Starsi Panowie Dwaj z humorem podbili scenę

Spektakl przygotowany przez zespół "Jaracza" usatysfakcjonuje miłośników duetu Przybora-Wasowski. Humor sprzed lat nadal śmieszy, a aktorzy dają popis umiejętności wokalnych.

Kabaret Starszych Panów powstał 50 lat temu. I choć obecne realia znacznie różnią się od czasów, w których tworzyli Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski, ich twórczość cieszy się niesłabnącą popularnością. Płyty z piosenkami kabaretu są wznawiane, a powtórki ich programów wciąż przyciągają przed telewizory sporą publiczność. Teksty Przybory są nadal aktualne, a legendarne utwory "Na ryby" czy "Addio pomidory" rozbawiają do łez kolejne pokolenia. 

Julia Wernio postanowiła zmierzyć się z legendą i wyreżyserowała spektakl "Starsi Panowie Dwaj. Wespół w zespół". Przed premierą zapowiadała, że przedstawienie będzie czymś więcej niż tylko odśpiewaniem 32 piosenek z repertuaru kabaretu. Czy wyszła zwycięsko z tej próby? Na pewno na uznanie zasługują aktorzy. Dobrze poradzili sobie odtwórcy głównych ról. Marian Czarkowski jest naturalny i pogodny, od razu zyskuje sympatię publiczności. Początkowo ciężko mi było wyobrazić sobie Artura Steranko jako starszego dżentelmena, ale okazuje się, że ten aktor potrafi zagrać wszystko. Jego bohater jest rozbrajająco naiwny, to odrobinę niezdarny, ale uroczy nieśmiały romantyk. Panowie z uśmiechem i spokojem przyjmują wszystkich swoich nawet najbardziej dziwacznych gości. Z pozostałych aktorów, którzy pojawili się na scenie, moją uwagę szczególnie przykuli Katarzyna Kropidłowska i Marcin Tyrlik, którzy wykazali się dużym talentem komediowym.

Na pochwałę zasługują również umiejętności wokalne olsztyńskich artystów oraz fakt, że bohaterowie śpiewają do akompaniamentu zespołu, a nie do podkładu z taśmy. Muzycy odgrywają zresztą w przedstawieniu równie ważną rolę jak aktorzy. Kameralny zespół wprowadza widzów w atmosferę dawnych lat, przez chwilę możemy poczuć się w świecie, który znamy jedynie z cyklu "W starym kinie". 

Kolejny atut spektaklu to scenografia stworzona przez Elżbietę Wernio. Mieszkanie Starszych Panów jest takie samo jak to, które znamy z ich telewizyjnego programu. A dzięki obrotowej scenie widzowie wielokrotnie przenoszą się do bajkowego parku, do świata ze snów, spokojnego i magicznego. 

Tytuł spektaklu powinien brzmieć raczej "Piosenka jest dobra na wszystko" niż "Wespół w zespół". Taka nazwa chyba lepiej oddawałaby zamierzenia Julii Wernio, która zapowiadając spektakl tłumaczyła, że mieszkanie Starszych Panów ma być kryjówką, azylem dla osób zmęczonych rzeczywistością. - Dzisiaj, w tych z pozoru kolorowych czasach, czasach gonitwy, napięcia, głupoty i kiczu medialnego, pełnego politycznej degrengolady, dyktatu masowego odbiorcy, fałszywej religijności, wyścigu szczurów, szukam poezji, jakiejś kryjówki, gdzie przywita mnie uśmiech, dobroć, elegancja, dowcip i mądrość gospodarzy - mówiła reżyser. 

O tym, że świat stworzony przez dżentelmenów ma być oderwaniem od rzeczywistości, przypominają widzom rozbrzmiewające na początku przedstawienia przemówienia polityków. Ze świata agitacji i politycznych deklaracji trafiamy do cichego mieszkania Starszych Panów. Reżyser chciała nam uświadomić, że wciąż potrzebujemy oderwania od świata zewnętrznego, jednak nie do końca ten zabieg mnie przekonał. Publiczność traktowała spektakl raczej jako sentymentalną podróż, dobrą zabawę i dowód na to, że prawdziwa sztuka nigdy się nie starzeje. Twórcy wyszli zwycięsko ze starcia z legendą Przybory i Wasowskiego. Miłośnicy Kabaretu Starszych Panów na pewno będą dobrze się bawić na spektaklu. Zwłaszcza że trwa ponad 2 godz., dzięki czemu nikt raczej nie powie, że piosenek czy skeczów było za mało i czuje niedosyt.



Marta Bełza
Gazeta Wyborcza Olsztyn
2 stycznia 2009