Stojąc z rozłożonymi rękoma
Znajomy zapytał mnie czy warto wybrać się do białostockich Lalek na „Pustostany". Odpowiedziałem mu, że musi to zobaczyć, bo ja doskonale bawiłem się na przedstawieniu. On, zamiast odpuścić, zapytał mnie, dlaczego. Wówczas zdałem sobie świadomość, że właściwie nie mam pojęcia ani o czym jest ten spektakl, ani nie potrafię określić, co mnie w nim zauroczyło. Rozłożyłem ręce i zacząłem się zastanawiać.Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to wzbudzenie mojego zaangażowania. Nie tylko mojego, bo niewielka sala pękała w szwach – chodzenie na „Pustostany" jest teraz bardzo modne w białostockim środowisku intelektualistów i ludzi związanych z kulturą – i była zafascynowana tym, co działo się przez 90 minut. Tak, przez cały czas Łucja Grzeszczyk nieustannie mówi i robi to w sposób taki, że widz nie odczuwa upływających minut. Aktorce BTL należą się za to wielkie brawa.
Drugą rzeczą, którą wydobyłem ze swej pamięci była scenografia. Odpowiada za nią Joanna Hrk, która opracowała ruchome skrzydła przenoszące widza a to do pustostanu, a to na pocztę, a to przed budynek itd. Wszystko się zmienia wokół widza, zgodnie z tym, o czym opowiada Grzeszczyk. A do tego obserwator dostaje od aktorki kubki, tablice oraz laptopa, na którym ma sprawdzać co jakiś czas skrzynkę mailową.
Gdy się wciąż zastanawiałem, znajomy dociekliwie zaczął się zadawać pytania. Tym razem chciał się dowiedzieć, o czym jest właściwie ten spektakl. Kłopot w tym, że ja wciąż nie potrafiłem znaleźć na te pytanie odpowiedzi. Na pewno jest o dziewczynie, która mieszka w pustostanie, nie chce jej się pracować, a jedynym marzeniem jest napisanie książki o niczym, którą czytałyby dzieci w szkole. Tak, o tym właśnie jest ten spektakl. Jednak jeśli przyjrzymy się głębiej temu, co znajduje się pod tą warstwą opowieści, dostrzeżemy historię o naszej rzeczywistości, naszych bolączkach, marzeniach, lękach, samotnościach i poszukiwaniach. Historię wypełnioną po brzegi różnymi rodzajami postaci – mimo, że aktorka skupia się tylko na odgrywanej przez siebie postaci.
Dziwny jest to spektakl, bo mimo, że na sali wciąż wybuchały śmiechy, po wyjściu z sali czułem smak gorzkiej ironii. To, co opowiada Grzeszczyk jest naprawdę zabawne, ale tak prawdziwe, że aż przeraża. Każdy może dostrzec w niej samego siebie. I chyba właśnie na tym polega prawdziwa sztuka.
Za swoją książkę, której sztuka jest adaptacją, Dorota Kotas dostała nagrody: Literacką Gdynię oraz Conrada. Mam szczerą nadzieję, że autorzy spektaklu dostaną podobne odznaczenia teatralne.
Stojąc z nadal rozłożonymi rękoma, wypowiedziałem tylko fragment mojej myśli: dziwny jest to spektakl. Po chwili dodałem: ale musisz go zobaczyć.
Jakub Sosnowski
Dziennik Teatralny Białystok
14 lipca 2023