Stawiam namioty teatralne
Teatr może pomóc zrozumieć odmienność innych ludzi. Dlatego jest dla nas tu, na granicy Unii Europejskiej tak ważny. Ale też trzeba ludziom dać szansę na kontakt z teatrem. Witold Mazurkiewicz ma pomysł: spektakle w namiotach teatralnych.Grzegorz Józefczuk: Co jest według Pana najważniejsze w staraniach Lublina o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016?
Witold Mazurkiewicz: - Dla mnie najistotniejszy w tych staraniach jest ten moduł, który i innym miastom pozwolił zbudować wiedzę o Europejskiej Stolicy Kultury, czyli to co jest dla tzw. szerokiej rzeszy ludzi, dla tego obywatela, który z kulturą jako taką ma na co dzień niewiele wspólnego. Nasze uczestnictwo w tych staraniach nie może być tylko mnożeniem pomysłów na imprezy kulturalne, budowaniem listy coraz to nowych festiwali czy koncertów. To nie oto chodzi. Rzecz w tym, aby jak największa liczba mieszkańców fizycznie uczestniczyła w tym czymś, co nazywamy Europejską Stolicą Kultury.
Jak to zrobić?
- Ja mam swój mały skromny pomysł, który już w Lublinie realizuję. Podczas poprzedniego festiwalu teatralnego "Sąsiedzi" spróbowałem go bardziej wpisać w tkankę miasta, aby ludzie, którzy nawet nie pójdą do teatru, jednak o nim wiedzieli, żeby zauważyli że festiwal taki jest. Stąd mój pomysł na spektakle w namiocie teatralnym, który można rozbić w centrum miasta, jak też pomysł na rozmnożenie tych namiotów teatralnych, może też w trudnych dzielnicach miasta. Być może to jest również sposób na nasze przygotowanie na to, co nas czeka jako ostatni przyczółek Unii Europejskiej. Musimy spodziewać się sąsiadów chcianych i niechcianych, zapowiedzianych i niezapowiedzianych. I powinniśmy ludzi w tym mieście z tym oswoić, a nie tylko trąbić o wielokulturowości, co robimy zresztą w gronie fachowców. Siłą rzeczy od wieków jesteśmy miejscem, gdzie kultury się mieszają i będą się mieszać. Chciałem nazwać nawet jedną z edycji festiwalu "zamieszkami teatralnymi". Odpukać, że do prawdziwych zamieszek nigdy nie dojdzie. Ale wiemy i to widzimy w Paryżu, Florencji, w tych wyeksponowanych miejscach, że na styku kultur rodzi się niekiedy mieszanka wybuchowa. Im szybciej oswoimy się z tym i z tymi ludźmi, zaanektujemy ludzi, aby wzięli udział w tej naszej ofercie, tym lepiej.
Wracając jeszcze na chwilę do festiwalu teatralnego "Sąsiedzi", chyba od przyszłego roku stanie się on festiwalem wędrującym, spektakle grane będą w Lublinie, a potem w Brześciu i Lwowie, a także, być może, bo to ustalamy, na przykład w Bratysławie i Pradze.
Lublin jest miejscem transgraniczności, ścierania się znanego z obcym. Sam też nie pochodzi Pan z Lublina. To ciekawe zjawisko, że właśnie w Lublinie jest tak wielu twórców i animatorów kultury nie pochodzących z tego miasta ani nawet z tego regionu.
- Jestem z Bielska-Białej, również miasta ogromnie wielokulturowego. Jeżdżę tam często, często udzielam się w teatrach bielskich. Jednak zdecydowanie jestem w tej chwili już "lubelakiem", tu mam klimat do pracy, tu moje najważniejsze przedsięwzięcia powstały i powstają. Natomiast ciągle mam wrażenie, że Lublin jeszcze wciąż jest miastem nieco zapomnianym.
Z punktu Bielska-Białej nie widać Lublina?
- Nie. I powiem więcej, moja droga z Lublina do Bielska-Białej wydłuża się. Z każdym rokiem jest coraz dłuższa. 15, 20 lat temu trwała cztery godziny, a jeżeli teraz jestem w stanie pokonać ją w 6 godzin, to jest sukces. I stąd też moje pragnienie, żeby te starania związane z ESK udały się. Tyle osób jest w tym pospolitym ruszeniu! Dzięki temu wiele dobrych rzeczy uda się nam zostawić. Klimat jest ekstra, atmosfera wielka, liczę, że stale coś do powiedzenia ważnego będą mieli nie tylko ci mocni jedynie w gębie.
Skoro jeździ Pan dużo, warto zapytać, czy będąc w innych miastach zauważył Pan ich starania o tytuł ESK?
- Tak, przede wszystkim widziałem to w Łodzi, tam najbardziej rzucało mi się to w oczy i to w wielu miejscach. Natomiast nigdy w Polsce nie widziałem niczego o Lublinie. Przynajmniej ja tego nie spotkałem.
* Aktor, reżyser, założyciel Kompanii Teatr, dyrektor festiwalu teatralnego "Sąsiedzi"
Grzegorz Józefczuk
Gazeta Wyborcza Lublin
13 marca 2010