tytuł sztuki oraz sylwetki występujących w nim aktorów. Przez kilka minut obserwujemy efektowny teatr cieni. Projekcja z dwóch monitorów zamontowanych po bokach sceny uświadamia nam, że oto jesteśmy w biurze wielkiego banku, gdzie między pracownikami toczy się zażarta rozmowa dotycząca przyszłości firmy.

Najważniejsza jest blizna na twarzy szefa. To właśnie od niej zależą dalsze losy placówki. Tylko dzięki niej można obrać nowy kierunek, albo podążyć poprzednią ścieżką. Po prawej, czy po lewej stronie czoła? Wzdłuż czy wszerz? Obawa przed niezarobieniem pieniędzy jest ogromna. Widzowie otrzymują unikalne studium człowieka zagubionego w mackach korporacji. A każdy z bohaterów jest częścią tego biurowego planktonu.

"Kapitał" Władimir Sorokin napisał specjalnie dla Teatru Praktika. Sorokin wrócił tą sztukę po siedmiu latach milczenia do pisania dramatów. Ci, którzy oglądali jego "Dostoevsky-Trip" na deskach Teatru Horzycy mogli przeżyć lekkie déj vu, albowiem autor w finale "Kapitału" wykorzystał podobny zabieg wychodzenia z kryzysu przez zbiorową spowiedź.

"Kapitał" to spektakl o sumieniu i związanym z nim poczuciem winy. Podczas imprezy z okazji sukcesu firmy bohaterowie grają w grą "zaduś chodora" (celowa analogia do Michaiła Chodorkowskiego), która polega na zaduszeniu w sobie wstydu podczas opowiadania najbardziej krępującej sytuacji, w której kiedykolwiek się znaleźli. A niektórych z tych historyjek nie powstydziłby się Quentin Tarantino.

- Opowiadamy o tym co nas boli. Teatr rosyjski jest systemem zamkniętym, w którym żadnego chodora się nie wydusza - twierdzi reżyser Edward Bojakow. - Wśród naszych widzów najczęściej można znaleźć osoby, które chodzą do kina na filmy niż pasjonują się teatralnym rzemiosłem. Przychodzą czasem do mnie po spektaklu i mówią "Tak naprawdę to nienawidzę teatru, ale jest coś, co mnie do was przyciąga".

Po spektaklu w kuluarach szeptano o przeładowaniu środków i przeroście formy nad treścią. Zadowoleni mogli poczuć się ci, którzy oczekiwali nowego języka współczesnego teatru powstałego z połączenia różnych stylów. Poza tym, jak powiedział po zakończeniu sztuki jeden z widzów: - Zawsze lubiłem Sorokina, więc trudno, żeby nie spodobał mi się jego dramat. Jakikolwiek by był.
(mi)



Tomasz Bielicki
Nowości
29 maja 2009