Stare, dobre małżeństwo

Małżeństwo to stabilizacja, małżeństwo to patrzenie sobie w oczy z uśmiechem... "Dopóki nas śmierć nie rozłączy", albo dopóki... będę chciał w twoje oczy patrzeć. Dopóki nie poczuję się wystarczająco silny, by odejść. Jak będzie wyglądało nasze rozstanie? Postanowiła to sprawdzić Iwona Kempa na deskach Teatru im. Juliusza Słowackiego. Podstawą do rozważań stała się sztuka Hanocha Levina "Udręka życia" w przekładzie Agnieszki Olek

Małżeństwo z trzydziestoletnim stażem przechodzi kryzys – Jona Popoch (Tomasz Międzik) decyduje się opuścić żonę – Lewiwę (Anna Tomaszewska). W swoistym prologu, sceną pary młodej, śpieszącej się do siebie po ślubie, widzimy żar, radosny pośpiech i pragnienie bycia razem. Gdy, rozebrawszy się do nocnych koszul, giną w pościeli, zamierając w małżeńskim uścisku, rozlega się muzyka – to Anioł-wiolonczelista z ogromnymi białymi skrzydłami, wygrywający muzykę tych trzydziestu lat spędzonych razem przez Jona i Lewiwę. Utwór dobiega końca, spod kołdry wychodzi mąż, w nieco gorszym nastroju: oskarża żonę o zdradę dokonaną we śnie, odkrywa zamiar opuszczenia jej. Zszokowana jego zmianą Lewiwa używa wszelkich argumentów, by zatrzymać Jona: gdy prośby nie odnoszą skutku, nie waha się przed poniżeniem – siłą ciągnie go do łóżka. Bezskutecznie: męska niemoc upokarza ukochanego, podsuwa ponownie myśl o rozstaniu. Lewiwa wpada w szał, jej cierpliwość zostaje wyczerpana.

Światło o drugiej w nocy w oknach domu Popochów ściąga nieproszonego gościa – niejakiego Gunkla (w tej roli Radosław Krzyżowski). Pijany, samotny, biedny mężczyzna, dobija się do drzwi, prosząc o tabletkę i szklankę ciepłej wody. Pomimo swego stanu, zauważa dziwne zachowanie małżeństwa, demaskuje pozorny ład domostwa. Zanurza się w pościeli, kradnie też odrobinę ciepła ciała Lewiwy. Pragnie też odzyskać czapkę, pożyczoną Jonie kilkanaście lat wcześniej. Być może pod pozorem czapki kryje się pozycja, zajmowana przez niego: dostatek, dom... Wszystko to, co ma Jona, ale chce wymienić za wolność, którą z kolei „cieszy się” Gunkel. Wizyta tego mężczyzny zmienia postawę Popocha: zauważa wreszcie pułapkę, w jaką wpada wielu mężczyzn, chcących radykalnych zmian w swoim życiu w pewnym wieku; dostrzega, że poza światem, który zna, kryje się przepaść samotności i pustka. Widzi w niej właśnie Gunkla. I dlatego nie opuści Lewiwy.

Na scenie znajduje się tylko łóżko – w samym jej środku, po lewej stronie, w tyle, stoi krzesło dla Anioła. Przestrzeń jest tak pusta, jak życie Jona, według jego słów – wszystko przewidywalne, poznane na wskroś. Są w niej też ciepło, uczucie miękkości i jasność, obleczone w pościel, ukryte w fałdach koszuli nocnej Lewiwy. Dokładnie takie jest jego życie. Obok nich siedzi Anioł – wiolonczelowe solo z towarzyszeniem fortepianu, puszczone z off’u, świetnie skomponowane przez Bartosza Chajdeckiego, to nieco tandetny, ale dobry chwyt. Aby życie miało anielski soundtrack.



Maria Anna Piękoś
Dziennik Teatralny
15 października 2011
Spektakle
Udręka życia