Spektakl w agonii

Zarówno podczas trwania spektaklu, jak i po opuszczeniu sali teatralnej zadawałem sobie pytanie dotyczące roli szaleństwa w tym przedstawieniu. Oglądając pełnych humoru aktorów i uśmiechniętych widzów pomyślałem, że chyba powinienem poszukać odpowiedzi. W czym to prawdziwe szaleństwo ma się objawiać? Odnajdywanie szaleństwa w ironicznym mówieniu nam o miłości, wierze, rodzinie, nie jest chyba trafne. Bohaterowie w tekście Petra Zelenki śmieją się z oczywiście własnych problemów, ale po zastanowieniu dostrzegamy u nich słabości i niemożność poradzenia sobie z życiem. W interpretacji Marcina Hycnara szaleństwo zaczyna dominować chyba trochę za mocno, spychając tym samym na drugi plan ważne problemy głównego bohatera Piotra (Maciej Zuchowicz) i ludzi żyjących wokół niego.

Próbując zinterpretować scenografię Martyny Kander, stwierdzam, że nie jest ona wcale taka jednoznaczna. Widzimy na scenie różową płaszczyznę, w której znajdują się rozcięcia, a pośrodku niej pagórki z – również różowego i miękkiego – materiału. Odnoszę wrażenie, że rozcięcia przypominają waginy. Moment wyjścia bohaterów z tych otworów to narodziny. Miękki materiał pokrywający drogę, która podążają, ma amortyzować wszystkie upadki życiowe.

Z drugiej strony – scenografia może wyobrażać mózg Piotra. Błądzą po jego głowie myśli o różnych osobach i rozmaite refleksje. Bohaterowie często rozmawiają przez wiszące w przestrzeni sceny słuchawki telefonów. Treści rozmów krążą między komórkami w mózgu bohatera, jak między jednym a drugim telefonem. Rekwizyty używane przez aktorów (elastyczne rurki oraz piłki do ćwiczeń gimnastycznych) oraz podwieszony w górze materiał przywołują na myśl namiot cyrkowy, który stanowić może symbol podporządkowania, ograniczenia i szaleństwa Piotra.

Na początku spektaklu przedstawiony zostaje mocny obraz człowieka znajdującego się w agonii, uwikłanego w liczne problemy, człowieka, który nie chce zmienić swojego życia. Bohaterowie w tym spektaklu – wręcz przeciwnie, nie sprawiali wcale wrażenia martwych, tryskali nadmierną energią. Zagłuszali tym samym poruszane w tekście problemy. Wydaje mi się, że to nie bohater w przedstawieniu Marcina Hycnara przeżywa agonię. To raczej reżyserowany przez niego spektakl jest ciężko chory.



Wiktor Moraczewski
Tupot
20 maja 2016