Sto pięćdziesiąt lat wolności

Setna rocznica założenia stołecznego Teatru Polskiego została uczczona wystawieniem dramatu, który zainaugurował funkcjonowanie tej sceny. Plakaty reklamujące najnowszego ,,Irydiona" zostały rozklejone po całej stolicy. Podkreśla to wyjątkowość jubileuszu sceny na Karasia. Dziedzictwo Szyfmana jest powodem do dumy nie tylko dla Warszawy, ale i dla całego kraju.

Osobną kwestią pozostaje kształt artystyczny samego przedstawienia. Andrzej Seweryn chciał nawiązać swoim ,,Irydionem" do najstarszej tradycji Polskiego. Uwidacznia się to w przyjętej konwencji. Spektakl odwołuje się do stylistyki dwudziestowiecznych inscenizacji, które charakteryzowały się chociażby dbałością o kostium i detal historyczny. Unika przy tym jednak koturnowości, która rodzi się nieraz przy odtwarzaniu starych metod realizacyjnych. Seweryn podchodzi do tekstu z estymą, ale nie wystawia go z dokładnością jeden do jednego. Skreśla parę dłużyzn i niepotrzebnych dla akcji fragmentów. Przedstawienie nabiera dzięki temu dynamiki. Zbyt długo trwa jednak zawiązanie intrygi, w wyniku czego początek spektaklu jest rozwlekły i przegadany. Buduje to kontrast dla części trzeciej i czwartej, które ukazują narastającą wojenną zawieruchę.

Świat ,,Irydiona" jest u Seweryna pogrążony w ciągłym półmroku. Doprowadza to do stworzenia klimatu na poły onirycznego, na poły tajemniczego. Enigmatyczność przeradza się także w grozę. Podłoga jest wyłożona szklanymi płytami. W tle rozciąga się duże białe płótno, początkowo niewidoczne dla oczu widza. Po scenie rozrzucono prostopadłościany, pełniące funkcję posłań i murów. Cechą charakterystyczną tej scenografii jest sterylność. Oddaje ona klimat samego Rzymu. Antyczne piękno zbiega się z chłodem, sztucznością. Kryją się za nimi zbrodnia i rozpusta.

Irydion (Krzysztof Kwiatkowski) nienawidzi takiego świata. Jego motywacją do działania jest nie tylko chęć wyzwolenia macierzystej Grecji. Kieruje nim także naturalna żądza zniszczenia, powodowana niechęcią do zadufanej w sobie ,,Romy". Znakomita rola Kwiatkowskiego pełna jest takich subtelności. Grek jest zarówno idealistą, jak trzeźwo patrzącym cynikiem. Samo jego pochodzenie czyni go w oczach Rzymian kimś gorszym. Jest traktowany jak pies. Widać to w scenie, w której słudzy cesarza doprowadzają Irydiona przed oblicze władcy. Mężczyzna jest związany i ubezwłasnowolniony. Rodzi się zatem pytanie: czy Irydion mści się w imieniu Grecji? Byłby to wtedy bunt z ducha mickiewiczowskiego Konrada. Czy nie przemawiają tu także osobiste urazy? A może to podszepty Masynissy odgrywają tu kluczową rolę? Postać Kwiatkowskiego zdaje się działać przede wszystkim z chęci odegrania się za swoje krzywdy, które utożsamia z cierpieniami własnego narodu. Masynissa (Jerzy Schejbal) wskazuje mu jedynie pewne drogi, ale przecież nie każe nimi podążać. Irydion sam chętnie zaleca się do rad przybysza w szarych szatach. Dostrzega w nim przecież kogoś, kto może zastąpić utraconego ojca. Krasiński, a za nim Seweryn, rozwiązują odwieczny problem Hamleta: trzeba pójść za wezwaniem Ducha, bo tylko to oznacza jakiekolwiek działanie.

Elsinoe (Anna Cieślak) jedynie poddaje się woli brata. Sama nie zrobiłaby nic dla wspólnej sprawy. Biskup Wiktor (Olgierd Łukaszewicz) ogranicza się do recytowania formułek i nawoływania do spokoju, które nie sprawdzają się w gorących czasach. Także cesarz Heliogabal (Krystian Modzelewski) ,,zabawia" się tylko w pałacu ze swoją strażą przyboczną, której członkowie noszą stroje sado-maso. Powszechny marazm zatruwa życie Greka, który literalnie pali się do działania. Udaje mu się rozniecić ogień, który ma obrócić w pył stary porządek. Sewerynowi udaje się wyszczególnić istotną dwoistość racji zawartych w dramacie. Pierwsza z nich - Siła - jest potęgą, bez której nie da się ruszyć z posad zmurszałego ładu cesarstwa. Ale prowadzi ona jednocześnie do nadużyć. Irydion udaje chrześcijanina, by pozyskać wyznawców religii Chrystusowej do wywołania zrywu zbrojnego. Oszukuje kochającą go Kornelię (Marta Kurzak), by ta pomogła mu w realizacji tego zamiaru. Dziewczyna namawia innych: ,,do boju!", chociaż nie robi tego z autentycznego zapału. Wołanie Kurzak jest automatyczne, jakby jedynym celem jej postaci było zadośćuczynić żądaniu ukochanego.

Symbol krzyża zostaje sprofanowany. Irydion zamienia krucyfiks w miecz. Seweryn ostrzega przed manipulowaniem tym świętym dla chrześcijan znakiem. Można to powiązać z wydarzeniami na Krakowskim Przedmieściu. Takie skojarzenie chyba samo się narzuca. W przedstawieniu winni podobnej manipulacji są i Irydion, i Wiktor. Ten pierwszy wykorzystuje krzyż do uzasadnienia wojny. Drugi za jego pomocą trzyma ludzi w karbach bierności. Spirala wydarzeń nakręca się z coraz większą mocą. Rozpoczyna się wojna między Irydionem a Aleksandrem. Pośrednimi ofiarami stają się i Kornelia, i Heliogabal, i Elsinoe. Twórcy kreują efektowne sceny zbiorowe na tle płonącego Rzymu. Siła przynosi ostatecznie zniszczenie, a Grek całkowicie ulega podszeptom Masynissy i sprzedaje mu swą duszę w zamian za obietnicę upadku Romy.

Tylko czy Siła nie jest racją przejściową? Czy nie prowadzi prosto do żalu i odkupienia? Głos z offu czyta ,,Dokończenie", które opowiada o zbawieniu Irydiona. Ma on odtąd iść ,,drogą czynu". Seweryn nie tłumaczy, co przez to rozumie. Jest to zresztą jedna z największych niejasności samego dramatu. Bo co należy rozumieć przez ,,czyn"? Czy nie było nim wywołanie wojny domowej w cesarstwie? Co ma być alternatywą dla Siły? Codzienne zmaganie się ze światem, pozbawione jednak nienawiści i resentymentu? Czy ,,czyn" sam w sobie nie jest tak naprawdę warunkiem osiągnięcia wolności? Bo to właśnie konieczność życia w pętach jest największą bolączką protagonisty. Aż chce się zawołać: ach, ten polski romantyzm! Oczywiście pewne sprawy muszą pozostać nierozwiązane. Reżyser poprzestaje na wyłuszczeniu najistotniejszych konfliktów zawartych w utworze.

Spektakl opiera się na iście malarskich rozwiązaniach. Część scen jest statyczna. Pozwala to twórcom na kreowanie konkretnych obrazów. Mroczne czeluście katakumb zostają ukazane w półmroku, z światłem reflektora przecinającym scenę na pół. W scenie bitwy płatki róż leżą obok ludzkich zwłok. Taka estetyka nie tylko dużo mówi o świecie przedstawionym, ale i buduje nastrój. Podobnie zresztą jak muzyka. Trio Walicki-Moretti-Zimpel posługuje się dzwonkami, bębenkami, ale także dźwiękami z syntetyzatora. Aktorzy grają zespołowo, czuć wzajemny szacunek dla całościowej pracy. Z całego grona wybijają się jednak Kwiatkowski, Schejbal, Kurzak i Cyrwus.

Przedstawienie jest bardzo dobrze przygotowane pod względem warsztatowym. Dużo bardziej istotne jest w jego przypadku co innego, a mianowicie kontekst, w jakim powstało. Nie chodzi tylko o jubileusz Polskiego. Przecież krótko przed tą rocznicą oficjalnie otwarto obchody sto pięćdziesiątej rocznicy powstania styczniowego. Czy w kontekście tego zrywu wersety ,,Irydiona" nie nabierają prawdziwej mocy? Zwłaszcza jeśli chodzi o dyskusje na temat tego, jaki paradygmat determinuje świadomość każdego Polaka.



Szymon Spichalski
Teatr dla Was
4 lutego 2013
Spektakle
Irydion