Święto roześmianej muzy
Już po raz piętnasty w Tarnowie gościła roześmiana Talia. Po dwóch latach przymusowej przeprowadzki do Pałacu Młodzieży muza patronująca Ogólnopolskiemu Festiwalowi Komedii w Tarnowie wróciła w mury budynku przy ul. Mickiewicza w sam raz na jubileusz piętnastolecia, choć jakoś specjalnie go nie fetowanoW tym roku z logo Talii, autorstwa Macieja Sroki, spoglądało na nas oko, w którym odbijała się odnowiona fasada teatralnego budynku. Nie było przymrużone, jak na komedię przystało, lecz szeroko otwarte i bacznie obserwujące. Co zaobserwować mogliśmy na tegorocznym festiwalu? Trochę sprawdzonych już pomysłów, trochę powrotów do dawnej formuły i trochę nowości.
W ramach konkursu obejrzeliśmy siedem spektakli, w tym jeden ukraiński z Białej Cerkwi. Dominowały sztuki osadzone we współczesnych realiach, nawet klasyków, takich jak Gogol czy Molier, prezentowano w wersjach uwspółcześnionych ze skutkiem niezbyt szczęśliwym zarówno dla wymowy dzieł, jak i artystycznego efektu końcowego. Zabrakło więc komediowej klasyki wystawionej tradycyjnie, w kostiumie z epoki, która wciąż widza śmieszy i wzrusza bez potrzeby dokonywania na niej dziwnych zabiegów, bo na tym polega właśnie tajemnica jej ponadczasowości, z którą warto się zmierzyć. Nie zobaczyliśmy też na scenie przedstawień autorstwa wybitnych i uznanych twórców polskich, np. Mrożka czy Schaffera, za to mieliśmy pod dostatkiem popularnych komedii zachodnioeuropejskich - francuskich i angielskich. Wśród nich jak diament zabłysnął polski akcent, czyli znakomity spektakl autorski Przemysława Wojcieszka.
Rywalizację " konkursową rozpoczął Tarnowski Teatr, prezentując sztukę Michaela Frayna "Czego nie widać" w reżyserii Jana Tomaszewicza, ale o tym spektaklu szerzej napiszę osobno za tydzień. W każdym razie tarnowskie przedstawienie zapewniło dobry start festiwalowi, rozśmieszając publiczność do łez. Nie można niestety tego powiedzieć o spektaklu Teatru Wybrzeże z Gdańska, który pokazał w Tarnowie nieszczęsną przeróbkę mało znanej sztuki Moliera "Grzegorz Dyndała" w reżyserii Martello Frangi-vetriego. Typowo obyczajową komedię twórcy wepchnęli w ramy politycznej alegorii, w której zdradzanym chłopem jest Polska, niewierną żoną Unia Europejska, fałszywymi teściami Niemcy i Francja, a podstępnym kochankiem Rosja. Z tego ryzykownego zabiegu twór wyszedł mocno dziwaczny, choć niepozbawiony aktualności, a nawet może i oryginalności.
Śmiesznie, a zarazem nieco strasznie zrobiło się natomiast na scenie za sprawą Teatru Ateneum z Warszawy, który zaprezentował spektakl w reżyserii Eweliny Pietrowiak na podstawie dramatu Sebastiena Thiery "Kasta la vista". To znakomicie, wręcz wzorcowo zrealizowane przedstawienie dotyka w sposób komediowy ważnej kwestii urzędniczej wszechwładzy i niepodzielnych rządów pieniądza - dwóch sił ograniczających osobistą wolność człowieka. Problem w sztuce ukazany został poprzez przygodę biznesmena, który przychodzi do banku podjąć gotówkę z własnego konta. Nie dość, że nikt dostaje pieniędzy, to jeszcze nie może opuścić budynku i zmuszony jest spędzić w nim noc. Tarnowianie mieli dużą przyjemność obejrzeć w tym spektaklu plejadę wybitnych aktorów: Artura Barcisia, Jadwigę Jan-kowską-Cieślak, Krzysztofa Tyńca, Marzenę Trybałę i Elżbietę Kępińską.
Kolejny spektakl konkursowy to także bardzo dobra inscenizacja, tym razem z Krakowa - sztukę Yasminy Rezy "Bóg mordu" w reżyserii Marka Gierszała pokazał Teatr im. J. Słowackiego. Obyczajowa komedia francuskiej pisarki konfrontuje ze sobą dwie rodziny przy okazji szkolnej bójki ich dzieci. Okazuje się, że pod maską pozorów kryją się różne życiowe postawy, tarcia i rodzinne niesnaski, które wychodzą na jaw podczas wspólnego spotkania. Gdy zasłona kultury opadnie i bohaterowie przestaną udawać, zaczyna rządzić prawo silniejszego i tytułowy bóg mordu mieszkający w każdym z nas. Ta mądra sztuka niewątpliwie nie tylko rozśmieszyła publiczność, ale sprzyjała też refleksji nad ludzką naturą. Jej walory doceniło jury, przyznając główną nagrodę festiwalu.
Za to w nastrój czystej zabawy wprowadziło tarnowian przedstawienie firmowane przez Tito Productions z Warszawy pt. "Boeing boeing" na podstawie znanej farsy Marca Camolettiego w reżyserii Gabriela Gietzkiego, z popularnymi aktorami telewizyjnych seriali w obsadzie, m.in. Szymonem Bobrowskim, Cezarym Kosińskim, Rafałem Królikowskim i Olgą Bołądź. Sama sztuka to właściwie komediowy "samograj". Jak na farsę przystało, dużo w niej nieporozumień, kombinacji, wykrętów, biegania między pokojami, bo główny bohater mieszkający z trzema kobietami, które o sobie nie wiedzą nawzajem, musi dokonywać cudów, by nie dopuścić do zgubnej konfrontacji. Ten też spektakl zdobył nagrodę publiczności jako najzabawniejsze widowisko festiwalu.
Trochę ambitniejszą propozycję komediową zaprezentował Teatr Polonia - autorskie przedstawienie Przemysława Wojcieszka "Jeszcze będzie przepięknie". Jest to historia pary młodych ludzi, którzy w naszej niełatwej rzeczywistości borykają się z typowymi problemami - praca, mieszkanie, kłopoty finansowe. W tle życiowych perypetii bohaterów obserwujemy zmagania w telewizyjnym muzycznym show, w którym wygrana może być skutecznym remedium na zadłużenie młodej pary. Temu wątkowi towarzyszy dużo dobrej muzyki i piosenki w równie dobrym wykonaniu Moniki Dryl oraz Rafała Rutkowskiego.
Ostatnim pretendentem do nagrody konkursowej był ukraiński spektakl teatru z Białej Cerkwi - uwspółcześniona wersja "Rewizora" Mikołaja Gogola. Akcja sztuki rozgrywa się w miasteczku, hotelu i szpitalu. Główny bohater, mylnie uważany za tajnego wysłannika władz centralnych, żyje na koszt prowincjonalnych urzędników, oddając się romansom i przyjmując łapówki. Gdzieś jednak ginie w tej inscenizacji Gogolowski klimat i śmieszno-mroczny obraz mechanizmu władzy opartej na korupcji, który tak mistrzowsko odmalował pisarz.
Jak co roku festiwalowi towarzyszyły wystawy plastyczne i imprezy pozakonkursowe. Swoje obrazy z cyklu "Kolombina i malarz" w teatralnym foyer pokazał Szymon Wojtanowski, Małgorzata Bieniek-Strączek jako maggie piu zaprezentowała pełne tajemniczego i demonicznego uroku kobiece sylwetki z modowymi gadżetami, zaś w kawiarni Soprano obejrzeć można było wystawę "Zezem" tarnowskiego fotografka Tadeusza Koniarza. Natomiast na scenie poza konkursem tarnowianie zobaczyli trzy przedstawienia. Konrad Imiela i Mariusz Kiljan w muzycznym spektaklu "Dżob" Teatru Capitol z Wrocławia rozbawili, rozśpiewali, roztańczyli, a nawet nakarmili pieczonym prosięciem publiczność, Nowy Teatr im. Witkacego ze Słupska sztuką Raya Cooneya "Mayday" przypomniał postać niedawno zmarłego Edwarda Żenta-ry, który spektakl wyreżyserował, a galę finałową festiwalu uświetnił występ Grupy MoCarta oraz Zbigniewa Zamachowskiego i Wojciecha Malajkata w inscenizacji pt. "Zamach na MoCarta, czyli jeżeli śpiewać to nie indywidualnie" Teatru Syrena z Warszawy.
Niewątpliwie festiwal był sprawnie zorganizowany i przebiegł w przyjemnej atmosferze docenionej przez widzów i gości. Cieszy fakt, że zdecydowano się zaprosić, jak za dawnych lat, jurorów do oceny spektakli. Jury niewielkie, bo czteroosobowe, ale zawsze to jakiś postęp w podnoszeniu rangi imprezy, choć w przyszłości można by pomyśleć o rozszerzeniu tego gremium. Dobrze też, że równolegle zachowano nagrodę publiczności, bo to ważne dla artystów trofeum mobilizuje zarówno widzów, jak i uczestników konkursu.
Szkoda, że tak mało spektakli zaproszono do rywalizacji w Tarnowie - tylko sześć polskich - a przecież nie brak w naszym kraju teatrów, które wystawiają komedie i chętnie w ramach festiwalu skonfrontują się z innymi. Pamiętamy wciąż Talie, na których obejrzeć można było kilkanaście inscenizacji. Czy nie warto wrócić do tamtej bogatej formuły? Przy okazji, po co zapraszać teatry zagraniczne do konkursu ogólnopolskiego z nazwy, gdy rodzimych produkcji na festiwalu jak na lekarstwo. Jeśli już, to niech goście spoza Polski pokażą, co śmieszy ich rodaków, ale w ramach imprez towarzyszących.
Dobrym pomysłem jest dwukrotna prezentacja każdego przedstawienia, co pozwala na ich obejrzenie większej liczbie widzów. Tegoroczna frekwencja na obydwu turach spektakli potwierdza, że zainteresowanie tarnowian dobrą komedią jest duże i organizatorzy festiwalu powinni starać się mu sprostać.
Żegnając się z festiwalem, wypada nostalgicznie westchnąć i cierpliwie czekać do kolejnej jego edycji. Bo choć w Tarnowie jesienią sporo się dzieje w kulturalnym życiu miasta, to organizatorzy imprez jakoś nie wpadli na pomysł, by porozumieć się między sobą tak, aby terminy festiwali i przeglądów nie zazębiały się. Jednocześnie z Talią trwał na przykład w MCK przegląd teatrów tańca Scena Otwarta i trzeba było wybierać między spektaklem komediowym a baletowym, a przecież jest w Tarnowie spora grupa ludzi, którzy chętnie wzięliby udział w obydwu wydarzeniach, gdyby tylko dano im szansę. Tę uwagę powinni wziąć do serca także organizatorzy przyszłorocznej Talii.
Beata Stelmach-Kutrzuba
Temi
21 października 2011