Światłość lub ciemność, czyli niebo lub piekło

Doprawdy niespodziankę sprawił nam, a już na pewno mnie, Teatr Wielki - Opera Narodowa w Warszawie najnowszą premierą dyptyku operowego "Jolanta"/"Zamek Sinobrodego" w reżyserii Mariusza Trelińskiego. Można powiedzieć, że to - zamierzony lub niezamierzony - prezent na święta Bożego Narodzenia.

Wszak "Jolanta" Piotra Czajkowskiego to opera z ducha religijna, chrześcijańska, promująca prawdę, dobro i sławiąca Pana Boga, zaś "Zamek Sinobrodego" Béli Bartóka to metafora piekła. Zatem wybieraj człowiecze: światłość albo ciemność. I pamiętaj, że będziesz ponosił konsekwencje swojego wyboru. Wyboru drogi życia.

Bajka o królewnie

Owszem, można tak interpretować. Ale reżyser przedstawienia Mariusz Treliński w wywiadach udzielonych przed premierą i w rozmowie zamieszczonej w programie do przedstawienia niejako narzuca swoją interpretację, z którą osobiście się nie zgadzam. Nie zgadzam się, biorąc za podstawę interpretacji libretto obu jednoaktowych oper: zwłaszcza "Jolanty", której libretto oparte jest na dramacie o baśniowej historii pięknej królewny niewidomej od urodzenia, która nie wie o tym, że nie widzi. Jej ojciec i całe otoczenie ukrywa kalectwo przed dziewczyną, by nie poczuła się osobą nieszczęśliwą. Jolanta (Tatiana Monogarova) nie wie, że jej ojciec (Alexei Tanovitski) jest królem. Mieszka w leśnym domku pod opieką służby.

Pewnego dnia w lesie pojawia się młodzieniec, hrabia Vaudemont (Sergei Skorokhodov) i olśniony piękną dziewczyną zakochuje się w niej, a ona w nim. Ma swój wewnętrzny bogaty świat, silnie rozwiniętą wyobraźnię i głębokie życie duchowe. Gdy dowiaduje się, że jest niewidoma i że może poddać się operacji, początkowo nie chce, ale miłość do Vaudemonta sprawia, że godzi się na operację i odzyskuje wzrok. Śpiewa z radością, dziękując Bogu. Finałowa scena ślubu przypomina oratorium śpiewane na cześć Stwórcy, "Bądź pochwalony, Boże Wszechmocny, jesteś prawdą świata" - śpiewają bohaterowie i chór.

Opera Piotra Czajkowskiego jest z ducha i przesłania chrześcijańska. Bohaterowie często odnoszą się do Boga, śpiewają na chwałę Bożą. Ojciec Jolanty, król Rene, prosi Boga o uratowanie córki. Vaudemont śpiewa, wyrażając zachwyt nad światłem jako najpiękniejszym darem Stwórcy. Oboje, Jolanta i Valdemont, we wzruszającym duecie sławią Pana i Jego dobroć, doskonałość. Rozświetlona, tonąca w jasności finałowa scena przypomina hollywoodzkie filmy, co można potraktować jako swego rodzaju "prztyk" ironiczny. Ale pamiętajmy, że "Jolanta" jest baśnią, więc scenografia z pewnego rodzaju założoną "kiczowatością" może nie tyle jest tu usprawiedliwieniem, ile po prostu nie razi aż tak bardzo.

Ręka Sinobrodego

Razi mnie natomiast podawana w wywiadach nadinterpretacja Mariusza Trelińskiego, który w operze Czajkowskiego dopatrzył się rzeczy, których tam nie ma. Rozumiem, że potrzebne mu to było do koncepcji połączenia oper Czajkowskiego i Bartóka damską postacią. Tak więc według reżysera Judyta (w tej roli Nadja Michael), bohaterka opery Béli Bartóka "Zamek Sinobrodego", to po prostu ciąg dalszy życia Jolanty, która porzuciwszy dom, rodzinę przychodzi do krwawego zamku, którego zamożny właściciel, hrabia Sinobrody ma opinię mordercy poprzednich żon.

W interpretacji Mariusza Trelińskiego (wyraźnie ukierunkowanej profeministycznie) Jolanta przychodzi do Sinobrodego (Gidon Saks), ponieważ odżywa w niej tęsknota do tzw. silnej ręki uosabiającej brutalnego mężczyznę. Pana i władcy kobiety. W operze Czajkowskiego ojciec Jolanty, król Rene, ma prawą rękę ubraną w czarną rękawicę, co sugeruje, iż jest to sztuczna, metalowa dłoń. A więc idąc tym tokiem myśli, relacja Jolanty z ojcem była - jak powiada Mariusz Treliński w wywiadzie opublikowanym w programie do przedstawienia - "niezwykle silna, zaborcza, nadopiekuńcza". Reżyser próbuje nawet doszukać się tu jakiejś chorej fascynacji erotycznej, co jest całkowitą bzdurą i nadużyciem interpretacyjnym. Ale właśnie taka interpretacja pozwala mu przemienić Jolantę w późniejszą Judytę złaknioną silnej męskiej dłoni. Bo Sinobrody również ma prawą rękę w czarnej rękawicy.

Potęga głosu

Łączenie postaci Jolanty i Judyty nie ma logicznego sensu, każda z nich bowiem przychodzi z innego porządku rzeczy, każda prezentuje inny system wartości, inną tożsamość, każda żyje w innym wymiarze ludzkim i duchowym. Są jak awers i rewers. Podobnie te dwie opery, tak diametralnie różne rzeczywistości, z których każda należy do innego porządku. Można powiedzieć: światłość i ciemność, niebo i piekło. Albowiem symboliczną wędrówkę Judyty do kolejnych drzwi wielkiego zamku można postrzegać jako metaforę wędrówki po kolejnych kręgach piekła. Aż do siódmego ostatecznego kręgu, z którego już nie ma wyjścia. Pozostaje wieczna ciemność. Otchłań. Taką otchłanią kończy się przedstawienie.

Reżyseria Mariusza Trelińskiego łączy tak diametralnie różne gatunki, jak opera i film. Ten spektakl z założenia jest inspirowany filmem grozy. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby reżyser nie zdominował postaci efektami multimedialnymi. W tej sytuacji bohaterowie obu oper nie mają szans na uwyraźnienie swojej głębi przeżyć duchowych. Z niewielkimi wyjątkami są potraktowane zbyt jednowymiarowo.

W warstwie muzyczno-wokalnej spektakl byłby znakomity, gdyby można było w pełni usłyszeć wszystkich śpiewaków. Tymczasem w partii Jolanty uzdolniona aktorsko Tatiana Monogarova, o ładnej lirycznej barwie głosu, nie zawsze przebija się przez orkiestrę prowadzoną przez Bassema Akiki. Słyszalna jest tylko od czasu do czasu. Nie mówiąc już o lekarzu Ibn-Hakia (Edem Umerov), którego prawie w ogóle nie słyszymy. Natomiast w pełni słyszalny był silny bas Alexieja Tanovitskiego. Wspaniale wybrzmiała para w operze Bartóka: Nadja Michael jako Judyta i Gidon Saks w partii Sinobrodego. Mocne, wielkie głosy zarazem oddające rozmaite niuanse sytuacyjne i dramaturgiczne.

Bez względu na mniejsze czy większe krytyczne uwagi jest to ważne przedstawienie, ponieważ skłania do wielu refleksji, dyskusji, a nade wszystko do zastanowienia się, gdzie przebiega granica między światłem a ciemnością

"Jolanta" Piotra Czajkowskiego" i "Zamek Sinobrodego" Béli Bartóka, dyr. Bassem Akiki, reż. Mariusz Treliński, scenog. Boris Kudlička, kost. Marek Adamski, Teatr Wielki - Opera Narodowa, Warszawa, koprodukcja: Metropolitan Opera, Nowy Jork.



Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
30 grudnia 2013
Spektakle
Jolanta