Stoi w Powszechnym "Lokomotywa

Spektakle dla dzieci cieszą się coraz większym powodzeniem. Jednak dla reżysera takiego przedstawienia to nie lada wyzwanie, bo najmłodszy widz to bardzo wymagający odbiorca. Jak sobie poradził z "Lokomotywą" Piotr Cieplak w Teatrze Powszechnym?

Kiedy gasną światła i wszyscy domownicy idą już spać, z zakamarków i szuflad wychodzi niewielkich rozmiarów, niezwykle barwna rodzinka: mama z wielkim, rudym tapirem na głowie, tata z ogromnym brzuchem, ciocia, która cały czas robi na drutach, roztargniony synek, temperamentna córka i elegancki Pan w kapeluszu.

Skąd wiemy, że to maleńkie ludziki? Dzięki rekwizytom i dekoracjom, które przygotował znany i ceniony scenograf Andrzej Witkowski. Scena to fragment przedpokoju, w którym stoi wielki mop i ogromna szczotka do butów. W tle widać szuflady, a na ścianie olbrzymie gniazdko z równie olbrzymią wtyczką. Wszystko jest gigantycznych rozmiarów, trochę jak w "Kingsajz", choć możemy sobie wyobrazić, że tak widzą świat małe dzieci, kiedy po raz pierwszy stają na nogi i zaczynają go poznawać.

Tytułowa lokomotywa zabiera najmłodszych w podróż przez najbardziej znane wiersze Juliana Tuwima, chociaż sama nie pojawia się w przedstawieniu. Słychać jednak, jak turkoce i stuka i gna coraz prędzej. Słychać też łomot spadających z abecadła literek i szum przesypujących się z grzesiowego worka ziarenek, a nawet czuć obecność wieloryba, na którego lewym nozdrzu postanowił rozbić namiot Pan Maluśkiewicz.

Ten ogromny świat jest nieco surrealistyczny ze sporą dawką poczucia humoru, ale i ze szczyptą jakiegoś smutku, nostalgii. Reżyser traktuje małego widza poważnie, nie infantylizuje sztucznie spektaklu, żeby przypodobać się małej publiczności. Widać, że aktorzy na scenie świetnie się bawią. A dzieci razem z nimi, bo słyszą znajome wiersze, ale recytowane wielogłosem, wypowiadane ze sceny, na której nie brakuje ciekawych dźwięków i śmiesznych odgłosów.

"Lokomotywa" to taka zwyczajna i niezwyczajna zarazem interpretacja Tuwima. Zwyczajna, bo reżyser nie próbuje dostosowywać tekstu do własnych potrzeb, nie ingeruje w treści i nie serwuje wartości dodanych. A niezwykła, bo inna od tekstu czytanego na głos w domowym zaciszu. Jest w tej interpretacji refleksja, miejsce na pauzę, wybrzmienie słów.

I właśnie w tej pauzie słychać, jak ciężka maszyna wtacza się na scenę, ciężko sapie i toczy się po szynach coraz szybciej i szybciej, by gładko i lekko potoczyć się w dal "tak to to, tak to to, tak to to tak"



Katarzyna Sołtan
www.artbiznes.pl
15 marca 2013
Spektakle
Lokomotywa