Swoje, ale też słowackie przedstawienie
Z jednej strony w "Kum i Plum", którego premiera odbyła się w minioną sobotę, nie brakuje mocnych stron, z drugiej - w porównaniu do pełnych rozmachu wcześniejszych przedstawień, do których Pleciuga już nas przyzwyczaiła ("Sklep z zabawkami", "Pippi Pończoszanka) spektakl według pomysłu i autorstwa Słowaczki Moniki Gerboc - wydaje się dość skromnyMocne strony "Kuma i Pluma" to muzyka (Bartłomiej Orłowski) i aktorstwo. Tytuł sztuki pochodzi od imion dwóch klaunów - bohaterów przedstawienia. Rozważny Kum (Rafał Hajdukiewicz) wyjaśnia koledze lekkoduchowi Plumowi (Katarzyna Klimek), co jest najważniejsze w życiu, jaki jest jego cel i sens. Na przykład, ważne jest, żeby jeść i pić, bo się rośnie. Ale z kolei ważne, by nie urosnąć do rozmiarów słonia. Niektóre sceny stanowią całość samą w sobie, nagradzaną przez publiczność spontanicznymi oklaskami. To zwłaszcza sceny muzyczne, w których realizatorzy wykorzystują znane wszystkim przeboje.
Nie brakuje pomysłów scenograficzych (Toma Volknera) z uwzględnieniem ciekawej animacji na ekranie, który zamyka się i otwiera jak w kinie. Innym razem ekran znajduje się w tańczącej szafie. Ekran ma otwory, przez które swoje kwestie wypowiadają bohaterowie. Na przykład malutki Ropuch w otoczeniu pływających po ekranie morskich fal i przesuwających się chmurek. Żyrafa robi na drutach bardzo długi szalik, towarzyszący jej ślimak wyznaje dozgonną miłość. Już wiemy, dokąd się tak bardzo śpieszył, co jest śmieszne samo w sobie, gdy mowa o ślimaku.
Aktorom w tak zwanym żywym planie towarzyszą lalki, marionetki i pacynki (Mariola Fajak - Słomińska, Mirosław Kucharski, Janusz Słomiński, Zbigniew Wilczyński).
Ewa Koszur
Głos Szczeciński
10 listopada 2010