Spektakl wszystkich

Spektakl nie jest trudny w odbiorze, natomiast muzyka Krzesimira Dębskiego jest inteligentna i zabawna. Spokojnie można na niego przyjść, jak człowiek chce się wyrwać z codzienności, z polityki, ze wszystkiego co realne i wejść w zabawę światłem, w taki teatralny kalejdoskop.

Z Maciejem Wojtyszko reżyserem spektaklu „Rękopis znaleziony w Saragossie" rozmawia Magdalena Mikrut-Majeranek z Dziennika Teatralnego.

Magdalena Mikrut-Majeranek: Skąd pomysł na zrealizowanie akurat „Rękopisu znalezionego w Saragossie"?

Maciej Wojtyszko: Tekst napisałem 15 lat temu dla teatru w Gdyni. Niestety, nie podpisaliśmy wówczas żadnej umowy i po zmianie dyrektora zostałem „na lodzie". Następnie, wraz z Krzesimirem Dębskim, czyli autorem muzyki, szukaliśmy właściwego teatru. Jednakże z uwagi na to, że realizowaliśmy mnóstwo innych projektów, nie szukaliśmy nachalnie. Trzeba przyznać, że w tamtym czasie teatry dramatyczne bały się realizacji „Rękopisu...", ponieważ w 90% składa się on z muzyki. Co więcej, także i teatry muzyczne odmawiały, widząc rozmach sytuacyjny oraz konieczność zainwestowania olbrzymich środków finansowych. Nie każdy dysponował także odpowiednią orkiestrą. Dlaczego wtedy pomyślałem o wyreżyserowaniu „Rękopisu.."? Głównie dlatego, że nie było wówczas tak wielu polskich pomysłów- ani „Lalki", ani „Chłopów" Wojciecha Kościelniaka. Jedynie co było, to „Dyzma" Wojciecha Młynarskiego oraz Osiecka i jej małe formy. Nie było też zbyt wielu specjalistów od muzycznych spektakli. Podsumowując, trafiliśmy na siebie z Miłkowskim nie bez przyczyny.M.M.M.: Strasznie długo kazali Państwo czekać polskiej widowni na „Rękopis znaleziony w Saragossie", jednakże doskonale się złożyło, że światowa prapremiera odbędzie się właśnie w roku Potockiego, czyli w dwusetną rocznicę śmierci tego artysty.

Jak długo trwały przygotowania do wystawienia musicalu?

Zdecydowanie za krótko, ponieważ prace nad spektaklem rozpoczęliśmy w czerwcu, a ledwo przystąpiliśmy do realizacji, zespół rozjechał się na wakacje.

Jak można określić „Rękopis znaleziony w Saragossie"? Czy jest to musical, dramat muzyczny, czy jeszcze jakaś inna forma?

Przedstawienie to trudno nazwać musicalem. Raczej jest to dramat muzyczny. Występują w nim elementy pastiszu i nic nie jest jest serio. Zawiera w sobie także niekończące się bajki, które karzą podejrzewać, że wszystko jest mistyfikacją. Sami aktorzy grają mistyfikację. Staramy się osadzić akcję na granicy psychologii wiarygodnej. W spektaklu nieustannie pojawia się motyw człowieka oszukiwanego, który nie ma pewności, że to na co patrzy jest prawdziwe. Oczywiście, w pewnym momencie zaczyna się on uodparniać. Natomiast w finale pryska mydlana bańka.

Jak należy ten spektakl odbierać?

Sam mam z tym kłopoty. Jednakże mając na uwadze cały musical, chyba jednak należy się bawić, czerpać przyjemność z tego, że ktoś z nami gra w różne „klocki". „Rękopis...." stanowi pewien rodzaj zabawy teatralnej, takiego kalejdoskopu teatralnego, który trochę mruga okiem i mówi: „widzicie tak się robi teatr".

Jakie kłopoty napotkali Państwo podczas realizacji musicalu?

Kłopotliwe są np. cięcia, które bez przeszkód można stosować w produkcji filmowej. Tutaj natomiast zmiany dekoracji odbywają się w ten sposób, że wchodzą ludzie - palmy albo ludzie - lampy i wnoszą coś, bądź zabierają. Teatralność jest tu ostentacyjna. Niektóre elementy dekoracji są świadomym kiczem np. sterowana elektronicznie góra złota.

Co było najtrudniejsze w realizacji spektaklu?

Najtrudniejsze zadanie to zdecydowanie koordynacja wszystkiego: światła, mikroportów, ruchu scenicznego, śpiewu, czy dynamicznych zmian dekoracji. Na widzów czeka mnóstwo niespodzianek inscenizacyjnych, gdyż przedstawienie stanowi swoisty montaż atrakcji.

Czy Pana zdaniem spektakl jest wymagający?

Spektakl nie jest trudny w odbiorze, natomiast muzyka Krzesimira Dębskiego jest inteligentna i zabawna. Spokojnie można na niego przyjść, jak człowiek chce się wyrwać z codzienności, z polityki, ze wszystkiego co realne i wejść w zabawę światłem, w taki teatralny kalejdoskop.

Rok 2015 to rok poświęcony Janowi Potockiemu, czy w związku z tym planują Państwo tournée po Polsce?

Dyrektor Teatru Rozrywki – Dariusz Miłkowski zażądał, żeby scenografia była transportowalna, więc rozumiem, ze to rozważał. W związku z jego życzeniem wszystko jest mobilne, choć cała scenografia, kostiumy itp. zajmuje dwie ciężarówki.

Jest Pan nie tylko autorem adaptacji, twórcą tekstu, ale i reżyserem musicalu, którego to zadania podjął się Pan wraz z synem Adamem. Jak wyglądał podział ról?

Mój syn jest wykształconym reżyserem. Podczas pracy nad „Rękopisem..." miała miejsce ścisła kooperacja. Ja napisałem tekst, natomiast mój syn w porozumieniu ze mną wyreżyserował przedstawienie, ponieważ jest to czysto fizyczna praca, której ja, i tu zaznaczę bez kokieterii, może już bym nie podołał. Pewnie dałbym radę, jednak dużo by mnie to kosztowało.

A jak wyglądała współpraca z zespołem?

Z wszystkimi bez wyjątku świetnie się pracuje. Generalnie uwielbiam, kiedy to, co tworzę rozwija się i ewoluuje dzięki kooperacji z całym zespołem.

Pozwala Pan na aktywną współpracę?

Oczywiście! Cały zespół Teatru Rozrywki stanowi zgraną ekipę i nie można ich nazwać wykonawcami, lecz są oni prawdziwymi współtwórcami. Dzięki temu efekt finalny, czyli przedstawienie staje się spektaklem wszystkich.

Dziękuję serdecznie za rozmowę!

Maciej Wojtyszko - reżyser, dramatopisarz, autor scenariuszy oraz utworów dla dzieci. Jako prozaik debiutował w roku 1966. Autor kilku książek dla dzieci i młodzieży (m.in. "Bromba i inni", "Antycyponek", "Trzynaste pióro Eufemii", "Tajemnica szyfru Marabuta", "Synteza"). Niektóre z nich stały się pierwowzorami dla animowanych seriali telewizyjnych. Wykładowca w warszawskiej PWST, dziekan Wydziału Reżyserii na tej uczelni.



Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Teatralny Katowice
24 października 2015
Portrety
Maciej Wojtyszko