Strzały na Krupówkach

Co chorwacki dramaturg Miro Gavran może wiedzieć o Zakopanem, zapytają Państwo. Pewnie niewiele, więcej natomiast wie tłumaczka Anna Muszyńska, która w brawurowy sposób umieściła akcję Hotelu Babilon w tym kultowym kurorcie. Widownia, będąca świadkami podczas procesu sądowego, dzięki całej plejadzie barwnych postaci poznać może tragiczno-romantyczne zdarzenia, które pewnego pięknego zimowego wieczoru rozegrały się w hotelowej restauracji.

Cała historia mogłaby wydawać się niczym szczególnym: ot, miejscowy dżolero uwodzi nieśmiałą słowacką turystkę. Gdy ta, niesiona na skrzydłach miłości, następnej zimy wraca, odkrywa, że w jego ramionach jest już inna. Zdesperowana sięga więc po rewolwer i wprowadza zamęt nie tylko w życie swego niedoszłego męża, ale i pięciu innych hotelowych gości, którzy następnie zmuszeni są do opowiedzenia przed sądem swojej historii. A jest to towarzystwo nadzwyczaj szalone i międzynarodowe. I właśnie za jego sprawą Hotel Babilon nie jest tylko błahą opowiastką o wakacyjnych miłościach.

Cała atrakcyjność tego spektaklu oparta została na naleciałościach językowych: francuskich, niemieckich, ukraińskich, nawet poznańskich! Najciekawsze w tym wszystkim jest jednak to, że spektakl ten to sprytnie wyreżyserowany monodram, w którym Aldona Jankowska bawi się różnymi akcentami i bardzo płynnie przechodzi między charakterami, zachowaniami, sposobami mówienia. W każdym z pojawiających się języków czuje się wspaniale ( no, może tylko niemiecki nie jest jej „Muttersprache”, ale za to brawurowo ograła te niedoskonałości, choć nie wiem czy to nie było desperackim i przesadzonym krokiem). Rafał Rutkowski jako pierwszy zauroczył mnie w podobnej komediowej monoformie, pomyślałam sobie: on, a potem długo nic. Myliłam się, dopisać muszę także nazwisko Aldony Jankowskiej.

Duet z teatru Montownia podczas spektaklu Kamienie w kieszeniach udowodnił, że na scenie nie jest potrzebna rozbudowana, ba! jakakolwiek scenografia. W przypadku Hotelu… realizatorzy pokusili się o średniej jakości videoart i zabawy z teatrem cieni, które uznać można za zbędne. Aktorka sama była w stanie swoją żywiołowością, kunsztem aktorskim wypełnić całą scenę i niepotrzebne były jej do tego kiczowate obrazki. Niekonsekwentna jest też ingerencja w spektakl głosu z offu, sędziny, która raz nawiązuje dialog z postacią, innym razem znika. Warto może wybrać jedną z możliwości: albo sędzina jest, albo poszła na kawę.

Dość jednak tych narzekań, bowiem publiczność bawiła się świetnie, a to przecież jest głównym celem teatralnych spotkań w piątkowe wieczory. Dramat ten wystawiany jest także jako spektakl na wieloosobową obsadę, nie wiem czy wówczas jest równie interesujący i zabawny, jego siłą jest właśnie jednoosobowe aktorstwo, które z taką płynnością pozwala aktorce tasować postaciami. Artystka w jednym z wywiadów zdradza, jak w bardzo krótkim czasie udało jej się opanować aż siedem języków: „Najpierw trzeba więc zbudować składankę dźwięków, które będą się wiązały z danym językiem i równocześnie będą językiem ukraińsko-polskim, słowacko-polskim, […]. To jest dla aktora bardzo wdzięczna i wiele radości dająca zabawa. Nieraz uśmiałam się do łez, przygotowując się do tej roli.” A humor ten z pewnością udzielił się chorzowskiej publiczności.



Magda Deptała
Materiały Organizatora
6 września 2012