Superstar na warszawskim Targówku

„Jesus Christ Superstar" to rock opera z początku lat siedemdziesiątych, której gwiazda lśni nieprzerwanie od prawie pół wieku w licznie wznawianych i w zupełnie nowych inscenizacjach na całym świecie. Od trzech lat mamy ją w warszawskim Teatrze Rampa. I jest to widowisko prawdziwie światowej klasy.

 

Widzowie zajmują miejsca na widowni. Półmrok, śmiechy, gwar. Lecz pomiędzy rzędami stoją zakapturzone postaci ubrane na czarno, a wokół rozlega się zapach kadzidła. W ten sposób twórcy spektaklu od początku wprowadzają tajemniczą atmosferę napięcia i zapowiedzi śmierci. Stopniowo w rozmowy wdziera się coraz więcej dźwięków zza sceny, które przechodzą w rozpoznawalne przez wszystkich jęczące dźwięki gitary elektrycznej – to początek uwertury. Światło przygasa i uwaga wszystkich skupia się na scenie.

Reżyserzy Jakub Wocial i Santiago Bello stworzyli żywiołowe, nowatorskie przedstawienie na najwyższym poziomie muzycznym oraz, co zasługuje na szczególny podziw, bardzo głębokie duchowo. Obaj reżyserzy umiejętnie posłużyli się doskonale zgranym zespołem artystów – zarówno wokalistów, jak i tancerzy – którego sami są częścią: Jakub Wocial jako wokalista, a Santiago Bello – jako tancerz i choreograf. Doskonałych instrumentalistów świetnie poprowadził Jan Stokłosa jako kierownik muzyczny, zaś Dorota Sabak wykreowała nowoczesną, piękną i prostą w swej symbolice scenografię oraz kostiumy. Ich stylistyka jest bardzo współczesna – czasem aktorzy są ubrani jak obeznani z modą hipsterzy. Jednak Sabak pokazała, że potrafi operować także czernią, bielą i czerwienią jako nośnikami znaczenia. Kostiumy tancerzy i tancerek mistrzowsko podkreślają piękno ich ciał.

Libretto Tima Rice'a, umiejętnie przełożone na język polski przez legendarnego Wojciecha Młynarskiego oraz Piotra Szymanowskiego, przedstawia historię męki i śmierci Jezusa Chrystusa kreując go na niesionego przez zmienny tłum popkulturowego idola, co już samo w sobie było świętokradczym pomysłem. Rice wyeksponował także relację Jezusa z Judaszem, który jest w musicalu postacią niejednoznaczną moralnie i niemal równorzędną Jezusowi. To kontrowersyjne ujęcie stało się po amerykańskiej prapremierze powodem licznych protestów organizacji katolickich, protestanckich, a nawet antyrasistowskich, ze względu na obsadzenie w roli Judasza czarnoskórego Carla Andersona. Cały ten zgiełk przysporzył był tylko musicalowi rozgłosu i sławy. Przekaz duchowy absolutnie nie stoi w opozycji do ewangelicznej treści. Zaryzykowałabym wręcz stwierdzenie, że obejrzenie spektaklu Jesus Christ Superstar w okresie oczekiwania na Wielkanoc może być bardzo ubogacającym doświadczeniem duchowym.

W Teatrze Rampa doskonały wokalnie i wyrazowo Sebastian Machalski jako Judasz faktycznie niemal przyćmił gwiazdę Jezusa (kreuje on zresztą rolę Jezusa w drugiej obsadzie). Młody artysta kipiał emocjami – wzburzeniem, gniewem, żalem, złością, a wszystko to znajdowało odzwierciedlenie w idealnie emitowanym głosie. Jakub Wocial jako Jezus udźwignął tytułową postać dojrzałością kreacji – jego Jezus jest smutny, pełen czułości, cierpliwy. Natalia Piotrowska w roli Marii Magdaleny była wspaniała wokalnie, ciepła, niemal przekonująca. Zabrakło mi jednak bardziej wyrazistego rysu w osobowości jednej z najsłynniejszych kobiecych partii musicalowych świata. Podobnie rzecz miała się z Piotrem – w tej roli Maciej Pawlak obdarzony zachwycającym tenorem, który był zbyt delikatny w swej kreacji.

Na scenie obecna jest od początku zakapturzona smukła postać ubrana na biało, której przerażająca obecność będzie znaczyła najbardziej dramatyczne momenty widowiska. W obsadzie nazwana jest Przeznaczeniem, ale ja nazwałabym ją Śmiercią. To ona nakłania Judasza do zdrady i to ona przypomina wciąż Jezusowi, co Go czeka. Ta niema postać sugestywnie zagrana przez Dominikę Łakomską przywodziła mi na myśl Szatana z „Pasji" Mela Gibsona.

Na uwagę zasługuje też Piłat wykreowany przez Macieja Nerkowskiego, barytona o pięknej barwie, oraz Herod – w tej roli świetny aktorsko i wokalnie Daniel Zawadzki. Spośród tancerek ewidentnie wyróżniała się Ewelina Kruk obdarzona wyjątkowym kunsztem tanecznym oraz ekspresją i urodą. Gdybym spośród świetnych i przejmujących scen ponad stuminutowego spektaklu miała wybrać najlepszą, przyznam, że moment biczowania zrobił na mnie ogromne wrażenie – było to widowisko doskonale zgrane muzycznie, wyrazowo i emocjonalnie. A wisienką na torcie był... język migowy użyty w choreografii!

Koniec. Owacje na stojąco, prze długie minuty. Tak jest podobno po każdym spektaklu.

___

Nagrody: Jakub Wocial – Najlepszy Wokalista Musicalowy 2018 roku, Agnieszka Przekupień (Maria Magdalena w drugiej obsadzie) – Najlepsza Wokalistka Musicalowa 2018 roku
Zdjęcia: Kinga Karpati



Agnieszka Kledzik
Dziennik Teatralny Warszawa
20 marca 2019
Portrety
Jakub Wocial